Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości Polska bije rekordy w masowej produkcji prawa. Według badań Grant Thornton przeciętny prawnik, aby zapoznać się z całością zmian dokonanych przez parlamentarzystów musiałby poświęcić ponad 4 godziny dziennie. Delikatnie mówiąc, nie wzbudza to zachwytów w ich środowisku.
– Kiedy przedsiębiorcy pytają mnie o bezpieczne rozwiązania, to zdarza mi się rozkładać ręce. Szybkość zmian legislacyjnych sprawia, że nie mogę im niczego zapewnić – opowiada Grzegorz Maślanko z Grant Thornton.
W 1989 roku w życie weszło 1186 stron aktów prawnych. W 2016 około 32 tys. I choć liczba przepisów rośnie z każdym rokiem, ubiegły rok był pod tym względem rekordowy. Takiej liczby regulacji nie wprowadził żaden rząd od 1918 roku. Prawnicy, jak można się domyślić, nie są z tego powodu zbyt zadowoleni. Wskazują na wszechobecny chaos.
– To ciągłe gonienie za aktualnością przepisów – mówi w rozmowie z INN:Poland Przemysław Rosati, członek Izby Adwokackiej w Warszawie. Ekspert zauważa, że cały czas trzeba się zastanawiać, czy dany przepis nie został po drodze zmieniony. – Ustawodawca zmienia określoną ustawę, a w przepisach przejściowych zawiera zmiany do innych ustaw, które czasami w bardzo luźny sposób są powiązane z tematyką danej ustawy. To generuje zmiany w innych dziedzinach prawa, których nikt by się nie spodziewał. Np. w ustawie dotyczącej administracji państwowej zmienia się kodeks cywilny – opowiada.
A w polskich realiach zmiana goni zmianę. W latach 2012-2014 Polska była liderem zmienności prawa w całej Unii Europejskiej. Zmieniało się ono 55 razy szybciej niż w Szwecji, która znalazła się w tym zestawieniu na przeciwległym biegunie. Maślanko przyznaje, że w praca w takich warunkach staje się mocno stresująca. – Jednoznaczna interpretacja jest często niemożliwa. A czekanie na to, aż ułoży się linia orzecznictwa sądu trwa latami. Tymczasem przedsiębiorca potrzebuje opinii natychmiast. I to on ponosi jej konsekwencje – opowiada.
By być na bieżąco z wszystkimi prawnymi nowinkami, trzeba poświęcać coraz więcej czasu. – Duże przedsiębiorstwa stać na to, by utrzymywać służby prawne, którym zleca się tę robotę. Reszta musi zadowolić się „dr Googlem”, co jest dość ryzykowne, albo kupować usługę od wyspecjalizowanych firm – podkreśla Maślanko.
Prawnicy sięgają więc po oprogramowania dedykowane dla prawników, które oferują m.in. stały dostęp do nowych aktów prawnych. Koszt rocznego abonamentu dla jednej osoby waha się od 2 do 7 tys.
Sam Maślanko przyznaje, że aby nadążać za politykami musi nieustannie rozbudowywać zespół odpowiedzialny za śledzenie zmian w prawie i orzecznictwie sądów oraz informowanie o tym stałych klientów. Z drugiej strony szybko znajduje pieniądze na ten cel. – Jest ruch na rynku, jest o czym pisać i mówić. Ta cała sytuacja jest pod pewnym względem korzystna, bo spędza nam klientów – zauważa.
– Nierzadko pośpiech powoduje, że brakuje konsultacji ze środowiskiem. A potem mamy nowy przepis, który można interpretować na wiele sposobów, zanim sądy nie ustalą praktyki jego stosowania – narzeka Maślanko.