Dziś mamy prawdziwy wysyp firm, które chcą zarabiać na modzie na patriotyzm. Jak na razie tylko z jednej strony politycznej sceny. Co jednak z tymi, którzy od myśli Romana Dmowskiego bardziej cenią poglądy Róży Luksemburg? Grupa działaczy ze Szczecina postanowiła wyjść naprzeciw oczekiwaniom tych, którzy nie tylko serce mają po lewej stronie. Lewacka Szmata to marka, która ma zagospodarować tę rynkową niszę. I przy okazji wspierać dobre praktyki w biznesie, uważnie dobierając swoich partnerów i wytwórców.
Biznesowo
Chociaż twórcy nie przepadają za neoliberalizmem, to od biznesowej strony się nie ucieknie. Twórcy uczciwie przyznają, że nie będą mogli konkurować ceną z innymi sprzedawcami na rynku z bardzo prostej przyczyny. Mianowicie, klucz doboru partnerów i kontrahentów opiera się przede wszystkim na tym, jak traktują swoich pracowników i jakie mają podejście do środowiska. Oczywiście, im bardziej „zielona” i szanująca prawa pracownicze firma, tym lepiej. Lewacka Szmata nie obawia się braku zainteresowania – przeciwnie, widzi dla siebie duży rynek zbytu.
Lewicowa odzież ma być niszą, która nie została jeszcze przez nikogo zagospodarowana. Jako pionier, szczecińska marka ma szansę stać się konkurencją biznesową i ideologiczną dla innych firm z nurtu popkulturowego patriotyzmu.
Kolejną istotną sprawą jest design. Jeśli wskazać jeden z powodów wybuchu popularności prawicowej odzieży, to jej siła jest w projektach, jakie trafiały do druku. Sposób wykonania jest jednym z mocnych punktów marek, których fanami są prawicowcy i narodowcy. Lewacka Szmata nie zamierza być gorsza i będzie tworzyć ubrania, które spróbują rywalizacji z obecnymi na rynku markami.
I wszystko oczywiście powstaje w Polsce. Dorota mówi, że marka ma swoją bazę w Szczecinie, ale druk oraz tworzenie ubrań będzie odbywało się w zakładach, które znajdują się w całej Polsce. Firma szuka szwalni, z którymi będzie współpracować. Jak podkreśla jedna z założycielek, nie spotkała się jeszcze z odmową – przeciwnie, otrzymuje cały czas pozytywne sygnały, dotyczące jej działalności. Obecnie można już kupić wspomniane kubki oraz znaczki, natomiast produkcja koszulek ma ruszyć już niebawem. Wtedy też wystartuje strona internetowa, na której będzie można kupić lewicowe gadżety.
Zapytana o to, czy nie boi się, że nie każdemu projekty Lewackiej Szmaty przypadną do gustu, Dorota zachowuje optymizm. – Dostajemy mnóstwo propozycji na nowe wzory na koszulkach. Ludzie odczuwają brak takich rzeczy w przestrzeni publicznej. To jest coś, co trzeba nadrobić – mówi. – Sama chodzę z torbą z naszym logo i spotkały mnie same pozytywne reakcje. Wbrew pozorom, ludzie chcą widzieć także inną Polskę – konkluduje.
Ideowo
„Lewacka szmata to komplement, nie obelga!” – to slogan, którym firma opisuje swoją misję na Facebooku. Na jej pomysł wpadła piątka mieszkańców Szczecina – Julita, Dorota, Maciej, Krzysztof i Artur. Jak na „lewaków” przystało, połączyła ich działalność polityczna. A dokładnie działalność w lokalnych strukturach Razem. Jak podkreśla Dorota w rozmowie z INN:Poland, tworzenie gadżetów dla lewicowców to ich własna, oddolna inicjatywa.
– Z jednej strony kieruje nami niezgoda na zawłaszczanie patriotyzmu i historii przez prawicę – mówi. – Ale zależało nam również na tym, żeby stworzyć ludziom możliwość wyrażania siebie i swoich poglądów. Osoby o poglądach lewicowych są otoczone przez prawicowe sygnały w sferze wizerunkowej i tożsamościowej. A to prowadzi do poczucia wyobcowania. Chcemy umożliwić ludziom wyeksponowanie swoich poglądów, żeby wiedzieli, że nie są sami w przestrzeni publicznej – dodaje.
I taki jest cel Lewackiej Szmaty: wprowadzenie bohaterów lewicy do krajowej popkultury. Zdaniem Doroty, za dużo w niej patriotyzmu spod znaku „husarii wyklętej”, jak ironicznie go określa, a brakuje Marksa czy wspomnianej już Róży Luksemburg. To rodzi kolejne problemy – nieobecność takich postaci w głównym nurcie uniemożliwia bowiem dyskusję na temat różnych poglądów politycznych. Właśnie przez taką znaczącą nieobecność można odnieść wrażenie, że w naszym kraju dominuje jedna wersja patriotyzmu. Wcale jednak tak nie jest.
– Duże kontrowersje wzbudził projekt z Różą Luksemburg. Dlaczego? Bo ludzie mają wbite w głowę kalki, dotyczące tej postaci, chociaż w ogóle nie znają jej życiorysu. Tak samo jest z Marksem, który z PRL-em miał wspólne tylko to, że pojawiał się na sztandarach. Jeżeli te postaci nie pojawią się w głównym obiegu, to nie mamy szans, by pokazać ludziom, jak wyglądała przedwojenna, powojenna czy obecna myśl lewicowa – wyjaśnia Dorota.