Dziś Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wykletych. Ich podobizny sprzedają dziś wszystko. Książki i czasopisma mieszają się z elementami ubioru, podkładkami pod mysz, vlepkami, kubkami, kartkami pocztowymi i reprodukcjami portretów Inki, Łupaszki, a nawet Burego, smyczami i naszywkami. Jest to jednak biznes dość niszowy. Pamięć o wyklętych sponsorują głównie instytucje publiczne.
Jednym z honorowanych żołnierzy jest Zygmunt Szendzielarz, ps. „Łupaszka”. W czasie wojny walczył w szeregach AK, po jej zakończeniu – przeciwko NKWD i ludowemu wojsku. Został skazany na śmierć, w latach 90. sąd unieważnił jego wyroki. Według publikacji IPN oddział "Łupaszki" zamordował 67 Litwinów, w większości cywilów, w tym kobiety i małe dzieci – mieszkańców Dubinek i okolic. Książka jest pełna drastycznych opisów: niemowlęta zabijano w kołyskach, córkę litewskiego policjanta przed rozstrzelaniem zgwałcono.
Przynajmniej na kilka odbywających się w ostatni weekend biegów z cyklu „Tropem Wilczym” (opłata od 35 zł)można było dojechać pociągiem Pilecki, a za bilet zapłacić monetą z Inką. Najlepiej biegło się w koszulce ze stylowym wilkiem szczerzącym kły (od 39 zł), klucze i telefon chowając do praktycznej patriotycznej torby typu nerka (45 zł).
Nadwerężone siły można podreperować podczas gry karcianej „Żołnierze Wyklęci” (35 – 130 zł) albo zabawić się w escape roomie w „uwalnianie więźnia bezpieki” (wstęp bezpłatny). W Polsce sprzeda się chyba wszystko z tym motywem – to coraz potężniejsza gałąź biznesu.
Z jednej strony wiele imprez jest szczodrze podlewanych z publicznej kasy. W ostatni weekend lutego 2017 roku w całej Polsce odbyła się seria biegów pod hasłem „Tropem Wilczym”, mających upamiętniać żołnierzy wyklętych. Impreza zgromadziła ponoć ok. 60 000 biegaczy w 240 miastach, nawet w Londynie, Grodnie czy Nowym Jorku. Biegła też grupa naszych żołnierzy w Afganistanie.
Pierwszy bieg pod tym hasłem odbył się w 2013 roku i zgromadził 50 osób. Nie bez znaczenia dla obecnego sukcesu było wsparcie państwowych firm. Na liście sponsorów widnieją m.in. PZU, PGNiG, PKO BP, Orlen, KGHM, Poczta Polska i Polska Grupa Zbrojeniowa. Mecenasem biegu było Ministerstwo Obrony Narodowej i Wojsko Polskie.
Swoje trzy grosze do podobnych inicjatyw chętnie dorzuca Instytut Pamięci Narodowej, organizując konkursy na murale i różne formy upamiętniania żołnierzy wyklętych. Nie jest to jednak biznes masowy, oferty skierowane są do artystów i społeczników, choć oczywiście finansowane z publicznych środków.
Hojny jest bank PKO BP. Nie dość, że organizuje konkurs wiedzy o żołnierzach wyklętych, to sfinansował odsłonięcie popiersia Inki", został partnerem wydania książki "Szukając Inki” oraz akcji dostarczenia jej do szkolnych bibliotek w całej Polsce.
Filar prywatny
Biznes masowy opierający się na wątkach z wyklętymi jest dużo bardziej zróżnicowany. Co prawda na rynek nie wszedł w końcu szumnie anonsowany napój energetyczny o nazwie „Żołnierze Wyklęci”, ale poza tym można dostać wszystko z motywami dotyczącymi tej grupy. Firmy produkujące gadżety i pamiątki można podzielić na dwie grupy.
– Pierwsza to dobrze zorganizowane biznesy, jak Surge Polonia czy Red is Bad. To najbardziej znane marki produkujące tzw. odzież patriotyczną. Starają się one tonować swój przekaz marketingowy. Szczególnie Surge Polonia na Facebooku mocno pokazuje dokonania i historię Polski, nie skupiając się na przykład na kibicach piłkarskich czy imigrantach. To taki patriotyzm w wersji soft, nie nacjonalizm – mówi w rozmowie z INN:Poland Aleksander Damrat, ekspert e-commerce. W koszulce marki Red is Bad prezydent Andrzej Duda podróżował do Chin.
Znane firmy starają się zachować pewien umiar, którego brakuje mniejszym, praktycznie nieznanym producentom. Ta druga grupa wypuszcza na rynek przeróżne gadżety związane z wyklętymi, nierzadko przekraczając granice dobrego smaku czy kiczu. Na Allegro możemy znaleźć dość zaskakujący przegląd ofert z branży. Od naszywek, wlepek i smyczy, po kubki, koszulki i bluzy.
– Nie sposób też zapomnieć o kiju baseballowym z wizerunkiem Małego Powstańca czy próbach wprowadzenia na rynek napoju energetycznego o nazwie "Żołnierze Wyklęci". Jednak wbrew pozorom produkty stosunkowo niskiej jakości i o niskich cenach nie podbijają rynku. Te firmy liczą tylko na modę, ale nie umieją jej za bardzo wykorzystać. Według danych Allegro w lutym sprzedano ok. 1300 produktów ze słowem "patriotyczny" w nazwie, za łączną sumę 75 tys. zł. Ale produkty mające w nazwie słowo "wyklęty" sprzedają się trochę lepiej – przeprowadzono łącznie 732 transakcje za 109 tys. zł – mówi Damrat.
– Jednak za większość obrotów odpowiadają tu monety okolicznościowe, wypuszczone przez Narodowy Bank Polski. Kategoria "odzież, obuwie i dodatki wygenerowała jedynie niespełna 10 000 zł obrotu – dodaje. Według cytowanego przez Gazetę Wyborczą Krzysztofa Bajołka, szefa sklepu internetowego Answear.com cały rynek odzieży patriotycznej jest w Polsce szacowny na kilkanaście milionów złotych.
Co ciekawe, wyklęci doczekali się czegoś na znak własnej identyfikacji wizualnej. Na ubraniach i gadżetach im poświęconych widnieje najczęściej znak wilka (przypominający niekiedy symbol znany z gry "Wiedźmin").