Przez pięć lat trwał spór miedzy koncernem Łukoil, a firmą BZA. Należąca do Rosjan sieć próbowała namówić klientów do zrezygnowania z usług polskiej spółki, posługując się przy tym bardzo agresywną kampanią marketingową. Sąd Apelacyjny w Warszawie potwierdził niedawno, że było to nieetyczne.
Początki polskiej firmy BZA SA sięgają 1997 roku. Od początku oferowała klientom stacji benzynowych karty paliwowe. Dzięki nim pracownicy przedsiębiorstw mogli płacić za tankowanie bez użycia gotówki, a ich firma rozliczała się z wystawcą karty na koniec tygodnia. Dzięki takiej drodze płatności przedsiębiorcy mogli również liczyć na zniżki sięgające nawet 8-10 groszy na litrze benzyny.
Firma swoje losy związała początkowo ze stacją JET. Przez 10 lat współpraca przebiegała bezproblemowo. W 2007 roku sieć została jednak przejęta przez rosyjski Łukoil. Polski oddział rosyjskiej spółki początkowo zastanawiał się nad wprowadzeniem zmian, ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że zostawi wszystko po staremu. Do czasu.
– Zaczęli domagać się coraz wyższych zabezpieczeń płatności. Zastanawiało mnie to, bo nie widziałem w tym żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Skrócono nam również okres wypowiedzenia umowy. Wszystko zaczęło się składać w całość – opowiada Kotowski.
Łukoil do ostatniego momentu nie ujawniał jednak swoich prawdziwych intencji. BZA o wprowadzeniu przez swoich partnerów własnej karty flotowej dowiedział się z dnia na dzień. – W umowie mieliśmy zapisane, że obie strony powinny informować się o istotnych dla przyszłej współpracy kwestiach – zauważa tymczasem Kotowski.
– Pomyśleliśmy jednak: „Dobrze, zobaczymy jak to będzie działać” – kontynuuje. I przekonali się. Niedługo później Kotowski zaczął dostawać telefony od swoich klientów. Okazało się, że Łukoil zawzięcie wydzwania do największych kontrahentów i oferuje im atrakcyjniejsze stawki. Skąd Rosjanie mogli wiedzieć, że przebijają BZA? Polska firma dostawała od Łukoila określony rabat na jednego klienta. O tym, w jaki sposób go rozdysponuje decydowała sama. Czasami jednak najwięksi kontrahenci żądali większych upustów. Wtedy Polacy włączali do negocjacji przedstawicieli stacji paliw.
– Mogliśmy się porozumieć. Oni wprowadzaliby nowych klientów, a dotychczasowi działaliby w oparciu o umowy z nami – narzeka Kotowski.
Łukoil postanowił jednak działać metodą faktów dokonanych. Wprowadził nowe karty, podobne pod względem wizualnym do kart BZA („nawet pracownicy na stacjach się mylili”), przedsiębiorcom zaproponował takie same rozwiązania – kardy kredytowe i przedpłacone. – opowiada Kotowski.
W grudniu 2011 roku BZA dostało 3-miesięczne wypowiedzenie umowy. Od początku 2012 roku Łukoil ruszył z agresywną kampanią reklamową. Na stacjach pojawiły się plakaty z przekreśloną kartą BZA. Logo przedsiębiorstwa umieszczono pod lupą. Było przekreślone i sugerowało, że lada dzień karta stanie się nieaktywna. Informacje o tym, że przestaną być honorowane pojawiły się na dystrybutorach, witrynach i plakatach. Kotowski nie wytrzymał, a sprawa znalazła finał w sądzie. Ten orzekł, że kampania ma zostać zatrzymana.
– Należy jednoznacznie stwierdzić, że wywołane skojarzenia obniżają wiarygodność BZA, jako dostawcy usług karty flotowej oraz jako partnera na rynku – napisał w opinii prof. Adam Grzegorczyk, ekspert w zakresie reklamy i praw autorskich. Inny biegły, Przemysław Lis-Markiewicz, zauważył, że działania Łukoilu z punktu widzenia reklamy i etyki były nieuczciwe.
– Działania Łukoila sprawiały, że dostawaliśmy telefony od zaniepokojonych klientów. Jeden z pracowników banku, który wystawiał nam gwarancję bankową dla Łukoila, zobaczył podczas prywatnej wizyty na stacji reklamy sieci z przekreślonymi kartami BZA, jej nazwą wziętą pod dużą, sugestywną lupę oraz informację o zaprzestaniu akceptacji kart wystawianych przez polską firmę. Bank natychmiast zażądał od nas dodatkowych dokumentów i obszernych wyjaśnień – opowiada prezes BZA..
Sąd wydał nakaz przeprosin za naruszenie dóbr osobistych. Materiały miały być widoczne przez 60 dni na stronie i placówkach Łukoilu (a dokładniej Amic – austriacka firma przejęła Łukoil Polska w połowie 2016 roku). Ze swojego zobowiązania stara się jednak za wszelką cenę wymigać. – Na zdecydowanej większości stacji komunikat pojawił się jedynie tylko na wewnętrznej stronie ruchomych drzwi, a czasem nie widzieliśmy go w ogóle – mówi Kotowski.
Podobne zabiegi sieć zastosowała na swojej stronie internetowej. „Ubolewanie i szczere przeprosiny” znalazły się na przewijanych slajdach obok promocji hot-dogów, wypożyczalni przyczep i taniej kawy między 12.00 a 14.00.
W umowie zawartej z Łukoilem zawarta była informacja o wyłączności. Nagłe wypowiedzenie umowy i późniejsza kampania mocno zachwiały więc pozycją BZA na rynku. Prezes polskiej spółki wycenia straty na ponad milion złotych.
– Finansowo udało nam się odżyć dzięki współpracy międzynarodowej, ale na polskim rynku swojej pozycji nie udało nam się odzyskać do dnia dzisiejszego. Nigdy nie dowiedzieliśmy się oficjalnie, dlaczego po ponad pięciu latach współpracy staliśmy się przedmiotem takiego ataku. Podejrzewam, że ktoś policzył, ile mogą zarobić bezpośrednio i postanowił przejąć ten kawałek biznesu – puentuje.