Mieszkańcy wielu miast są zszokowani tym, że na ich oczach rżnie się dwustuletenie dęby i setki innych drzew. Minister Szyszko jest z siebie zadowolony i niewiele sobie robi z krytyki Jarosława Kaczyńskiego i podejrzeń o lobbing. Ale nie da się ukryć, że na wycinkach mogą wzbogacić się deweloperzy i leśnicy.
Podczas sejmowej zawieruchy 15 grudnia 2016 roku, związanej z głosowaniem nad budżetem i blokadą mównicy sejmowej, praktycznie niezauważona przeszła ustawa dotycząca wycinki drzew. Przestrzegali przed nią jedynie ekolodzy. Dziś zbiera żniwo. W całej Polsce słychać ryk pił, rżnących drzewa w lasach, parkach i centrach miast.
Ustawa została zgłoszona jako projekt poselski, a nie rządowy. PiS coraz częściej korzysta z tej ścieżki legislacyjnej, bo nie wymaga ona przeprowadzania konsultacji społecznych. Posłowie tej partii podpisują się na drukach in blanco, nie wiedząc nawet do jakiego projektu zostaną one wykorzystane. Również w ten sposób przeszła przez Sejm kontrowersyjna ustawa zmieniająca zasady ochrony przyrody. Do dziś nie ma zresztą oficjalnych stenogramów oraz wyników głosowania z tej części posiedzenia.
Kto na tym zarobi?
Obecnie najgorętsza dyskusja dotyczy możliwości wycinania drzew na własnej posesji. Ustawa umożliwiła pozbycie się w zasadzie każdego drzewa z własnego gruntu, o ile nie jest ono pomnikiem przyrody, a jego wycięcie nie jest związane z działalnością gospodarczą. Czy to znaczy, że każdy właściciel domku będzie teraz ogałacał swoją działkę do gołej gleby? Raczej nie.
Ale na pewno znajdą się tacy, którzy zechcą zarobić na sprzedaży tego, co mają na swoim terenie. Metr sześcienny tarcicy dębowej jest wart (w zależności od jakości) nawet 3 000 zł. Wiele osób może więc sięgnąć po łatwe kilka czy kilkanaście tysięcy. Tym bardziej, że ustawa nie daje gminom możliwości ponownego wprowadzenia zakazu takiej wycinki.
– Wycinka drzewa to nie tylko wartość drewna czy innych rzeczy, które można z niego uzyskać. To cała masa usług ekosystemowych. Nadchodzące zmiany klimatu będą dla nas bardzo trudne. Temperatura moze wzrosnąć o 3,5 - 4,5 stopnia, liczba dni upalnych w lecie nawet dwukrotnie. Upały są najbardziej dokuczliwe właśnie w miastach, więc nie wiem nawet, jak skomentować wycinanie drzew w miastach. To krótkowzroczność, postępowanie bardzo nierozważne – mówi w rozmowie z INN:Poland dr hab. Krzysztof Kujawa z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego Polskiej Akademii Nauk.
Przypomina też tragiczne upały sprzed kilkunastu lat w Paryżu. – W tym mieście w 2003 roku ektremalne temperatury zabiły tyle osób, że zabrakło miejsca w kostnicach – ostrzega Kujawa.
Deweloperzy zacierają ręce Co prawda dowolne wycinanie drzew na potrzeby prowadzenia działalności gospodarczej nie jest obecnie dozwolone, ale stało się zdecydowanie tańsze. Deweloper lub jakakolwiek inna firma ciągle musi wystąpić o pozwolenie na wycinkę drzewa lub krzewu, jednak przepisy dotyczące tego, co można wycinać a co nie oraz za ile zostały mocno zliberalizowane.
Na przykład obecnie można bez żadnych konsekwencji wyciąć drzewa topoli, wierzby, kasztanowca zwyczajnego, klonu jesionolistnego, klonu srebrzystego, robinii akacjowej i platana klonolistnego jeśli na wysokości 130 cm mają mniej, niż 100 cm obwodu pnia. W przypadku pozostałych gatunków ten limit wynosi 50 cm obwodu – o ile nie są pomnikami przyrody albo nie podlegają ochronie.
Kolejną sprawą jest zmniejszenie cen za legalną wycinkę i kar za nielegalną. Teraz będzie ona wynosiła 500 zł za każdy centymetr obwodu pnia na wysokości 130 cm. Czyli za legalne wycięcie dębu o obwodzie pnia 150 cm zapłacimy 75 000 zł. Za nielegalne tyle samo, bo nowelizacja zrównała wysokość kary z wysokością opłaty za wycinkę. W poprzedniej wersji przepisów cena była zróżnicowana w zależności od gatunku i grubości drzewa – sięgała nawet 4000 zł za centymetr obwodu pnia. Kara za nielegalną wycinkę kosztowała dwa razy więcej.
Okazuje się jednak, że deweloperzy mogą bardzo łatwo obejść przepisy nakazujące im pytać o pozwolenie na wycinkę. Jeśli chcą kupić grunt od osoby prywatnej, mogą najpierw zażądać jego oczyszczenia a więc wycięcia drzew i krzewów a dopiero potem podpisać umowę. W ten sposób oszczędzą olbrzymie pieniądze.
– Widzimy w tym ogromne pole do nadużyć i ostrzegamy przed tym od momentu, gdy ujawniliśmy projekt ustawy, które Ministerstwo Środowiska rozsyłało po innych resortach. Pod pozorem wycinki na terenie prywatnym można bowiem wycinać drzewa nie płacąc za to, a następnie sprzedać oczyszczony grunt pod inwestycję – mówi w rozmowie z INN:Poland Paweł Szypulski z organizacji ekologicznej Greenpeace Polska.
– To co się dzieje w ostatnim czasie np. w Warszawie potwierdza obawy, kóre mieliśmy. Wydaje się, że przynajmniej kilka wycinek drzew w mieście nie było zupełnie "spontanicznych". Chodzi o Pragę, Wolę, Saską Kępę. Będziemy się przyglądać temu, co się będzie działo w konkretnych lokalizacjach – dodaje Szypulski.
Zarobią Lasy
Kolejnym podmiotem obdarowanym przez nowe przepisy są Lasy Państwowe, monopolista w handlu drewnem z polskich. Nowa ustawa zwana lex Szyszko nowelizuje bowiem również ustawę o lasach. Największą zmianę nowelizacja wprowadza w ustawie o lasach i daje ministrowi środowiska możliwość wprowadzania rozporządzeń dotyczących gospodarki leśnej.
Cytując: „gospodarka leśna wykonywana zgodnie z wymaganiami dobrej praktyki w zakresie gospodarki leśnej nie narusza przepisów o ochronie poszczególnych zasobów, tworów i składników przyrody, w szczególności przepisów art. 51 i art. 52 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody”. Ergo – jak wskazuje Paweł Szypulski z Greenpeace Polska, leśnicy praktycznie nie będą musieli zwracać uwagi na gatunki chronione i ciąć jak leci.
– Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Lasy Państwowe finansowo zyskają na tej ustawie. To jest wręcz jest esencja. Opinię publiczną i media poruszyło to, co widzimy, co się dzieje przed naszym nosem. To jest dyktowane bezmyślnością, krótkowzrocznością. Zasadnicza sprawa, którą ta nowelizacja wprowadziła, to zmiana ustawy o lasach. Ona daje Lasom Państwowym kolejne uprawnienia do tego, by nie przejmować się gatunkami chronionymi na obszarze, gdzie chcą prowadzić wycinkę – twierdzi Paweł Szypulski.
Nawiasem mówiąc, Lasy Państwowe to już dziś firma zarządzająca jedną trzecią powierzchni Polski. Szacunkowa wartość drewna na tym terenie jest szacowana na 400 mld zł, czyli więcej, niż wynosi krajowy budżet. Obracają olbrzymimi pieniędzmi i hojnie wynagradzają prawie 26 tysięcy swoich pracowników. Średnia pensja w LP to ok. 7000 zł brutto. W 2015 roku Lasy sprzedały drewno za ponad 8 mld zł.
– To daje in blanco prawo do decydowania w różnych sytuacjach, odcina w jakiejś części kontrolę społeczną, a przecież lasy Państwowe to tylko gospodarz wspólnego majątku. To antydemokratyczne, że same dla siebie stanowią prawo – mówi nam Krzysztof Kujawa z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego Polskiej Akademii Nauk.
Protesty
W Warszawie wycięto drzewa m.in. przed Urzędem Dzielnicy Śródmieście i przy ul. Nehru. Piły poszły w ruch w zielonych dzielnicach Krakowa i Wrocławia oraz w wielu innych miastach. Rozmiary wycinki są praktycznie nieznane, bo nikt jej nie kontroluje. Wywołuje to duże protesty aktywistów i ekologów oraz żal wielu mieszkańców miast.
Być może ustawa dająca dowolność w wycince drzew na własnym terenie zostanie znowelizowana. Okazało się, że po fali społecznych protestów przeciwko temu prawu stanął sam Jarosław Kaczyński. Stanowisko ministra Szyszki, który uważał ustawę za dobrą i bardzo ją chwalił, zdaje się łagodnieć. Twierdzi już, że to nie jego projekt, tylko poselski.
– Wyborcy nasi domagali się tego, aby coś takiego wprowadzić. Również chcę powiedzieć, że to jest ustawa, którą ja jako minister środowiska serdecznie popieram – mówił 20 lutego 2017 roku minister Szyszko na antenie Telewizji Trwam.
– Jeżeli ktoś posadził drzewo u siebie na działce to ma prawo wycinać. Dotyczy to tylko i wyłącznie osób fizycznych i tylko i wyłącznie wtedy, gdy nie prowadzą działalności gospodarczej - podkreślił. - Gdy ktoś chce urządzać sobie architekturę ogrodu i chce mieć odpowiednią wielkość drzew, to może to w tej chwili zupełnie spokojnie robić – przekonywał. Nie skomentował szerzej słów Jarosława Kaczyńskiego.
Szyszko chce więcej władzy i pieniędzy
Ekolodzy zwracają uwagę na to, że niedługo w Sejmie będzie porcedowana kolejna ustawa. Ma ona odebrać samorządom kontrolę nad władzami i działalnością wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej, które działają w każdym województwie. I oddać ją Ministerstwu Środowiska. Fundusze dysponują bardzo dużymi budżetami, pochodzącymi ze środków UE i budżetu.