Te polskie firmy upadły przez działania skarbówki. Nikt nie wie, ile mniejszych podmiotów zniknęło z rynku
Konrad Bagiński
22 listopada 2016, 16:24·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 listopada 2016, 16:24
Optimus, JTT czy TFL to głośne przypadki dużych firm, które upadły przez działania karbówki. Ile jest mniejszych? Nie wiadomo. Jak fiskus je zabija? Na przykład nie zwracając nadpłaconego VAT-u.
Ministerstwo Finansów chwali się rosnącą skutecznością swoich kontroli. My porozmawialiśmy z kilkoma przedstawicielami nękanych kontrolami firm.
Reklama.
W zeszłym roku przeprowadzono ich 9 400, w 82 proc. przypadków (czyli ponad 7700) kontrolerzy znaleźli nieprawidłowości. Co ciekawe – ich łączna suma to 18,5 mld zł. Czyli – statystycznie rzecz ujmując – aż 2,4 mln na każdą sprawę.
Urzędnicy Kontroli Skarbowej idą za ciosem. Ministerstwo twierdzi, że w ciągu 3 kwartałów tego roku nieprawidłowości w płaceniu VAT wykryli w 90 proc. kontrolowanych firm. Imponujące statystyki. Powstaje jednak pytanie – czy służby skarbowe nie niszczą przy okazji prawidłowo działających firm?
Wszak prawo podatkowe w Polsce pełne jest luk i nieścisłości. Według raportu Paying Taxes 2015, przygotowanego przez PwC oraz Bank Światowy, polscy przedsiębiorcy w ciągu roku potrzebują średnio 286 godzin (czyli 36 dni roboczych) na uiszczenie 18 opłat podatkowych. Średnia unijna to 189 godzin poświęconych na 12 opłat podatkowych.
Wracając do skarbówki – dzięki tegorocznym działaniom kontrolerów w budżecie pozostało ponad 1,5 mld złotych. W analogicznym okresie ubiegłego roku (trzy kwartały) kwota ta wyniosła niespełna 870 mln zł. Najbardziej wyraźny trend zauważalny jest w zatrzymaniach wypłat z budżetu nienależnego zwrotu podatku VAT. – Kontrola Skarbowa szybciej identyfikuje próby wyłudzeń podatku, dlatego możemy sprawniej blokować wypłaty VAT, których po prostu być nie powinno – wyjaśnia wiceminister finansów i Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej Wiesław Jasiński.
Rodzi się jednak pytanie – ile z tych zatrzymań VAT-u okaże się bezprawne? Tajemnicą poliszynela jest to, że wystąpienie o zwrot nadpłaconego VAT-u to proszenie się o kontrolę. Na dodatek państwo niezbyt chętnie wypłaca nawet prawidłowo odliczone podatki. To zaś zabija firmy, które nawet latami muszą czekać na ich zwrot. Stało się tak z firmą państwa X. Nie chcą ujawniać swoich danych ani tego, co produkowali. – Wolimy pozostać anonimowi. Nie chcemy mieć kolejnych kłopotów z tego tytułu, ciągle mamy problemy finansowe. Żona pracuje w instytucji finansowej, mogłaby stracić pracę. Poza tym ciągle próbujemy te pieniądze odzyskać... – mówi mi pan Jacek. Wraz z żoną Ewą brali udział w przetargach publicznych na terenie całego kraju i sprzedawali specjalistyczny sprzęt dla lokalnych samorządów.
– Te produkty powinny być sprzedawane z 8-procentową stawką VAT. Ba, urzędy skarbowe kilkunastu takich zwrotów na nasze konto dokonały! Odmówili w jednym konkretnym przypadku, twierdząc, ze firmy o podobnym do naszego profilu działalności powinny stosować stawkę 23 a nie 8 proc. Mimo wyroku sądu, czekamy już 3 lata – mówi pani Ewa.
- W naszym przypadku trzeba jasno powiedzieć, że to nie była nieprawidłowość. To nie było tak, że ktoś nam coś wykrył, czy niesłusznie o coś oskarżył. My, prowadząc działalność, sprzedając nasze produkty, zgodnie z ustawą powinniśmy je sprzedawać z 8-proc. VAT-em. Problem w tym, że pewne starostwo powiatowe zmusiło nas do wystawienia faktury z 23 proc. VAT-em. Musieliśmy zapłacić dostawcom, wykonawcom. Notabene zapłaciliśmy też 40 tys. zł kary za spóźnienie się z dostawą - które wynikało z przepychanek z vatem na fakturze! Zdarza się – dodaje pan Jacek.
Małżeństwo X złożyło jedną z ofert z VAT-em w wysokości 23 proc.. Zastrzegli jednak, że i tak wystąpią o indywidualną interpretację do urzędu skarbowego i będą domagali się zmiany na 8 proc.
– Zarówno w urzędach, jak i firmach o podobnym do naszej profilu była dość duża dowolność. Żeby mieć pewność co do podatku, należało się zwrócić o tzw. indywidualną interpretację. Jej wydanie trwało rok, półtora, co bardzo utrudniało realizację przetargów. Pamiętajmy, że wszystkie dostawy dobywały się na podstawie przetargów publicznych, do których składający ofertę nie ma prawa wnieść uwag. Zamawiający wstawił więc stawkę 23 procent, pomimo, że powinien 8 proc. Zwróciliśmy się więc o indywidualną interpretację, naczelnik US wydał opinię, ze powinno być to 23 proc. – mówi pani Ewa.
Odwołaliśmy się od tej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sąd zawyrokował, że powinno być 8%. Mimo ego, Urząd Skarbowy odmówił nam wypłaty nadpłaconego VAT-u, uznając, że umowa została podpisana z 23% VAT-em i tak ma zostać – opowiada pan Jacek. Na pieniądze czekają już 3 lata. - Spółkę o wielomilionowych obrotach położyło to na łopatki a zwrotu pieniędzy nie dostaliśmy do tej pory. Żeby walczyć, musielibyśmy mieć duże zaplecze finansowe, bo w końcu trzeba pozwać Skarb Państwa. Nie stać nas na to finansowo ani emocjonalnie – tłumaczy dziś pani Ewa.
– Największa kuriozalność tej sytuacji polega na tym, że takie same przetargi odbywały się w całej Polsce. W innych urzędach skarbowych bez problemu zwracano nam pieniądze, odrzucono też jedną z naszych ofert, którą złożyliśmy po całej sprawie na 23% - dodaje pan Jacek. – Nagle okazało, się, że zamiast dostać 200 - 300 tys. zwrotu VAT-u, musieliśmy zapłacić dodatkowo ponad 100 tys. zł, bo musieliśmy przecież startować w kolejnych przetargach - a warunkiem jest niezaleganie z VAT-em. Podziałaliśmy jeszcze niecały rok i – mówiąc kolokwialnie - wyłożyliśmy się.
To dobrze, że wzrasta ściągalność podatków a firmy wyłudzające VAT są ścigane. Powstaje jednak pytanie, jakim kosztem odbywa się ta operacja i czy nie cierpi na tym zbyt duża liczba uczciwych przedsiębiorców.