Brzydkie jak noc billboardy, okienka, które znienacka wyskakują, zasłaniając cały ekran i natrętne telefony – kto jak kto, ale firmy usługowe wiedzą, jak obrzydzić swoim klientom życie. Zdawałoby się, że irytacja, jaką budzą takimi próbami, prędzej czy później obróci się przeciwko nim. Nic z tych rzeczy. Lata mijają, a reklamowe praktyki nie zmieniają się ani na jotę.
Odmawiasz zgody na przekazywanie treści marketingowych, a mimo to telemarketer wciska tobie niechciane promocje? To rzeczywistość znana większości Polakom. Celują w tym szczególnie banki. Święta zasada „klient, nasz pan” nie znajduje w tym przypadku zastosowania. Dlaczego firmy w ogóle decydują się na takie pogrywanie ze swoimi odbiorcami?
– Irytowanie odbiorców reklam jest skutkiem ubocznym działań marketingowych – tłumaczy Michał Toczyski z agencji marketingowej Scorise. Zdaniem eksperta, wynika to z faktu, że firmy nie mają możliwości odfiltrowania, którzy użytkownicy są zainteresowani ich usługami. Odzywają się więc do wszystkich z nadzieją, że część zdecyduje się wykupić oferowany produkt. – I zazwyczaj tak się dzieje. W przypadku sprzedaży telefonicznej sprzedaż sięga od jednego do kilku procent – opowiada.
Z nieco innej perspektywy patrzy na to zagadnienie Tomasz Bartnik z One Eleven. – Nawet jeśli reklama będzie natrętna, irytująca i ogólnie rzecz biorąc niezbyt dobrze odebrana i tak będzie miała większą siłę przebicia niż spot, który stara się nie niezbyt mocno narzucać odbiorcy i jest na poziomie – przekonuje.
Zdaniem eksperta, w Polsce nie reagujemy agresją na agresywne formy promocji, bo nie jesteśmy zamożnym krajem i większość kampanii reklamowych ma właśnie taki charakter. Zdążyliśmy się więc do nich przyzwyczaić i uznajemy, że zapewne tak musi być. – Ale to się już zmienia i zmieni się jeszcze bardziej w przyszłości, choćby dlatego, że młodsi konsumenci są wyjątkowo źle nastawieni do takich reklam – mówi Bartnik.
Póki co wygrywa jednak kontrowersja. Wszyscy pamiętamy z pewnością reklamę Media Expert z udziałem Eweliny Lisowskiej. Wysoki głos piosenkarki, która wykrzykiwała z ekranów telewizorów: „Włączamy niskie ceny” można było usłyszeć średnio co kilka minut. Na Facebooku rozkwitły nawet fanpage protestujące przeciwko spotowi, a jeden z nich doszedł nawet do liczby 30 tys. fanów.
– Takie protesty stanowią promil wobec 20 mln grupy konsumentów w Polsce. To co jest najważniejszego w reklamie to zasięg i ekspozycja – przekonuje Wojciech Walczak z Melting Pot.
Jego zdaniem, przykład Media Expert jest wspaniałym przykładem sukcesu. – To jedna ze skuteczniejszych kampanii ostatnich lat. Większości społeczeństwa wbiła bowiem do głowy prosty komunikat – twierdzi. Jaki to komunikat? Po pierwsze, istnieje coś takiego jak Media Expert. Po drugie, można tam kupić sprzęt RTV/AGD. Wreszcie, że jest on w niskich cenach.
– A że były protesty? Zdarza się. Oczywiście ME w pewnym momencie przesadził z ekspozycją, ale generalnie efekty reklamy należy ocenić bardzo pozytywnie – przekonuje Walczak.
Jednocześnie ekspert zauważa, że ze wspomnianą intensywnością ekspozycji łatwo przesadzić. – Otworzyłem niedawno video, przed nim pokazała się jeszcze reklama, a po jej zamknięciu wyskoczyła kolejna – tym razem tekstowa. Konsument czuje się w takich sytuacjach osaczony i chce uciekać – podkreśla. Firmom opłaca się denerwowanie klientów z jeszcze jednego względu. Mają świadomość, że ci od nich mimo wszystko nie odejdą.
– Podobne praktyki stosują wszyscy lub niemal wszyscy w najbardziej konkurencyjnych branżach. Czy to zniechęca odbiorców? Nawet, jeśli tak, to potencjalni klienci z powodu telefonów nie mogą się przecież obrazić na wszystkich – podkreśla Toczyski.
Ekspert zauważa jednak, że wraz z rozwojem technologii podobne sytuacje będą miały miejsce coraz rzadziej. W ostatnim czasie rozwija się bardzo koncepcja marketing automation. Opiera się ono na śledzeniu zachowań użytkowników (za ich zgodą wyrażoną przy zapisywaniu się na newsletter oraz na stronie – tzw. pliki cookie). Dzięki marketing automation firmy po wysłaniu maila z ofertą mogą śledzić zachowanie odbiorcy – czy otwiera tę korespondencję, na jakie podstrony wchodzi, ile spędza na nich czasu.
– Daje im to wiedzę, kto rzeczywiście jest zainteresowany ich usługami i do kogo najlepiej zadzwonić w pierwszej kolejności. Np. jeżeli klient banku szuka rachunków firmowych, to placówka nie będzie go namawiać na kredyt konsumencki – mówi przedstawiciel Scorise.
Wygląda więc na to, że jedynie rezygnacja z prywatności zapewni nam ucieczkę od irytujących reklam.