Radny Białołęki Filip Pelc zgłosił do budżetu partycypacyjnego Warszawy jeden z najbardziej oryginalnych pomysłów – wieżę zjadającą smog. – To nie jest mój autorski pomysł, idea pochodzi z Holandii. Taka wieża, zbudowana przez holenderskiego projektanta i artystę, stoi w Rotterdamie. Ma 7 metrów wysokości. To jest taki trochę odkurzacz, gigantyczny jonizator powietrza. Wciąga brudne powietrze, filtruje je i wypuszcza – już w lepszej jakości – mówi w rozmowie z INN:Poland radny Pelc.
– Już nie możemy udawać, że smog to jest problem teoretyczny, jak uważa choćby minister Radziwiłł. Mieszkańcy coraz lepiej zdają sobie z tego sprawę, ze problem jest słabo widzialny, ale odczuwalny, skoro nawet 50 000 ludzi w Polsce umiera przedwcześnie – dodaje.
Autorem pomysłu wieży jest Daan Roosegaarde, który zaprojektował np. fluorescencyjne pasy na autostradzie czy świecącą ścieżkę rowerową (ale nie tę pod Lidzbarkiem Warmińskim).
– Mówi się, że Białołęka to zielone płuca Warszawy, ale nawet tu mamy problem ze smogiem. W ostatnich dniach było widać nad ulicami jego gęstą powłokę. Uznałem, że w końcu trzeba zacząć coś z tym robić. Oczywiście postawienie wieży antysmogowej nie rozwiąże problemu smogu w Warszawie i na Białołęce. Jest krokiem doraźnym, ale może zadziałać na kilka sposobów. Po pierwsze zwiększy świadomość mieszkańców, po drugie – może choć trochę polepszy jakość powietrza. Jeśli to rozwiązanie okaże się skuteczne, to będzie można myśleć o tym, żeby podobne wieże postawić w większej liczbie lokalizacji – twierdzi Filip Pelc.
Tłumaczy, że problem smogu w jego dzielnicy jest poważny.
– Mamy bardzo ruchliwą ulicę Modlińską, która przecina dzielnicę oraz szybko rozbudowujące się osiedla. Do tego dochodzi spora ilość małej zabudowy – przyczyną zanieczyszczeń jest palenie w piecach śmieciami czy nienajlepszej jakości węglem. I to nie tylko na Białołęce, ale i w gminach ościennych, Legionowa czy Jabłonny. Tam też ten problem istnieje i dociera do nas – mówi radny.
Holenderska wieża kosztowała ok. 50 tys. euro, radny zawnioskował więc o kwotę 250 tys. zł w budżecie partycypacyjnym.
– Uznałem, że warto w tym celu wykorzystać budżet partycypacyjny, żeby mieszkańcy mogli się wypowiedzieć, czy są za tym, żeby taka wieża stanęła. Ale jeżeli z różnych przyczyn ten projekt nie przejdzie, to być może będę namawiał zarząd dzielnicy do podobnej inwestycji. Chociaż mam sporą nadzieję, że wniosek w budżecie partycypacyjnym przejdzie – odzew mieszkańców jest bardzo pozytywny i naprawdę wiele osób go popiera – zapewnia radny Pelc.
Chciałby, aby wieża stanęła przed ratuszem Białołęki, na skrzyżowaniu ulicy Modlińskiej i Światowida. Według niego byłby to pewien symbol. – Ale podejrzewam też, że to może być jedno z najbardziej zanieczyszczonych miejsc w dzielnicy z powodu sąsiedztwa z ruchliwą Modlińską. Nie wiem na pewno, bo na Białołęce nie mamy obecnie stacji pomiarowej zanieczyszczeń powietrza. Kiedyś była jedna, na ulicy Porajów. Obecnie składam interpelację w sprawie jej przywrócenia – mówi nam Pelc. Zapewnia też, że w związku z rosnącym zainteresowaniem wieżą, szybko skontaktuje się z jej projektantem, by ustalić jak zbudować identyczną na Białołęce.
Antysmogowa wieża Daana Roosegaarde jest też projektem po trochu artystycznym. Zebrany smog prasuje i wypluwa jako niewielkie kamyczki, z których można wytwarzać biżuterię. Radny Pelc nie zamierza na niej zarabiać.
– Idea budżetu partycypacyjnego jest inna, nie ma tu mowy o projektach komercyjnych. Ale jeśli władze nie miałyby nic przeciwko, to można taką biżuterię rozdawać mieszkańcom, robić z tych kamieni jakieś okolicznościowe medale. Nie skupiałem się nad tym, bo nie to było moją ideą. Ale jeśli będzie znajdziemy jakąś furtkę, to czemu nie? – zastanawia się Filip Pelc.