Polska coraz lepiej radzi sobie z korupcją – wynika z najnowszego raportu Transparency International pt. Światowy Barometr Korupcji 2016. Za wcześnie jednak na picie szampana. Korupcja nie znikła, a tylko jeszcze bardziej zeszła do podziemia. Fikcyjne spotkania czy umowy-zlecenia podpisywane ze „słupami” – to tylko niektóre z przejawów kreatywnego podejścia do tego problemu.
Według raportu dotyczącego korupcji na 176 badanych krajów znaleźliśmy się na 29. miejscu. To awans o jedno oczko w porównaniu z rokiem ubiegłym i o 9 w porównaniu z 2014. Przed 2000 rokiem plasowaliśmy się w ogóle poza pierwszą „40”. Sukces? Oczywiście, że tak. Problem w tym, że korupcja w Polsce wciąż ma się dobrze. Tylko że coraz trudniej dostrzec jej przejawy.
– Dział zarządzania ryzykiem w naszej firmie cały czas rośnie. I to nie dlatego, że korupcji jest mniej. Ona wciąż jest, ale ze względu na intensywne działania państwa z zakresie jej zwalczania, zeszła mocno do podziemia – komentuje Mariusz Witalis z E&Y.
Polacy są bowiem coraz bardziej pomysłowi. Czasy wąsatych biznesmenów w zbyt dużych marynarkach, którzy dziarsko maszerują z wypchaną po brzegi kopertą już dawno odeszły w niepamięć. Korupcja w Polsce staje się coraz bardziej wysublimowana.
– Kiedy organizowane są przetargi, zazwyczaj wygrywa ten podmiot, który zaoferuje najniższą cenę. Ludzie wiedzą jednak, że ich mail może być monitorowany, że służby przyglądają się bilingom. Starają się więc zacierać ślady nielegalnej działalność – opowiada Witalis.
Fikcyjne spotkania
Skąd wziąć pieniądze na łapówki? Najprościej wykreować sztuczne wydatki. Firma tworzy więc fundusz reprezentacyjny. Przedstawiciel sprzedaży wydaje je następnie na spotkania. – W rzeczywistości żadnego spotkania jednak nie ma, a pieniądze zasilają swoisty fundusz łapówkowy – opowiada Witalis.
Umowy-zlecenia z podstawionymi osobami
Stosunkowo bezpieczną formą przyjęcie łapówki jest natomiast podpisanie fałszywej umowy-zlecenie, najlepiej na podstawioną osobę. O wykonywaniu jakiejkolwiek pracy nie ma oczywiście mowy. O taką praktykę zostali posądzeni np. przedstawiciele firmy z Siemianowic Śląskich. W zamian za preferencyjne traktowanie spółek mieli dostawać od nich łapówki nawet do 8 tys. złotych. Pieniądze płynęły jednak do członków ich rodzin, z którymi podpisywano stosowane umowy. Innym wariantem tej metody jest przelewanie pieniędzy na konta stowarzyszeń czy klubów sportowych.
Spychanie kosztów w dół
– Producenci często są notowani na giełdach. Wiedzą, że inwestorzy mają dostęp do ksiąg. Zrzucają więc koszty niżej, na dystrybutorów. Umawiają się, że zapłacą im marżę o 10 proc. większą, ale w zamian dystrybutor weźmie fikcyjną fakturę (niby za usługi marketingowe) i zapłaci trzeciemu podmiotowi – mówi Witalis.
Wykłady
To już wariant dla lekarzy. Doktor bierze pieniądze od firmy farmaceutycznej w zamian za wypisywanie recept na promowane przez koncern leki. Odwdzięczanie się wprost byłoby jednak zbyt ryzykowne. Jak można to ominąć? – Lekarz jest wysyłany do atrakcyjnego miejsca, w którym wykłady zajmują godzinę, a reszta jest zabawą – opowiadała w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” dr Justyna Polak.
Zatrudnianie „krewnych i znajomych królika”
To metoda szczególnie przydatna w stosunkach z przedstawicielami organów państwa. – Przedsiębiorca proponuje urzędnikowi, że zatrudni kogoś z jego rodziny, w zamian może uzyskać pewną formę zwrotu w dalszym okresie. Ciężko to jednak uchwycić, bo nie ma żadnej transakcji, ani przepływów finansowych. To zawoalowana forma korupcji – tłumaczy Tomasz Kwiatek, prezes Stowarzyszenia Stop Korupcji.
Ta ukryta korupcja stanowi dla polskich firm spory problem. Coraz więcej inwestorów z USA i Europy Zachodniej patrzy bowiem na kwestie etyczne. – W trakcie przejęć zagraniczne podmioty patrzą na historię korupcyjną firmy, czy ma ona jakiś kodeks etyczny. Ważniejsze jest dla nich to, żeby nie kupować biznesu, który jest oparty na łapówkach. Nie chcą przejmować za to odpowiedzialności – mówi Witalis.
Eksperci są jednak zgodni, że mimo wszystkich tych bolączek awans to dla Polski dobra informacja. Dr Piotr Koryś z IWM w Wiedniu, ekspert Instytutu Sobieskiego przekonuje, że jeżeli porównany się z innymi państwami regionu na przestrzeni ostatnich 10 lat, to wypadamy nadzwyczaj dobrze. Warto np. odnotować, że z krajów z naszego regionu (Europy Wschodniej) wyprzedza nas tylko Estonia. – Jeszcze 7 lat temu Polska i Węgry były na podobnym poziomie. Orban stworzył jednak bardzo korupcjogenny system, w którym duża rolę odgrywa klientelizm i nepotyzm. Polska tymczasem pnie się w zestawieniu Transaprency International z roku na rok – zauważa ekspert.