
Reklama.
Dostało się rządowi jako całości. Zdaniem Kaźmierczaka każdy z ministrów mówi co innego i trudno wyrokować o stanowisku rządu ws. pomysłu podatku progresywnego dla przedsiębiorców. Szef ZPP powiedział, że łatwiej odpowiedzieć na pytanie, jakie liczby padną w lotto lub „zapytać wróżbitę Macieja”.
Kaźmierczak odniósł się też do sytuacji, w jakiej znajduje się budżet państwa. Według Kaźmierczaka jedyny ratunek dla budżetu to „rozszerzenie brutalnego fiskalizmu na grupy niższej klasy średniej”. „Co ją dorżnie. Już dziś jakieś 300 tys. przedsiębiorców płaci podatek na poziomie 70 proc. I to tych najuboższych” - konkluduje w rozmowie z DGP.
Dalej argumentuje, że działalności gospodarcze o obrotach do 5 tys. zł miesięcznie płacą zryczałtowany ZUS w kwocie 1,1 tys. zł plus 19-procentowy podatek. Przytacza przykład krawcowej, która bierze 15 zł za poprawki w spodniach. Kaźmierczak twierdzi, że zarabia miesięcznie niecałe tysiąc złotych, a państwo żąda od niej jeszcze większej składki miesięcznej na ubezpieczenie społeczne. Zdaniem Kaźmierczaka właśnie takich ludzi jest w Polsce około 300 tys., a reszta uciekła z kraju albo w szarą strefę.
Zdaniem Kaźmierczaka obecna władza nie liczy się z przedsiębiorcami ani ich nie szanuje. Prezes ZPP podkreśla, że chodzi zarówno o małych, jak i dużych przedsiębiorców. I że obecny rząd nie różni się pod tym względem od poprzednich. Porównuje też przemówienia minister pracy Elżbiety Rafalskiej do przemówień Hilarego Minca, polskiego działacza komunistycznego i ekonomisty. Zaznacza też, że rząd nie dementuje tych przemówień.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna