Urząd Wojewody Dolnośląskiego w niezrozumiały sposób blokuje inwestycję w małej gminie – Bystrzycy Kłodzkiej. Zyskaliby na niej wszyscy. W gminie szaleje bezrobocie, więc przez urzędniczy opór szanse na nowe miejsca pracy i wpływy z podatków maleją.
Bystrzyca Kłodzka to niewielkie, urocze miasteczko z bogatą historią, pełne zabytków. Mieszka tu niewiele ponad 10 000 ludzi, choć jeszcze kilka lat temu było ich prawie dwa razy więcej. Z danych urzędu pracy w Kłodzku wynika, że duża część z nich to bezrobotni – ok. 1500 osób.
Jan Korczyński prowadził w Bystrzycy nieduży biznes remontowo-budowlany. Był rzemieślnikiem, pracował głównie jako podwykonawca dla firm budujących w okolicy markety oraz inne budynki. Jeden ze zleceniodawców nie zapłacił mu za wykonane prace. Firma popadła w tarapaty finansowe. Mocno odbiło się to na jego zdrowiu, zmarł w 2013 roku.
Po firmie została należąca do niego hala produkcyjna, stojąca na gruncie Skarbu Państwa. Ziemia pod halą jest w użytkowaniu wieczystym. Wdowa, Barbara Korczyńska, znalazła firmę chętną na kupno całości.
To prężnie działająca firma Granum, centrum nasiennicze, które chciałoby tu ulokować swój regionalny sklep z nasionami dla rolników. Inwestora nie zraziło nawet to, że budynki i ziemia są na terenach zalewowych. Stawia jednak jeden warunek – ziemię pod halą chce mieć na własność.
Wydawałoby się, że wykupienie jej od Skarbu Państwa nie powinno być problemem. Jerzy Szymański, kłodzki przedsiębiorca, radca handlowy Polskiej Giełdy Nieruchomości, przyjaciel zmarłego Jana Korczyńskiego tłumaczy, że to normalna praktyka.
– Nie znam firmy, która chciałaby inwestować w nieruchomość, która stoi na gruncie w wieczystym użytkowaniu. Takie grunty mogą być objęte różnego rodzaju roszczeniami, na przykład w procesach przeciwko Skarbowi Państwa – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland.
Na transakcję zgodziła się pani Barbara, zgodziła się też burmistrz Bystrzycy, Renata Surma. Pomysłowi przyklasnął starosta kłodzki Maciej Awiżeń. Cały proces wymagał jeszcze zgody Urzędu Wojewódzkiego, wydawało się, że to formalność. Rzeczywistość okazała się inna – wojewoda przysłał decyzję odmowną. Argumentuje to faktem, iż „zbycie nieruchomości [...] naruszałoby zasady prowadzenia racjonalnej gospodarki nieruchomościami stanowiącymi własność Skarbu Państwa.”
Władze lokalne odwołały się od tej decyzji do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Dostały dość zaskakującą odpowiedź. Nie chodzi już tylko o to, że urzędnicy podtrzymali decyzję wojewody. Na argument, że nieruchomość obecnie niszczeje, odpowiedzieli, że przecież właściciel nieruchomości może w takiej sytuacji przekazać ją Skarbowi Państwa.
Minister podkreśla też, że Wojewoda ma swobodę w zakresie kształtowania polityki w stosunku do nieruchomości Skarbu Państwa i że może nie wyrazić zgody z uwagi na szczególne okoliczności, lokalne uwarunkowania lub budżet Państwa.
– Tak, to fakt. Ale istotą tego przepisu jest to, że wojewoda może się nie zgodzić na sprzedaż jakiegoś terenu wobec którego ma plany. Może chodzić na przykład o plany budowy w tym miejscu szkoły, stadionu sportowego. Tymczasem ta nieruchomość leży na terenie zalewowym i jest typowo przemysłowa – zżyma się Jerzy Szymański. – Poza tym mówimy o skrawku terenu o wymiarach 50 na 60 metrów i to leżącym pod halą – dodaje.
Sytuacja obecnie wygląda tak: pani Barbara Korczyńska ciągle jest właścicielką hali, stojącej na gruncie w wieczystym użytkowaniu. Ciągle nie ma pieniędzy, by spłacić długi. Inwestor, który mógłby przejąć całą nieruchomość ciągle nie może tego zrobić. Granum nie dość, że uratowałoby niszczejącą halę, to stworzyłoby miejsca pracy i płaciło podatki. Dla władz Bystrzycy Kłodzkiej szczególnie ważna jest ta pierwsza sprawa – obecnie w tym regionie bezrobocie sięga 20 procent.
Również Skarb Państwa nie bogaci się jakoś specjalnie na podatku od nieruchomości. Mógłby zarobić więcej na podatkach i rozwoju gospodarczym, czy chociażby oszczędzić na zasiłkach dla bezrobotnych.
Na obecnym rozwiązaniu nie zyskuje de facto nikt. Ani miasto, ani gmina, bo ciągle nie mogą sprzedać gruntu pod nieruchomością i wpuścić tam polskiego inwestora. Nie zyskuje Skarb Państwa, bo niespełna 200 zł miesięcznie z tytułu podatku od nieruchomości trudno nazwać świetnym interesem. Inwestor ciągle nie może otworzyć tu swojej działalności. A pani Korczyńska nie może spłacić długów, które pozostały po firmie. Jeśli nie sprzeda hali, to już raczej tej sprawy nie załatwi. Ma 74 lata i żyje z niewielkiej emerytury.
Jej spadkobiercy mogą odmówić odziedziczenia długów a wtedy zarówno wierzyciele – w tym Skarb Państwa – pozostaną z niczym.
Jerzy Szymański nie może pogodzić się z jeszcze jednym. – Tyle się mówi, o tym, że firmy mają inwestować, rząd zachęca je do rozszerzania działalności. Tymczasem tu mamy do czynienia z sytuacją, gdzie wszyscy wyszliby na plus – władze, inwestor, pani Korczyńska. Tymczasem niezrozumiała decyzja Urzędu Wojewódzkiego wszystko blokuje na zasadzie „nie, bo nie” – mówi nam.
Tymczasem w innych miastach władze wspierają przedsiębiorców. Na przykład Gdańsk oferuje przedsiębiorcom rozpoczynającym przygodę z własnym biznesem lokale za złotówkę – taki miesięczny czynsz obowiązuje przez 3 lata.
Szymański wskazuje też na kolejny aspekt: – 10 km od Bystrzycy niemiecka firma dostała od Skarbu Państwa grunty, postawiła na nich hale produkcyjne, ma ulgi podatkowe na kilkanaście lat. Nie mam nic przeciwko nim, ale widać, że władze nie traktują przedsiębiorców równo – mówi.