Zatrudniony w październiku, od listopada miał sobie wziąć wolne poniedziałki, a od grudnia – wolne piątki. W styczniu odpuścił sobie jedenaście dni roboczych. Takimi rewelacjami uraczył czytelników w zeszłym tygodniu ukraiński portal Antikor, powołując się na dane dotyczące cotygodniowych przelotów Nowaka do Polski i z powrotem. „To fałszywy tekst, zlecony za pieniądze” - ripostuje w rozmowie z Wirtualną Polską Nowak.
Od października były minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej piastuje stanowisko szefa ukraińskiej państwowej agencji drogowej Ukrawtodor. Początkowo jego wynagrodzenie miało być symboliczne, jednak ukraiński minister infrastruktury przyznał Nowakowi premię – dzięki czemu były polski polityk zarabiał około 10-12 tysięcy hrywien. To w przeliczeniu jakieś 1800 złotych: kwota nad Wisłą raczej skromna, ale w ukraińskich realiach niebagatelna.
Według portalu Antikor Nowak miał sobie jednak odbijać niskie zarobki większą ilością czasu wolnego: pracując de facto tak, jakby miał jedynie cząstkowy etat.
W rozmowie z Wirtualną Polską Nowak jednak zaprotestował przeciw rewelacjom ukraińskich mediów. – Każdy wie, na czele z ukraińskim premierem i ministrem infrastruktury, że mój dom jest w Gdańsku – tłumaczy WP Nowak. – Tak było, jest i będzie. Więc każdy weekend spędzam w Polsce. To element mojej zgody na pracę na Ukrainie – dodaje.
Jak podkreśla były minister, z reguły pracuje on do późnych godzin wieczornych. – Czasem do godziny 22-23, czasem „tylko” do 20 – komentował z przekąsem. O publikacji portalu Antikor wypowiada się jednoznacznie. – Wprowadzam standardy, tnę korupcyjne powiązania, więc myślę, że wielu się to nie podoba. Zresztą w Polsce było podobnie. Na Ukrainie wiele mediów jest zinfiltrowanych przez Rosję lub po prostu na usługach korupcyjnych. Wyrzuciłem z pracy człowieka zamieszanego w dwuznaczny proceder. Tekst o mnie to efekt tego zwolnienia. Tu za śmieszne pieniądze można kupić dowolny artykuł – ucina.