Żadna tajemnica: wolność kosztuje i nieformalne pary mają w życiu mniej lub bardziej trudno niż małżeństwa. Przynajmniej część banków stosuje w takich przypadkach rozmaite wyliczenia zdolności kredytowej.
– W jednym z największych banków para kredytobiorców w związku małżeńskim bez zobowiązań i dzieci na utrzymaniu, o łącznych dochodach 5 tysięcy złotych netto, zadłużając się na 30 lat, ma zdolność kredytową w wysokości 480 tysięcy. W przypadku pary w związku nieformalnym w takiej samej sytuacji finansowej jest to 420 tysięcy złotych – wylicza na łamach „Pulsu Biznesu” Piotr Firlej, analityk Metrofinance.
Bywa też, że banki traktują konkubentów jako dwa odrębne gospodarstwa domowe – co oznacza wyższe miesięczne koszty utrzymania per capita, a zatem: niższą zdolność kredytową.
Eksperci zastrzegają, że nie wszystkie banki w Polsce stosują takie kryteria. Wspólne inwestycje konkubentów nie są oczywiście rzadkością i uzyskanie przez nich kredytu nie stanowi większego problemu. Dotyczy to również kredytów hipotecznych. Jednak zarówno 60 tysięcy złotych różnicy w zdolności kredytowej, jak i niemożność korzystania z programów takich, jak Mieszkanie dla Młodych czy Rodzina na Swoim – które, w uproszczeniu, są adresowane do małżeństw – sprawia, że inwestowanie przy zachowaniu osobistej wolności staje się bardziej ryzykowne niż w przypadku małżeństw.
A już najbardziej ryzykownym – z perspektywy banku – interesem wydają się nieformalne związki z dziećmi. Im więcej pociech, tym większe koszty utrzymania, i tym mniejsza zdolność kredytowa.
Paradoksalnie, najważniejsza z przewag małżeństwa - możliwość wspólnych rozliczeń podatkowych - może wkrótce odejść do lamusa. To jednak nie znaczy, że konkubinaty zyskają na wartości.