Wielki sukces polskiej nauki. Dzięki ostatniemu odkryciu badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego możliwe będzie projektowanie szczepionek, działających przeciwko rozwojowi nowotworów. To nie jedyne dobre wieści – odkrycie stało się również podstawą największej w Polsce komercjalizacji z dziedziny nauki. I chociaż pojawiają się głosy, że większość dochodu z potencjalnego leku trafi za granicę, trzeba pamiętać, że inna forma sprzedaży takiego odkrycia byłaby po prostu niemożliwa.
Na czym polega innowacyjność rozwiązania stworzonego na Uniwersytecie Warszawskim? Naukowcy odkryli uniwersalny sposobu stabilizacji i zwiększenia produktywności genów mRNA.
mRNA to kopie niewielkich fragmentów DNA zwanych genami. Ich główne zadanie to transfer w komórkach informacji genetycznej, dzięki czemu żywe komórki produkują określone typy białek.
Białka zaś odgrywają w organizmach żywych fundamentalną rolę. Odpowiadają właściwie za większość czynności organizmu, w tym prawidłowe działanie układu odpornościowego. Jest jednak pewien problem. W komórkach, występujących w naturalnym środowisku, mRNA jest stosunkowo szybko degradowane przez enzymy – ich trwałość jest zatem ograniczona. I nad tym właśnie zagadnieniem pochylili się naukowcy z Polski.
Wprowadzenie do organizmu lub jego komórek określonego typu mRNA (syntetyzowanego w laboratorium) może wywoływać różne pożądane efekty. Może to być suplementacja białek, przez których niedobory możliwy jest rozwój chorób. Jednak najbardziej istotne w kontekście współczesnej medycyny jest wsparcie regeneracji tkanek, a nawet stymulowanie i szkolenie układu odpornościowego, aby mógł naturalnie zwalczać komórki rakowe przy pomocy limfocytów T.
Profesor Jacek Jemielity, który kierował zespołem badającym mRNA, w rozmowie z INN:Poland opowiada o dokonanym właśnie odkryciu.
– Nasz wynalazek ma zastosowanie w rozwijaniu bardzo nowatorskiej terapii, jaką są szczepionki przeciwnowotworowe. Chcemy leczyć konkretne nowotwory, ale nasza teoria może mieć zastosowanie w terapii dowolnego nowotworu. Komórki, z których rozwija się dana odmiana tej choroby, mają pewne zmiany w składzie, również białek – tłumaczy. – A jeśli uda nam się znaleźć białko charakterystyczne dla danego nowotworu, to możemy stworzyć w laboratorium odpowiednie mRNA, które koduje to białko. Taki przepis później dodaje się do komórek dendrytycznych, które są bardzo ważnym elementem układu odpornościowego i na ich powierzchni dochodzi do „szkolenia” limfocytów T, które później niszczą dane komórki nowotworowe – dodaje.
Czy to odkrycie przyśpieszy rozwój szczepionek przeciwnowotworowych? Profesor dodaje, że właśnie trwają badania kliniczne pierwszej fazy. Po niej nastąpi druga i trzecia faza, które są niezbędne, by lek został dopuszczony do obiegu. Profesor Jemielity mówi, że statystycznie obie te fazy zajmują od dwóch do trzech lat badań.
– Pamiętajmy jednak, że to nie jest tylko nowy lek. To zupełnie innowacyjne podejście terapeutyczne, więc bardzo trudno przewidzieć, kiedy dokładnie te fazy zakończą się pełnym powodzeniem – dodaje.
Odkrycie tej metody nie byłoby możliwe bez wspomnianej wcześniej komercjalizacji. Sam pomysł na te badania powstał już w 1987 roku. W 2001 roku opublikowano pierwsze artykuły naukowe, a w 2006 roku wraz z amerykańskim Uniwersytetem Stanowym w Luizjanie naukowcy opatentowali projekt – to wtedy badania ruszyły pełną parą.
Późniejsze lata przyniosły zawarcie umów z dużymi koncernami farmaceutycznymi. Na początku tej dekady naukowcy nawiązali współpracę z niemiecką firmą BioNTech – pionierem w kwestii testowania i projektowania szczepionek genetycznych, które umożliwiałby układowi odpornościowemu walkę z rakiem. Pod koniec 2015 roku koncern zawarł z firmą Sanofi kontrakt na sublicencję wynalazku z Polski na kwotę 300 milionów dolarów. A we wrześniu bieżącego roku nawiązano współpracę z firmą Genentech (spółki zależnej Roche), której wartość opiewa na 310 milionów dolarów.
Co istotne, UW oraz amerykański uniwersytet, zapewniły w umowach gwarantowane przychody ze sprzedaży sublicencji oraz późniejszej sprzedaży opracowanych leków i terapii. W polskich mediach pojawiły się jednak głosy, że do polskich naukowców trafi tylko mały procent zysków z komercjalizacji ich wynalazku.
– Umowy licencyjne, podpisane z BioNTech, zostały skonstruowane przez profesjonalistów z USA, którzy mają ogromne doświadczenie na tym polu. Przekaz medialny został być może zniekształcony, ale moim zdaniem wszystko zostało zrobione tak, jak powinno. Oczywiście, wolałbym, żeby takie wynalazki powstawały od początku do końca w Polsce. Ale to niemożliwe – tłumaczy profesor Jemielity.
– To dotyczy nie tylko naszego kraju, ale również tych, gdzie kultura komercjalizacji nauki jest wyższa. Koszty wprowadzenia nowego leku są tak olbrzymie, że od pewnego etapu są w stanie przeprowadzić to tylko największe koncerny farmaceutyczne. Wprowadzenie na rynek nowego, „zwykłego” leku to koszt dwóch miliardów dolarów. A nasz lek jest innowacyjny, więc jego koszty są jeszcze większe. Bo trzeba sprawdzić, żeby lek był skuteczny i do tego bezpieczny – dodaje.
Rykoszetem podczas konferencji prasowej został trafiony również rząd. Żaden z przedstawicieli z ministerstwa nauki i rozwoju nie pojawił się na oficjalnej prezentacji, czytamy. Dla niektórych było to potwierdzenie, że władza tak naprawdę nie interesuje się rozwojem nauki w Polsce, innowację traktując jako pusty slogan. Prof Jemielity do tego zagadnienia podchodzi z iście stoickim spokojem
– Wiele z badań zrobiliśmy w ramach grantu, przyznawanego przez polskie agencje naukowe. Na ich podstawie powstał nasz wynalazek – mówi. – Nie oczekujemy wsparcia od tego rządu, czy kolejnego. Chcemy tylko, by tworzone były dobre warunki dla nauki, zwłaszcza te podstawowe, z których później mogą powstać innowacyjne wynalazki. Nie upolityczniajmy tego odkrycia. Chodziło o prezentację wynalazku, nie o wydarzenie polityczne – konkluduje.