W ogłoszonym niedawno zarysie nowej podstawie programowej dla podstawówek rząd największą uwagę zwrócił na wychowanie w duchu patriotycznym i zmianę treści dotyczącej wychowania seksualnego. Tymczasem badania pokazują, że równie mocno, jeśli nie bardziej, polskim dzieciom przydałaby się... edukacja ekonomiczna.
Inflacja to dla nas „coś z finansami”, a na giełdzie „oblicza się wartość zarobionych zysków i strat”. Wbrew pozorom osoby udzielające takich odpowiedzi prowadzącemu program „Matura to bzdura” nie były emerytami, którzy swoją wiedzę ekonomiczną czerpali z socjalistycznych podręczników. Właściwie, większą część z nich stanowili studenci.
Z ubiegłorocznego badania Narodowego Banku Polskiego wynika, że ponad połowa Polaków (51 proc.) negatywnie ocenia stan swojej wiedzy ekonomicznej. Pozytywnie – zaledwie 5 proc. Ten sam raport pokazuje, że zaledwie kilka procent Polaków rozmawia z dziećmi o finansach i ekonomii w domu. A wiedzę na ten temat czerpie od swoich rodzicieli aż 80 proc. z nich.
– Przydałoby się położyć większy nacisk na tę sferę. To rzeczywistość, z którą styka się każdy z nas – przekonuje w rozmowie z INN:Poland Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP. Zdaniem eksperta rodzice, choć pozostają głównym źródłem wiedzy, często nie są w stanie przekazać swoich pociechom potrzebnych informacji.
Inne niepokojące wnioski pojawiły się natomiast po lekturze badania Instytutu Spraw Publicznych i Millward Brown, według których zaledwie 10 proc. Polaków posiada zadowalający poziom wiedzy z zakresu ubezpieczeń społecznych. Jednocześnie wiedza aż 6 na 10 Polaków okazała się niemal zerowa. A warto pamiętać, że mówimy tu o systemie powszechnym, w którego skład wchodzi około 25 mln obywateli.
– Wiedza o systemie ubezpieczeń społecznych powinna się znaleźć w podstawach programowych szkół podstawowych i liceów – apelowała prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska.
Wiedza na temat ubezpieczeń jest z pewnością istotna z punktu widzenia chociażby politycznych wyborów, zdarza się jednak, że niedoinformowanie dotyka nas w późniejszych latach życia w sposób bezpośredni. I bardzo dotkliwy.
– Sytuacja związana z Amber Gold pokazuje, jak brak edukacji ekonomicznej może wpłynąć na życie przeciętnego Kowalskiego. Pieniądze w parabanku ulokowały przecież osoby, które często bardzo dobrze radziły sobie w innych dziedzinach życia – komentuje Kozłowski. Jego zdaniem, upowszechnienie wiedzy dotyczącej inwestowania sprawiłoby, że problem byłby „nieporównywalnie mniejszy”.
Tylko czy podstawówka nie jest zbyt wczesnym etapem na wprowadzanie dzieci w arkana ekonomii? Może lepiej byłoby zacząć od gimnazjum lub liceum?
– Oczywiście, że nie – śmieje się w rozmowie z INN:Poland Wioletta Poźniak-Bartkowiak, dyrektorka z Niepublicznej Szkoły Podstawowej im. Marii Montessori z Zielonej Góry. Placówka od kilku lat realizuje program „Mały przedsiębiorca” który skierowany jest do przedszkolaków i dzieci z klas 1-3.
W zielonogórskiej szkole dzieci uczą się zarządzać swoim budżetem, bawiąc się w sklep, a podczas wycieczek dowiadują się również skąd biorą się pieniądze w bankomacie. By, jak w słynnej reklamie, nie powiedzieć potem, że „tata wyciąga je ze ściany”. – Starsze grupy są natomiast odwiedzane przez pracownika banku, który opowiada m.in. w jaki sposób założyć konto w banku – mówi Poźniak-Bartkowiak.
Przed rozpoczęciem programu i na jego zakończenie uczniowie byli poddawani testom z wiedzy ekonomicznej. Wyniki nietrudno zgadnąć.
– Trzeba działać kompleksowo. Program powinien być zgrany z programami gimnazjów i liceów oraz kampaniami społecznymi, które mają na celu zwiększenie wiedzy o edukacji finansowej. Jeżeli to nie będzie współgrało, nigdy nie osiągniemy oczekiwanych rezultatów – zauważa jednak Kozłowski.