
Żebrolajki powróciły na nasze facebookowe tablice w glorii (nie)chwały. Tym razem jednak nie chodzi o zdobycie odpowiedniej liczby polubień, by pójść z kimś na bal maturalny, rzucić palenie czy dostać psa od rodziców. Użytkownicy portalu postanowili rzucić wyzwanie firmom. Jeśli pod zrzutem ekranu ich rozmowy pojawi się ustalona liczba interakcji, te spełnią warunki, które narzucił im rozmówca. Niegroźna i odrobinę infantylna zabawa zaczęła jednak wymykać się spod kontroli. Jedne firmy próbują wykorzystać trend, aby zyskać rozgłos w mediach społecznościowych, drugie padają ofiarą niewyszukanego trollingu.
Polacy są podobni do użytkowników Facebooka z innych krajów. Za dwa miesiące nikt już nie będzie pamiętał o zabawie w screenshotowe wyzwania. Bo należy to traktować raczej jako zabawę, chwilową modę, a nie wyraz polskich cech narodowych. Tak jak kiedyś wiele osób uczestniczyło w łańcuszkach, ice bucket challenge, bawiło się na Sylwestrze z Andrzejem Dudą, tak teraz poznają historię republiki San Escobar i próbują wciągnąć firmy w fejsbukowe wyzwania.
Markom radzę ostrożność w decydowaniu o tym, czy wziąć udział w wyzwaniu. Wbrew zapewnieniom to wcale nie musi być darmowa reklama. Po pierwsze, osoby zaczepiające je na komunikatorze mogą być w rzeczywistości właścicielami „farm lajków”. Po drugie, twórcy wyzwań w pogoni za lajkami spamują żebrolajkami wiele grup na Facebooku – to nie jest kontekst, w którym większość marek chciałaby się znaleźć. Udział w wyzwaniu warto podjąć tylko, jeśli mamy pomysł na kreatywne wyeksponowanie swojej marki i uczynienie wyzwania wyjątkowym.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl
