Glenn Sparks, specjalista ds. komunikacji z Purdue University, nie ma najlepszego zdania o najpopularniejszym portalu społecznościowym. Jego zdaniem, sposób, w jaki zaprojektowano Facebooka, skłania użytkowników do kłócenia się, czego rezultatem są emocjonalne zaburzenia.
Naukowiec odniósł się w ten sposób do gorących dyskusji na stronach portalu, które nie są wyłącznie polską specyfiką. Skoro ludzie mają tu tak wielu „przyjaciół”, a nierzadko zabiegają o kolejnych, nawet jeżeli znajomości te trudno byłoby nazwać „luźnymi” - jest się z kim pokłócić. A do sporów zachęca sposób, w jaki odbywa się komunikacja na portalu: krótkie, kąśliwe komentarze, riposty i nadużywane wulgaryzmy.
- Nikt nie niuansuje swoich wypowiedzi – twierdzi Sparks. - W rozmowie twarzą w twarz nie rzucasz komuś w oczy politycznego komunikatu. Rozmawiasz – podkreśla. Tymczasem portal nie sprzyja dialogom, ani słuchaniu innych z uwagą. Wystarcza wtedy jedna nieprzemyślana uwaga, by wywołać spiralę epitetów. Oczywiście, można taką „przyjaźń” zerwać, odcinając się od adwersarzy. Ale w tym momencie emocjonalne wzburzenie użytkownika jest już na poziomie, o który znacznie trudniej w osobistych kontaktach.
- Posty są często formułowane szybko i impulsywnie, co tylko podsyca poczucie niestabilności i wyzwala niezamierzone reakcje emocjonalne – podsumowuje badacz. Czy da się tego uniknąć? Cóż, tutaj Sparks prochu nie wymyślił. - Jeśli dyskusje na Facebooku stają się irytujące, szukajcie możliwości spotkania i dyskusji twarzą w twarz. Przyjaźnie i więzy rodzinne mogą się tylko wzmocnić, gdy ludzie zaczną przenosić relacje do świata offline – kwituje.