W internecie pojawiły się szokujące zdjęcia z zabójstwa ambasadora Rosji w Turcji. Reakcja internautów? Wysyp memów. Tak samo zareagowali na wieść o tym, że w Berlinie ciężarówka z polską rejestracją wjechała w tłum ludzi. Memy stały się uniwersalną reakcją, odpowiedzią i komentarzem na wszystko, co dzieje się dookoła nas.
Są viralowe (zasięgowe), dankowe (ironiczne) i normickie (popularne w głównym nurcie). Prześmiewczo komentują rzeczywistość lub obrażają postaci ważne dla społeczeństwa. Zalewają naszą tablicę na Facebooku, lajkowane i udostępniane przez znajomych. Są bezbeckie albo należą do kategorii „Top Kek”. Memy – najważniejsza obecnie forma rozprzestrzenia się humoru i informacji. Czym tak naprawdę są? Obrazek ze śmiesznym podpisem czy symbolem naszych czasów? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć w rozmowie z INN:Poland doktor Magdalena Kamińska, kulturoznawca i autorka książki „Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze internetu”.
Nauka swoje, internauci swoje. Pierwotna definicja memu
Mem (z greckiego mimesis, 'naśladownictwo') – w memetyce to nazwa jednostki ewolucji kulturowej, analogicznej do genu, będącego jednostką ewolucji biologicznej.
Termin został ukuty przez biologa Richarda Dawkinsa w książce Samolubny gen, wydanej w 1976 roku. Memy powielają się poprzez naśladownictwo, w procesie ich replikacji działa dobór naturalny. Podlegają również mutacji.
Istnieją trzy główne definicje memu:
Jako jednostka informacji kulturowej, zapisana w mózgu. Jego oddziaływanie jest widoczne dzięki obserwacji efektów socjotypowych (styl ubioru czy utwór muzyczny).
Jako jednostka informacji, zapisana w mózgu lub na innym nośniku: w książce, na płycie CD, na ulotce reklamowej itd. W tym przypadku pojęcie memu i socjotypu się zlewają.
Jako autonomiczna struktura neuronalna w mózgu, będąca nośnikiem informacji kulturowej.
Jak zareagowałby Richard Dawkins, gdyby zobaczył, co współcześnie oznacza mem?
Gdyby dowiedział się, że to obrazki ze śmiesznymi kotami, to źle. Dlatego jestem przeciwna temu, by rozumieć to pojęcie w jego pierwotnym znaczeniu. Dla internauty jego definicja jest prosta: śmieszny obrazek z internetu i już.
Tak, ale teraz to pojęcie rozmyło się jeszcze bardziej. Kilka lat temu stosowało się je w odniesieniu do jakiejś konkretnej, cyklicznej serii obrazków, na przykład Advice Animals. A teraz każdy obrazek jest memem.
Memy są modne. Podchwyciły to nawet media głównego nurtu. Wystarczy spojrzeć na galerie typu [ZOBACZ MEMY]. Jednak nadal nie ma lepszego określenia, które mogłoby opisać to zjawisko.
Jaka jest zatem definicja memu?
W minimalnej definicji to obrazek i podpis, czyli pewna konwencja wizualna. Tak go odczytuje na przykład algorytm Facebooka. Z naukowego punktu widzenia jest gatunkiem medialnym. Ale można się zastanawiać, czy włączamy do tego materiały viralowe, jak gify czy filmy. Granica gatunku jest zawsze płynna – nie da się w tej definicji zamknąć określonej liczby obrazów. Mem jest bardzo synkretyczny, nie ma ograniczeń dla wyobraźni. Nie istnieje żadna komisja memiczna, która stwierdza, co jest, a co nim nie jest. Nie da się ustabilizować, ale to dobrze.
W jaki sposób memy przebiły się z anonimowego forum obrazkowego na spam, zalewający nasze tablice?
Najpierw podbiły czany, a kiedy dostrzeżono ich potencjał, zaczęły powstawać internetowe agregatory i generatory memów. One się bardzo przysłużyły popularyzacji, bo pozwalały tworzyć własne obrazki nawet laikowi. To oczywiście zaczęło doprowadzać do szału tych, którzy memy tworzyli przy pomocy własnych umiejętności, a którzy postrzegali się jako elita internetu. Uznali, że to prowadzi do degeneracji gatunku, nazywając te wygenerowane mianem raka.
Tylko czy elitarni internauci nie są nimi, bo sami się tak nazwali?
Oczywiście, ale zazwyczaj rzeczywiście posiadają lepiej rozwinięte umiejętności techniczne. Ich akcje potrafią wzbudzać podziw lub szok, czasem równocześnie. Proszę zobaczyć, co się działo po zamachu na ambasadora Rosji w Turcji czy zamachu w Berlinie.
To jest właśnie ciekawy wątek. Polski internet namiętnie szkaluje polskich bohaterów narodowych oraz osoby publiczne. Od kilku lat nieprzerwanie trwa moda na cenzopapy (obrazki wyszydzające Jana Pawła II – przyp. red) czy cenzodudy (obrazki szydzące z prezydenta RP, Andrzeja Dudy). Dlaczego memy stosuje się, by wzbudzać kontrowersje?
Bo to przyciąga uwagę. Ale ma to w sobie inną wartość – często twórca takich memów wierzy, że w ten sposób walczy o wolność słowa. Pokazuje w ten sposób, że nie ma świętych krów, że można przełamać każde tabu. Ugrzeczniony humor jest bezbecki [nieśmieszny – przyp. red.] lub normicki. Twórcy szokujących memów w swoich działaniach widzą większy sens.
Ale co ma wspólnego przedstawianie Karola Wojtyły jako sprawcę rzezi na Wołyniu z wolnością słowa?
Warto zwrócić uwagę właśnie na te, które żyją dłużej. W przyszłości to właśnie one będą nam się kojarzyć z konkretnym czasem historycznym i pewnym duchem epoki. Takim fenomenem jest obecnie Zbigniew Stonoga. Bluzg, który nagrał po wyborach parlamentarnych w 2015 roku jest dalej przerabiany na wszelkie sposoby. Pewnie dlatego, że jego słowa okazały się po części prorocze.
A z drugiej strony zdjęcie i Agaty Dudy z ŚDM przez chwilę poniosło się po sieci, a teraz też już zostało zapomniane.
Dlaczego jedne memy chwytają a inne nie?
To wynika z podatności na przekształcenia i remiksy materiału źródłowego. Pewne materiały są na tyle uniwersalne, że można je modyfikować w nieskończoność. Fotografia Pierwszej Damy miała bardziej ograniczony potencjał w tym zakresie, a Stonogę można podłożyć jeszcze pod wiele piosenek. Istotne są też czynniki sytuacyjne – czasem mem z potencjałem nie wypala, bo nie trafia w odpowiedni czas. Przykrywa go jakaś większa afera.[
Taka jak zamach na ambasadora.
To jest akurat frapująca sytuacja. Memy z zabójstwa ambasadora są bardzo filmowe. Wykorzystano zdjęcia profesjonalnego fotografa. Przez to internauci mieli wrażenie, jakby to się nie działo, jakby to był kadr z filmu. Pomieszały się poziomy rzeczywistości, co spowodowało dysonans poznawczy i ten wątek wykorzystywały memy.
Ale same memy mogły wzbudzać niesmak u wrażliwych odbiorców.
To nie miały być konstruktywne opinie, ale reakcje twórców miały bardzo konkretne przełożenie. Analizy Big Data pokazują, że tak zwany lolcontent [śmieszne materiały – przyp. red.] zawsze będzie niósł się po sieci lepiej od poważnego newsa. Żart zawsze przebije rzetelną informację, jeśli chodzi o dotarcie do internauty. Ale mem jest też materiałem, który niesie ze sobą pewne informacje. Przy okazji beki próbuje przekazać ludziom, co mają myśleć. To jest bardziej widoczne w słabych memach, które forsują gotowe tezy. Najlepszym przykładem jest Sok z Buraka, który jest zbyt dobitny.
Od kilkunastu miesięcy można zauważyć podział w kulturze memicznej. Pojawia się coraz więcej gatunków. Te trafiające do szerokiego grona są określane mianem normikowych (trafiających do szerokiego grona). Są też obrazki życzące smacznej kawusi i udanego dzionka dla tak zwanych Januszy i Grażyn czy postmemy i altmemy, które nakładają na siebie kolejne warstwy ironii i są często kompletnie niezrozumiałe dla kogoś, kto nie siedzi w internecie 24/7.
To akcja i reakcja. Jeśli coś za dobrze chwyci, przestaje być zabawne. Co ciekawe, nawiązuje w ten sposób do teorii Dawkinsa – jeśli pojawia się epidemia, to w końcu sama się wygasza. W przypadku memów, które stają się popularne, dochodzi do „przenormizowania”. Tak jak w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego – pojawiały się kolejne wariacje dotyczące jego zamiłowania do alkoholu, które szybko przestały być zabawne. Ile można uderzać w jedną nutę? Ale są jeszcze dank memes, altmemy i postmemy.
Ostatnio wydawnictwo artystyczne Ha:Art poświęciło cały numer temu zagadnieniu.
Mam jednak wrażenie, że kolektywy artystyczne nie do końca chwytają tę konwencję. Podział memów trzeba postrzegać jako podział społeczny. Na Know Your Meme pojawił się diagram, który pokazuje stopień zaawansowania memów według nałożonych na nie warstw ironii. Te najbardziej elitarne, dla grupki wybranych, wręcz nie mogą być śmieszne. Tu nie chodzi o normikowe heheszki, jak z Kwaśniewskim. Gdyby powstały kiedyś badania, jak zachowuje się odbiorca dank memes, kiedy je przegląda, to moim zdaniem miałby kamienną albo nawet smutną twarz. Żeby je zrozumieć, trzeba być wtajemniczonym. One im gorzej technicznie są zrobione, tym lepsze. Proszę zwrócić uwagę popularność fanpejdży z dankowymi memami.
Tysiąc lajków to dla nich właściwie mainstream.
No właśnie – są hermetyczne. Memy jednak w pewnym sensie są jak sztuka. Zwykłe memy to sztuka klasyczna, realistyczna, normickie – prymitywizm, a te niszowe to awangarda, abstrakcjonizm.
Gdyby szukać analogii w kulturze, to z czym korespondują tak rozumiane memy?
Mogą się kojarzyć z pierwszą awangardą. Ponieważ odbiór sztuki współczesnej nie poprawił się od tamtych czasów u przeciętnego odbiorcy, szukanie tych tropów prowadzi do ciekawego wniosku – mem jest sztuką.
Memem można teraz wszystko wyrazić – uczucia, stany emocjonalne, opinie. Czy nasze życie nie podlega procesom memizacji?
W tym sensie, że znaleźliśmy doskonały kanał, żeby wyrażać swoje życie? Pewnie tak. Nie każdy stanie się memem, ale każdy może nim zostać, nawet bez własnej wiedzy. Tak jak policjant, którego twarz posłużyła do serii „Typowy Polaczek”. Dowiedział się o tym, gdy na interwencji zatrzymani zaczęli się z niego śmiać. Ciężko to zniósł.
Ale memy coraz częściej przechodzą do rzeczywistości. Michał Karmowski, czyli słynny „Jaglak” znalazł chłopaka, który tworzył obrażające go obrazki. Czy to nie znak, że traktuje się je coraz poważniej?
Kiedy pojawił się ten filmik, zaraz pojawiły się komentarze, że to na pewno ukróci proceder memów. To była oczywista ironia. Akcja Karmowskiego nie jest zapowiedzią, że memiarze powinni się bać. To jest jak z piractwem – czasem kogoś złapią, ale to pokazówka dla tych, którzy i tak dalej będą robić śmieszne obrazki.
Memy przechodzą też do innych sfer realnego życia. Domy mediowe wykorzystują je w kampaniach reklamowych. Wspomnieliśmy też, że portale lubią robić galerię z takimi obrazkami.
To i to zazwyczaj ma mizerne skutki. Doktor Pepper chciał wybić się na popularności filmiku z dziewczyną, która chwaliła się, że była w busie raperów z Rae Sremmurd. Efekt był żenujący. Forsowanie jakiegoś memu to dla niego pocałunek śmierci. On musi być organiczny, powstały pod wpływem chwili. Internauci są wyczuleni na jego sztuczność bardziej niż na jego „normizm”.
Poza tym przerób obrazków w sieci jest tak szybki, że biznes nie jest w stanie za nim nadążyć. Najlepszy przykład to produkty z memami. Proszę zauważyć, że zazwyczaj pojawiają się wtedy, kiedy ten już jest martwy. Co ciekawe, to zawsze ten sam zestaw – kubki, koszulki, czapki. Producenci chcą zarobić na modzie, ale nie za bardzo mają pomysł, jak.
Jeśli chodzi o ich użycie w głównonurtowych mediach, proszę obejrzeć galerie [ZOBACZ MEMY] – te memy są wykastrowane. Dziennikarze dobierają takie, które są pozbawione jakiegokolwiek pazura, nikogo nie obrażają i są po prostu normickie.
Czy mem będzie symbolem naszych czasów?
Tak. Tak jak dla Renesansu jest „Dawid” Michała Anioła. Ale to będą te memy, które coś mówiły, były istotnym komentarzem w jakiejś sprawie. Tysięcy innych nikt nie ogląda i nie zapamięta.
Kto będzie zatem naszym Michałem Aniołem?
My wszyscy. Każdy, kto udostępnia, lajkuje czy komentuje mema, jest jego współtwórcą, bo dzięki niemu dociera do coraz szerszej publiczności. Przez memy nasze rozumienie twórczości i sławy coraz bardziej różni się od tego, jak postrzegano je nawet kilkanaście lat temu.