Żebrolajki powróciły na nasze facebookowe tablice w glorii (nie)chwały. Tym razem jednak nie chodzi o zdobycie odpowiedniej liczby polubień, by pójść z kimś na bal maturalny, rzucić palenie czy dostać psa od rodziców. Użytkownicy portalu postanowili rzucić wyzwanie firmom. Jeśli pod zrzutem ekranu ich rozmowy pojawi się ustalona liczba interakcji, te spełnią warunki, które narzucił im rozmówca. Niegroźna i odrobinę infantylna zabawa zaczęła jednak wymykać się spod kontroli. Jedne firmy próbują wykorzystać trend, aby zyskać rozgłos w mediach społecznościowych, drugie padają ofiarą niewyszukanego trollingu.
Po raz pierwszy z żebrolajkami na dużą skalę mieliśmy do czynienia w drugiej połowie 2012 i na początku 2013 roku. Wtedy to na Facebooku zaczęto wrzucać zdjęcia, na których umieszczano ogłoszenia typu: „za milion lajków mój tata kupi mi pieska” lub „za milion lajków dziewczyna pójdzie ze mną na bal maturalny”. Pojawiały się bardziej również bardziej radykalne pomysły, jak pójście z kimś do łóżka za przekroczenie pewnego pułapu polubień.
Nie były to jednak tylko oddolne inicjatywy. Już w 2012 roku w raporcie Sotrender można było przeczytać, że angażowanie użytkowników takimi chwytami stanowiło fundament komunikacji na linii marka-klient w mediach społecznościowych. Obowiązkowym było wstawienie zdjęcia lub opisu, pokroju „piątek – lubicie to?”, lub „tablet – lajk, telefon – komentarz” (takie posty pojawiały się na przykład w mediach sieci telefonii komórkowych). Później taka forma spowszedniała użytkownikom, moda na wyzwania minęła i wszyscy wrócili do tradycyjnego przeglądania swojej tablicy. Do czasu.
Historia bowiem się powtarza – za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa. Obecna moda na wyzwania mieści się w tej drugiej kategorii. Na początku pojawiły się bowiem zrzuty ekranu, które stanowiły raczej niewinną zabawę – ktoś chciał zażartować, a wywołana do tablicy firma podejmowała rękawice. Z czasem jednak coraz więcej osób wrzuca własne próby zdobycia czegoś za wirtualną walutę i bynajmniej nie jest to bitcoin. Czy były autentyczne, czy tylko prowokacją, nieśmiesznym żartem, jakich pełno w internecie?
Taką wątpliwość może wzbudzać poniższy screen, który został wysłany na oficjalny profil Samsung Polska.
To oczywiście fotomontaż, co w rozmowie z INN:Poland potwierdził rzecznik korporacji, Olaf Krynicki. – Chcę podkreślić, że materiał jest nieprawdziwy. Ktoś podszył się pod nas i wykorzystał nasz wizerunek przedstawiając nas w złym świetle. Zapewniam jednak wszystkich naszych klientów, że każdy klient jest dla nas ważny, szanujemy wszystkie opinie i nigdy nikomu w podobny sposób nie odpowiadamy – tłumaczy.
O zagrożeniu dla dużych marek wspominają Robert Tarnowski i Marcin Kuchno, autorzy bloga PR bez krawatów.– Na wyzwania internautów muszą natomiast uważać znane i rozpoznawalne marki. Arogancka lub nieprzyzwoita odpowiedź rzeczywiście może zdobyć olbrzymią popularność w sieci i podkopać wizerunek marki – mówią w rozmowie z INN:Poland. Wskazują również, że jest to szansa dla mniejszych graczy na rynku.
– To świetna okazja do wypromowania swojej marki. Szczególnie w przypadku artystów, restauracji, czy innych lokali usługowych, którym zależy na popularności. Dla nich każda ekspozycja marki czy lajk mogą przełożyć się na nowego klienta i zysk, ale często są też okazją do wzmocnienia relacji z fanami – wyjaśniają. Responsywne marki, których profil działalności pozwala na angażowanie się w takie akcje, oraz które z tego umiejętnie korzystają, potrafią zbudować przywiązanie i sympatię konsumentów – dodają.
Wedel postanowił natomiast wbić się na falę popularności tego trendu. Prosta informacja, ujęta w graficzne ramy wyzwania, została bardzo ciepło przyjęta przez internautów – pojedynczy post firmy zdobył ponad 12 tysięcy interakcji. Sporo, jeśli porównamy wcześniejsze ogłoszenia, na które reagowało zazwyczaj kilkuset internautów. Poprosiliśmy firmę o komentarz w tej sprawie, nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Czy poza korzyściami i stratami na wizerunku nowa moda może przynieść jakieś pozytywne i realne skutki? Tak, pod warunkiem, że nie próbujemy grać na siebie. Jak podają Fakty Kaliskie, jedna z mieszkaniek napisała na Facebooku do firmy budowlanej Antczak. Zaoferowała, że za 1000 lajków oraz 500 komentarzy pod zdjęciem przedsiębiorstwo wesprze Schronisko dla bezdmonych zwierząt w Kaliszu. Deweloper wyzwanie przyjął, a internauci zareagowali entuzjastycznie – założone cele zostały znacznie przekroczone.
Maciej Garbowicz, szef marketingu firmy Antczak, w rozmowie z INN:Poland potwierdza, że owszem, ta sytuacja miała miejsce. – Dziewczyna napisała do nas, nie chciała czegoś dla siebie, tylko żeby pomóc pieskom, więc zdecydowaliśmy się wziąć udział w zabawie. Przekazaliśmy już zlecenie do działu zaopatrzenia, w poniedziałek paczka powinna trafić do schroniska – mówi.
Obserwując to, co dzieje się z trendem wyzwań, trudno jednak nie zauważyć, że akcja w szybkim tempie zmierza do punktu, w którym przestaje bawić, a zaczyna drażnić. Potwierdzają to Tarnowski i Kuchno.
– Większość takich inicjatyw szybko dochodzi do punktu, w którym wyczuwany jest przesyt. Tego typu wyzwania zaczną wręcz irytować użytkowników mediów społecznościowych, a co za tym idzie, popularność podobnych akcji spadnie – konkludują.
Nie dziwi zatem, że zaczynają pojawiać się odpowiedzi ze strony firm, które ucinają sprawę – lajkami nie da się płacić za usługi.
Polacy są podobni do użytkowników Facebooka z innych krajów. Za dwa miesiące nikt już nie będzie pamiętał o zabawie w screenshotowe wyzwania. Bo należy to traktować raczej jako zabawę, chwilową modę, a nie wyraz polskich cech narodowych. Tak jak kiedyś wiele osób uczestniczyło w łańcuszkach, ice bucket challenge, bawiło się na Sylwestrze z Andrzejem Dudą, tak teraz poznają historię republiki San Escobar i próbują wciągnąć firmy w fejsbukowe wyzwania.
Markom radzę ostrożność w decydowaniu o tym, czy wziąć udział w wyzwaniu. Wbrew zapewnieniom to wcale nie musi być darmowa reklama. Po pierwsze, osoby zaczepiające je na komunikatorze mogą być w rzeczywistości właścicielami „farm lajków”. Po drugie, twórcy wyzwań w pogoni za lajkami spamują żebrolajkami wiele grup na Facebooku – to nie jest kontekst, w którym większość marek chciałaby się znaleźć. Udział w wyzwaniu warto podjąć tylko, jeśli mamy pomysł na kreatywne wyeksponowanie swojej marki i uczynienie wyzwania wyjątkowym.