– Walczymy o odszkodowanie. Wciąż staram się o odkupienie tego, co zostało po likwidacji. Chcę, żeby Atlantic wrócił na rynek. Jeszcze teraz są szanse – mówi Wojciech Morawski, właściciel Atlantica. Jego firma zbankrutowała półtora roku temu.
Morawski szacuje dziś swoje straty na kilkadziesiąt milionów. O upadek swojej firmy wini przede wszystkim wojnę na Ukrainie oraz bank, który wypowiedział mu umowę.
Faktycznie, firmę Morawskiego wykończyły interesy na wschodzie. Na początku wszystko szło dobrze, ale w 2014 roku wartość rubla mocno spadła, potem rozpoczęła się wewnętrzna rewolucja. Ukraińskie centrum dystrybucji Atlantica znajdowało się w Kijowie, więc blokada tego miasta sparaliżowała dystrybucję bielizny. Następnie Rosja zajęła Krym.
Atlantic miał wtedy dwa własne centra dystrybucyjne. Polskie od początku było nietrafioną inwestycją, ukraińskie zostało zablokowane. Opóźnienia w płatnościach skłoniły leasingodawcę do wypowiedzenia umowy i żądania 18 mln zł. Fiskus od tej zakończonej transakcji leasingowej wystawił notę na ponad 4 mln zł. Morawski negocjował rozłożenie tej kwoty na raty. Nie udało mu się. Firma została postawiona w stan upadłości.
– Za swoje błędy zawsze jestem w stanie przeprosić , a o pracownikach nie zapominam i powiem więcej - zrobię wszystko, żeby ludzie dostali pieniądze. Chcę pracowników zapewnić, że jeżeli uda mi się wygrać odszkodowanie za straty, to w pierwszej kolejności wypłacę im wszystkie zaległe wynagrodzenia. To mogę tu i teraz powiedzieć – deklaruje Wojciech Morawski na łamach Money.pl.
Problem w tym, że jednym z powodów, dla którego sąd szybko ogłosił upadłość Atlantica było właśnie wypłacenie pracownikom zaległych wypłat. Dzięki temu ruchowi zostali objęci pomocą Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Poza tym związki zawodowe i organizacje walczące o prawa pracowników od dawna zarzucały Morawskiemu unikanie zatrudniania na etat przez przerzucanie pracowników między spółkami. W momencie upadłości zaległości w wypłacaniu pensji sięgały kilku miesięcy.
Miał na dodatek spore zaległości w galeriach handlowych. W 2014 roku działało ok. 60 salonów własnych firmy, tuż przed ogłoszeniem upadłości było ich zaledwie 20. Wojciech Morawski twierdzi, że wszystko miał pod kontrolą.
– Pod koniec 2014 roku przedstawiliśmy wszystkim bankom program restrukturyzacyjny. Z planem się zapoznały i przedłużyły umowy kredytowe. Jeżeli syndyk nie znał lub nie rozumiał planu restrukturyzacyjnego, to ja tego nie będę komentować. Syndyk twierdził, że Atlantic wycofuje się z Polski, bo sprzedajemy sklepy. Nie potrafił zrozumieć, że te kilkadziesiąt sklepów poszło pod młotek jako element restrukturyzacji – mówi.
Faktem jest, że wojny na wschodzie nie dało się przewidzieć i stała się ona bezpośrednim przyczynkiem do załamania sytuacji Atlantica. Morawski w całej sytuacji nie widzi swojej winy. Niedawno stwierdził, że jedna z francuskich dużych firm odzieżowych ma konto w tym samym banku, w którym wziął leasing na centrum dystrybucyjne na Ukrainie
– Z bankiem i tak spotkamy się w sądzie. W tej chwili tworzony jest już przeciwko BNP Paribas pozew. Co zarzucamy? Bezprawne wypowiedzenie umowy leasingu i w konsekwencji doprowadzenie spółki Atlantic do upadłości likwidacyjnej – mówi Morawski.
Atlantic powstał w 1993 roku. Firma zlecała na zewnątrz produkcję bielizny, którą następnie sprzedawała we własnych salonach. W 1995 roku przedstawiła pierwszą kolekcję własną, rok później zaczęła sprzedawać swoje produkty w Rosji i na Ukrainie. Sąd ogłosił jej upadek w połowie 2015 roku.