
Czy pomogła im moda na broszki, lansowana przez premier Szydło? – Oficjalnie czy nieoficjalnie? – pyta właścicielka marki House of April, sprzedająca opatentowane broszki dla pań pod hasłem "Pocałuj mnie w broszkę".
REKLAMA
– Kobiety uwielbiają to nasze hasło. Jeździmy na różne spotkania, m.in. na Kongres Kobiet. Miałyśmy strażaczki, strażniczki miejskie, więzienne, policjantki, które sobie tłumnie robiły zdjęcia z naszym hasłem „Pocałuj mnie w broszkę”. Oczywiście oprócz wielu innych pań niemundurowych. To jest bardzo sympatyczne, że panie czują się z nim dobrze. Każda z nas potrzebuje takiego małego prywatnego zaklęcia – mówi w rozmowie z INN:Poland.
House of April powstało 3 lata temu. Początek firmy to sytuacja modelowa, jak z podręcznika biznesu. Basia Kwiecień przez 15 lat pracowała w korporacji, przez ostatnie 10 szefowała polskiemu oddziałowi globalnej agencji PR. Praca od świtu do nocy, niekończące się spotkania, konferencje, rozmowy. Ślęczenie za biurkiem, stres, złe sny. W końcu postanowiła zmienić coś w swoim życiu.
– Jestem oczywiście wdzięczna firmie, która nauczyła mnie wielu rzeczy, pokazała mi świat, jeździłam wszędzie i pracowałam dla największych marek. Ale kilkanaście godzin dziennie przez 10 lat, do tego urodzenie dzieci, pochowanie bliskich osób, zmiany – to było za dużo. Miałam dosyć i już nie za bardzo wiedziałam co robić. Ktoś mi poradził, żebym znalazła sobie jakieś hobby. Zaczęłam malować – opowiada Basia Kwiecień.
– Wieczorami siedziałam w domu, obok uczyło się dziecko (albo udawało, że się uczy) a ja mieszałam farby i malowałam. Pewnego dnia poszłam do pasmanterii i zakochałam się w tym miejscu. Zobaczyłam setki kolorowych wstążek i kupiłam je wszystkie, obłożyłam się nimi, zaczęłam zastanawiać się gdzie by je przyczepić, a to na głowę a to na rękę. I nagle zrobiła się z tego brocha. Zaczęłam szukać doskonałego kształtu broszki, eksperymentować. Okazało się, że wszystkim koleżankom podobało się to, co robiłam – mówi nam.
Zaczęła więc robić ich więcej – kolekcje po 30 – 50 sztuk. Na początku w swoim czasie prywatnym, po pracy, w weekendy. W założeniu każda broszka miała być inna, ale okazało się to zbyt skomplikowane, jeśli chodzi o sprzedaż. Zrobienie dobrych zdjęć każdego produktu było zbyt pracochłonne i drogie. W końcu zdecydowała się na odejście z pracy i skupienie się tylko i wyłącznie na swoim biznesie. Założyła firmę i ruszyła z budowa marki. Kilka miesięcy później spotykała na swojej drodze kobietę, która chciała być inwestorką w firmie.
Basia Kwiecień trochę dziwi się, kiedy pytam gdzie i przez kogo produkowane są broszki. – Wszystko jest robione u mnie domu, w pracowni, w Polsce.
Ja projektuję broszki, panie w pracowni je wykonują. Od początku w firmie mam ze sobą prawą rękę – Kasię. I we dwie jesteśmy na wszystkich targach, robimy PR i marketing. W grudniu miałyśmy 14 dni targowych po 12-14 godzin dziennie. To jest kosmos. Ale tak się ostatnio zastanawiałam, czy gdyby ktoś dał mi kilka milionów i powiedział „rozwijaj firmę”, to czy bym stała dalej na tych różnych targach po kilkanaście godzin. I pomyślałam, że tak. Bo w innym razie nie byłybyśmy taką samą firmą, marką otwarta na dialog i z klientkami, na bezpośredni kontakt – podkreśla.
Ja projektuję broszki, panie w pracowni je wykonują. Od początku w firmie mam ze sobą prawą rękę – Kasię. I we dwie jesteśmy na wszystkich targach, robimy PR i marketing. W grudniu miałyśmy 14 dni targowych po 12-14 godzin dziennie. To jest kosmos. Ale tak się ostatnio zastanawiałam, czy gdyby ktoś dał mi kilka milionów i powiedział „rozwijaj firmę”, to czy bym stała dalej na tych różnych targach po kilkanaście godzin. I pomyślałam, że tak. Bo w innym razie nie byłybyśmy taką samą firmą, marką otwarta na dialog i z klientkami, na bezpośredni kontakt – podkreśla.
– Nasze klientki do nas piszą, przychodzą do nas setki kobiet, które pamiętają, opowiadają co kupiły, opowiadają swoje historie o biznesach, mężach, dzieciach, przyprowadzają przyjaciółki. To jest coś niesamowitego, to jest dusza naszej marki. Wszyscy nas kojarzą jako te dwie dziewczyny, które są na targach, w internecie, z którymi można pogadać i powiązać twarz z marką – mówi Kwiecień.
Komponenty do produkcji broszek ściągają z całego świata – z Chin, Korei, Włoch, Hiszpanii. Robią je w krótkich seriach, często z dowcipnymi, wesołymi motywami. Olbrzymią siłą marki jest hasło reklamowe, które już dawno przyćmiło właściwą nazwę firmy i sklepu.
– Nazywamy House of April, ale już chyba większość klientek mówi "Pocałuj mnie w broszkę”, bo tak się nazywa nasz polski facebookowy profil. Ale nam to kompletnie nie przeszkadza, i tak do nas trafią. Najważniejsze, że kochają nasze broszki. Mamy klientki, które w swojej kolekcji mają ponad dwadzieścia sztuk. Hasło wzięło się stąd, że już nie pracuję dla korporacji, nie muszę nikogo pytać o zdanie, czy mu się to podoba czy nie. To ma być takie wzmacniające zaklęcie dla każdej pani – przekonuje Basia Kwiecień.
Nie da się ukryć, że hasło brzmi dość prowokacyjnie. Nie wnikam co się komu jak kojarzy – śmieje się Basia Kwiecień. – Najważniejsze, że trudno je zapomnieć, że nikt nie przechodzi obok niego obojętnie i że panie odczytują je w ten sposób, że siła jest w nich.
– Moda na broszki, którą lansuje premier Beata Szydło nie pomogła nam w biznesie. Firma powstała jeszcze – mówiąc kolokwialnie – za poprzedniej ekipy, więc nie było mowy o takich trendach z konotacjami politycznymi. My się zresztą staramy trzymać jak najdalej od naszej obecnej polityki krajowej, ale raczej pozycjonujemy się jako broszki antysystemowe. U podstaw naszego myślenia leży to, że kobiety powinny być wolne i wolność jest wartością nadrzędną. Mam swoje prywatne poglądy i będziemy bronić kobiet – mówi.
– Nie spotykamy się z negatywnym odbiorem. Ale przychodzą do nas czasem panie, które mówią "kochamy was, jesteście fajne, ale przez jakiś nie będę kupować i nosić żadnych broszek". Taka deklaracja polityczna. Trochę klientek mogłyśmy przez to stracić – przyznaje Basia Kwiecień. Ale są też panie, które kupują broszki na specjalne okazje.
– Ostatnio przyjechała do nas pani, stała klientka, żeby kupić przyjaciółce broszkę na rozwód. Powiedziała „Wie pani, chodzi mi o to, żeby ona tak się poczuła, że on ją teraz może pocałować w broszkę”, to było po prostu urocze – mówi Kwiecień.
Nie tylko dla pań
Uwagę na fanapage’u firmy przykuwa zdjęcie mężczyzny, dumnie prezentującego przypiętą do klatki piersiowej broszkę.
Uwagę na fanapage’u firmy przykuwa zdjęcie mężczyzny, dumnie prezentującego przypiętą do klatki piersiowej broszkę.
– Uwielbiamy go! Broszka jest zrobiona na zamówienie, z motywem jelenia na czarnej wstążce. Znamy też innego pana, który dostał od swojej żony taką brochę z jeleniem! Wiemy przynajmniej o kilku, którzy je sobie przypinają. Ja uważam, że trzeba mieć duże jaja, żeby nosić taką brochę – śmieje się. – Szczególnie w naszym świecie, takim dość konserwatywnym, troszkę zaściankowym, co się troszkę boi, nie wie czy wypada, czy się będą śmiali. To jest bardzo fajne, że ten klient wysłał nam swoje zdjęcie z broszką i pozwolił nam umieścić je na swoim profilu. Facet na luzie, bardzo nam miło – dodaje.
Broszki to początek?
– Moim marzeniem jest zbudowanie domu mody. Bazując na broszkach, na tym, że są jedyne i niepowtarzalne, chciałabym zrobić ciuchy, które gdzieś tam miałyby jakiś motyw z naszego świata. Mam zrobione kolekcje jedwabnych bluzek i chust, ale szukam cały czas inwestora. Zrobiłam też projekty spinek do mankietów, które wyglądają jak nasze broszki, bo panie się ciągle o nie pytają. Pracujemy teraz nad technologią, bo rękami się dużo rusza, stuka, tu jakość musi być najważniejsza – opowiada nam Basia Kwiecień.
– Moim marzeniem jest zbudowanie domu mody. Bazując na broszkach, na tym, że są jedyne i niepowtarzalne, chciałabym zrobić ciuchy, które gdzieś tam miałyby jakiś motyw z naszego świata. Mam zrobione kolekcje jedwabnych bluzek i chust, ale szukam cały czas inwestora. Zrobiłam też projekty spinek do mankietów, które wyglądają jak nasze broszki, bo panie się ciągle o nie pytają. Pracujemy teraz nad technologią, bo rękami się dużo rusza, stuka, tu jakość musi być najważniejsza – opowiada nam Basia Kwiecień.
Jej marzeniem jest to, by marka była luksusowa, ale w granicach rozsądku. Średnia cena broszki to 150 zł. Do tej pory sprzedały już ok. 2 000 sztuk – zarówno w Internecie jak i na targach. Kwiecień mówi, że te oba kanały sprzedaży przyciągają nieco inne klientki. – Na targach sprzedaje się nieco łatwiej, broszkę można obejrzeć, wziąć do ręki, przymierzyć do ubrania. Ale tu też nie ma dróg na skróty, wszystko jest porządnie robione, jest kasa, terminal – zastrzega.
Dużą uwagę przyłożyła do sklepu internetowego – uzyskał nawet kilka nagród i nominacji w branży e-commerce. – Dzięki temu marka jest widziana, doceniana, widać, że to nie jest taki sobie sklep jakiejś pani, ale w to weszło spore doświadczenie no i wszystkie moje pieniądze. Jak się popatrzy na stronę, to widać, że jest lookbook, porządna sesja, design, materiały – mówi nam.
– Staram się, wierzę w to, że wszystko trzeba porządnie robić, a nie ciągle kombinować. Wiadomo, że na koszty trzeba patrzeć, ale kurczę… przecież w Polsce też może się udać zrobienie porządnego biznesu, nawet takiemu żuczkowi jak ja, bez wielkiego inwestora (przynajmniej póki co). Ale budując markę mam nadzieję, że uda mi się kogoś zainteresować z większymi pieniędzmi. Sprzedajemy już do Francji, Szwajcarii, Belgii, teraz też do Włoch – podsumowuje szefowa House of April / Pocałuj mnie w broszkę.
Napisz do autora: konrad.baginski@innpoland.pl
