Służby podatkowe miały przestać traktować przedsiębiorcę jak złodzieja. To się zmieniło, bo zaczęły go traktować jak... groźnego złodzieja. Postanowiły też nie zwracać firmom nadpłaconego VAT-u.
W Polsce kontrolowaniem przedsiębiorców zajmują się urzędy skarbowe i urzędy kontroli skarbowej. Te drugie teoretycznie pracują nad sprawami większej wagi. Według stanu na 27 października 2016 roku w urzędach skarbowych i urzędach kontroli skarbowej zalegało aż 3,23 mld zł nadpłaconych podatków, o których odzyskanie starają się przedsiębiorcy. Z tego 2,1 mld zł leży w urzędach skarbowych, a 1 mld zł w UKS-ach. Do tego dochodzi ok. 130 mln zł zatrzymanych w wyniku prowadzenia tzw. czynności sprawdzających, czyli de facto najprostszej czynności, która nie jest nawet kontrolą.
Urzędy wstrzymały wypłaty dla dokładnie 5 356 przedsiębiorców. Wychodzi średnio ponad 600 000 zł na każdą firmę. Są to więc kwoty, które mogą zachwiać nie tylko małymi przedsiębiorstwami, ale nawet dużymi. Urzędy teoretycznie mają do 60 dni na zwrot nadpłaconego VAT-u. Wiele z nich ma to w nosie.
Te kwoty podał Marian Banaś, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów a jednocześnie szef Krajowej Administracji Skarbowej i Szef Służby Celnej w odpowiedzi na poselską interpelację. Jak sytuacja wyglądała rok wcześniej? Dostępne są dane z urzędów kontroli skarbowej – w 2015 roku przetrzymywały one niecałe 170 mln zł. Jak to możliwe, że w ciągu jednego roku fiskus pomnożył tę kwotę pięciokrotnie?
Teorii jest kilka. Jedna mówi o tym, że dodatkowe pieniądze w budżecie państwa na koniec roku były bardzo potrzebne, miały dobrze wyglądać w statystykach. To sprawa polityczna, którą trudno potwierdzić, ale faktycznie coś może być na rzeczy. W statystykach lepiej wygląda gdy ma się teoretycznie kilka miliardów na koncie więcej.
Druga jest taka, że fiskus jest coraz skuteczniejszy w ściganiu nieuczciwych przedsiębiorców. Coś w tym może być, bo liczba kontroli skarbowych spada. Do końca listopada 2016 roku służby wszczęły ok. 36 000 kontroli skarbowych a więc o połowę mniej, niż do tej pory.
– Zakładam, że urzędy lepiej celują w oszustów. Kiedy służby Ministerstwa Finansów zidentyfikują, że jakaś branża jest zainfekowana wyłudzeniami, to systematycznie kontrolują większość podmiotów w niej działających. Przykładów jest sporo, ostatnio była to na przykład branża elektroniczna. Skuteczność więc rośnie. Problem polega tylko i wyłącznie na tym, że dzieje się to z pewnym opóźnieniem. To nie jest tak, że coś się dzieje dziś a jutro wkracza fiskus. Ale nie zmienia to konkluzji, że MF szybciej identyfikuje te obszary, w których rodzą się patologie – mówi w rozmowie z INN:Poland Roman Namysłowski, partner w kancelarii Crido Taxand, jeden z najlepszych doradców podatkowych w Polsce.
Rosnące zaległości w zwrotach podatku VAT mają jednak daleko idące konsekwencje dla przedsiębiorstw oraz budżetu. Nawet zakładając, że wiele strzałów fiskusa to rzeczywiście nieuczciwe firmy, które próbują wyłudzić VAT, to cierpią na tym uczciwi przedsiębiorcy, którzy dostają rykoszetem.
– One się oczywiście różnią w zależności od sytuacji danego podmiotu. Najpowszechniejszą konsekwencją są problemy związane z płynnością finansową. Ale trzeba też pamiętać o tym, że takie działanie urzędu może doprowadzić do upadłości firmy, szczególnie jeśli jest to podmiot handlowy, dla którego obrót gotówką jest tym, co napędza biznes. Jeśli urząd odmawia zwrotu i robi to przez długi czas, to może to oznaczać utratę płynności finansowej i brak możliwości płacenia zobowiązań a w efekcie upadłość – twierdzi Namysłowski.
To jednak nie wszystko: – Kolejną konsekwencją są problemy z finansowaniem zewnętrznym. Od firmy, która ma problemy z płynnością odwracają się banki i firmy z branży finansowej, odmawiając dalszego finansowania ich działalności. To pogłębia trudną sytuację firmy - nie mamy nie tylko pieniędzy, które urząd powinien nam zwrócić, ale i linii kredytowej. To jest spirala, która może doprowadzić do upadku firmy – dodaje ekspert.
Roman Namysłowski podkreśla, że nie ma oczywiście danych, które pokazywałyby jaka część z tych przedsiębiorców to uczciwi ludzie, a ile spraw faktycznie budzi wątpliwości. Ma nadzieję, że zdecydowana większość spraw z zatrzymanymi wypłatami to ci, którzy próbowali wyłudzić zwrot VAT-u, ale obawia się, że może być różnie.
Za odsetki zapłacimy wszyscy
– Urząd skarbowy ma 60 dni na zwrot VAT-u. Ale organ może - jeśli ma wątpliwości związane z sensownością zwrotu - wydłużyć ten termin. Suma ta zwracana jest z odsetkami, o ile na końcu okaże się, że organ podatkowy nie miał racji. Problem polega na tym, że silne instytucje poradzą sobie przez jakiś czas bez tych środków, natomiast gorzej z firmami, które nie mają dobrej kondycji finansowej. Ich nie urządzi to, że za 3 lata będą mieli odsetki. Za ten czas może ich już nie być – podkreśla Namysłowski. Ustawowe odsetki od wstrzymywanych przez fiskusa wypłat to 8 proc. rocznie - więcej, niż dostalibyśmy na lokacie.
Roman Namysłowski zwraca też uwagę na fakt, że nie za bardzo można się skarżyć na opieszałość kontroli czy postępowania. Naczelny Sąd Administracyjny w zeszłym roku wydał co prawda korzystny dla przedsiębiorcy wyrok w sprawie wyjątkowo długiej kontroli.
– To był precedens, ale od tego roku zmieniły się przepisy i przeszedł on do historii. Obecnie organy podatkowe mają nawet większą swobodę we wstrzymywaniu VAT-u. Urząd, który podejrzewa firmę o udział w przestępstwie podatkowym - tzw. karuzeli - może kontrolować w ramach czynności sprawdzających również jej kontrahentów. Jeśli na przykład podejrzewa, że w przestępstwo jest zamieszane 20 podmiotów, to może kontrolować je wszystkie naraz, by zweryfikować zasadność zwrotu VAT-u – twierdzi doradca.
Dodatkowo od 1 stycznia urzędy skarbowe muszą blokować zwroty – nawet na trzy miesiące – na żądanie szefów prokuratury, policji, ABW i CBA.
Trudna sytuacja w nieruchomościach
Jedną z przyczyn tak dużego nagromadzenia zaległych wypłat odliczeń VAT-u może być – zdaniem Romana Namysłowskiego – zmiana w naliczaniu podatku od sprzedaży nieruchomości, głównie komercyjnych.
– W tej branży powszechną sytuacją, wymuszoną w dużej mierze przez banki, jest to, że każda nieruchomość jest w innej spółce celowej. W ten sposób łatwiej nimi zarządzać i nie łączy się ryzyk. Kiedy dochodzi to transakcji sprzedaży takiej nieruchomości - a one są na ogół dużo warte - to sprzedaje się to, co ta spółka ma - aktywo w postaci np. centrum handlowego, biurowca. Przez lata praktyka - akceptowana przez władze skarbowe, poparta setkami interpretacji - polegała na tym, że była to sprzedaż podlegająca obowiązkowi VAT w wysokości 23 proc. – tłumaczy Namysłowski
Sprzedawca wystawiał fakturę z VAT-em, płacił ten podatek, nabywca zaś go sobie odliczał. Organy podatkowe mniej więcej od połowy zeszłego roku zaczęły kwestionować prawo do zwrotu, twierdząc że transakcja powinna być wyłączona z obowiązku VAT, gdyż sprzedaż obejmuje "zorganizowaną część przedsiębiorstwa".
– Co to oznacza? Nabywca zapłacił VAT sprzedawcy, a teraz chciałby go odzyskać go od urzędu skarbowego. Organy to jednak blokują a wcześniej dostały VAT od sprzedawcy. Zaś sprzedawca (spółka celowa), po sprzedaży jedynego aktywa, które ma, jest bardzo często likwidowana i nie ma komu odzyskiwać z urzędu skarbowego nieraz tych dziesiątek milionów. Jest to więc sytuacja absurdalna. Szacuję, że organy zatrzymują w ten sposób pomiędzy 500 mln a 1 mld zł – podsumowuje Roman Namysłowski.