Nowy pomysł Ministerstwa Pracy wywołał burzę. Brak nawet 1 dnia udokumentowanego płacenia składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ma oznaczać całkowity brak emerytury. Co więcej – według tego projektu osoby płacące składki przez krótszy okres nie zobaczą ani złotówki, ich środki mają przepaść.
Pierwsza poważna reforma emerytalna miała miejsce w 1999 roku. Od tej pory każdy pracujący ma swoje konto w ZUS, na które trafiają składki odprowadzane z jego pensji oraz przez pracodawcę. Im więcej uzbieramy, tym więcej dostaniemy po przejściu na emeryturę.
Eksperci i organizacje związkowe są zszokowane pomysłem rządu i zastanawiają się nad sensem tego projektu. Jednym z prawdopodobnych rozwiązań jest wprowadzenie tzw. emerytur obywatelskich. W efekcie w zasadzie każdy emeryt otrzymywałby świadczenie tej samej wysokości.
Kontrowersje budzi również pomysł, zgodnie z którym składki, które zapłaciła osoba pracująca krócej niż 15 lat, miałyby przepaść. Taka nacjonalizacja jest według ekspertów nie tylko wątpliwa moralnie, ale i prawnie. W końcu są to środki danego obywatela, którymi rząd obraca. Podczas prac nad projektem strona rządowa nie zaproponowała nawet, by te pieniądze zwrócić w formie jednorazowej wypłaty – twierdzi Andrzej Strębski, niezależny ekspert emerytalny.
Jakie mogą być skutki tego rozwiązania? Eksperci nie mają wątpliwości, że ewentualne emerytury obywatelskie byłyby sporo niższe, od obecnych. Na dodatek nie wszyscy będą mogli odpowiednio udowodnić swój staż pracy, bowiem ZUS od okresów składkowych odejmuje każdy dzień chorobowego.
Na dodatek osoby, które już widzą, że nie wypracują całego okresu 15 lat, wymaganego do uzyskania emerytury, mogą zrezygnować z legalnej pracy i przejść do szarej strefy. Na taki krok mogą się też zdecydować osoby, które już przepracowały wymagany okres i nie będą widziały sensu w dalszym opłacaniu składek ZUS.