Nominacja pułkownika Mariusza Pawluka na nowego dowódcę GROM-u wzbudza kontrowersje. Nie chodzi tylko o jego trudne relacje z jednostką w przeszłości. Internauci wytykają mu tuszę, a wśród żołnierzy płk Pawluk ma mieć z jej powodu pseudonim „Ponton”. To nie rokuje dobrze, kiedy dowódca elitarnej grupy jest posiadaczem tak zwanej „oponki”. Jeśli jednak zechce, może skorzystać z obozów, organizowanych przez profesjonalistów. Tych jest w Polsce sporo i do tego w różnych opcjach i wariantach.
– Wybór płk Pawluka komentuję negatywnie. To postać kontrowersyjna i ta nominacja jest fatalną decyzją. To kolejny krok do rozbicia GROM-u, bo będzie skutkował kolejnymi odejściami – mówi INN:Poland były minister obrony narodowej, Tomasz Siemoniak. – Nie widziałem pana Pawluka, ani nie znam jego pseudonimu. Ale dla mnie oczywiste jest, że dowódcą GROM zostaje ktoś, kto ma sylwetkę i przeszłość komandosa i jest wysportowany. To nie jest armia grubych generałów sprzed 30 lat. Co roku są egzaminy z przygotowania fizycznego i kto jak kto, ale przywódca jednostki specjalnej musi być wzorem sportowego trybu życia. Nie odnosząc się do przezwiska – jeśli to jest prawda, to policzek dla GROM-u – konkluduje.
Zdaniem byłego ministra, straty mogą być duże. Mówi nawet o rozbijaniu elity polskich służb specjalnych. Wizerunkowo, również nie prezentuje się to najlepiej. Płk Pawluk w 2010 roku oskarżył ówczesnego dowódcę GROM-u gen. Dariusza Zawadkę między innymi o mobbing, nepotyzm i prześladowania. Oskarżenie wystosował do prokuratury, NIK-u i Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Wtedy list w intencji obrony gen. Zawadki podpisało 416 żołnierzy GROM-u. Zdecydowali również o odebraniu płk Pawlukowi honorowej srebrnej i brązowej odznaki tej jednostki.
Trudno nie przyznać racji co do tego, jaką formę fizyczną powinien prezentować dowódca sił specjalnych. Pytanie tylko, gdzie można ją doszlifować. Ofert szkoleń jest multum – nie będzie zatem problemu znalezienie kogoś, kto pomógłby zrzucić zbędne kilogramy. Oprócz kondycji fizycznej, w jednostkach specjalnych brane są również elementy psychologiczne.
– Selekcja do jednostek składa się z kilku etapów. Pierwszy z nich to sprawdzenie kondycji – mówi INN:Poland Adam Stryjak z firmy HCSC / ASG Predators, organizującej obozy survivalowe i szkolenia dla służb mundurowych. – Przykładowo uczestnik ma do przebiegnięcia około 100 kilometrów w 72 godziny, w realiach nawet i 40km dziennie. Oczywiście z wyposażeniem, tym z którym przystąpił do selekcji. Organizatorzy sprawdzają również, czy kandydat potrafi działać w grupie. Indywidualizm nie jest cechą pożądaną i automatycznie skreśla taką osobę. Trzeba umieć działać w grupie, nawet dwuosobowej – to podstawa w jednostkach specjalnych. Zajęcia survivalowe też są w pewnym momencie wplecione na trasie selekcji. W przypadku zajęć survivalowych istotne jest to, co ma się w głowie. Survival to de facto improwizacja, która wymusza, by przeżyć z tym, co ma się pod ręką – konkluduje.
Dlatego do służb specjalnych pokroju GROM dostaje się tylko wąska grupa, starannie wyselekcjonowanych pod każdym względem kandydatów. Działa tutaj zasada Pareto – na 100 uczestników, 80 odpada. Z pozostałych 20 odchodzi połowa. Finalnie około 10% całej grupy wstępuje w szeregi jednostki. Jednostki specjalnej więc i musi mieć w szeregach specjalnych operatorów, najlepszych z pośród wszystkich, mówi Stryjak.
Ekspert dodaje również, że nie decyduje tylko wspomniana kondycja. Ważne jest wykształcenie (preferowane są osoby wyższym wykształceniem, najlepiej nawet z doktoratami czy innymi tytułami), inteligencja emocjonalna i umiejętność pracy w grupie. Istotny jest nawet charakter pisma kursanta, czy składnia wymowy – dosłownie wszystko. Znajomość języka obcego, a najlepiej kilku, to dodatkowe atuty. Lecz ostatecznym warunkiem przystąpienia do służby jest pozytywna weryfikacja kandydata przez dowódce jednostki. To z nim przeprowadzona jest rozmowa kwalifikacyjna i to do niego należy ostatnie słowo. Następnie kandydata czeka trening, trening i jeszcze raz trening. Na akcję, tzw. "bojówkę" może wyruszyć dopiero po skończeniu 30 roku życia, podkreśla.
Jak podaje Stryjak, oferta szkoleń dla służb mundurowych w HCSC to kwestia indywidualnej oferty. Zależnie od tego, czy chodzi o szkolenie z działań w terenie zalesionym („Taktyka Zielona”), czy szkolenie z Czarnej Taktyki. Obejmuje prowadzenie działań na terenie zurbanizowanym, miasta, wsie, budynki mieszkalne, industrialne, użyteczności publicznej, parkingi ale także pojazdy, samoloty, śmigłowce czy pociągi. Szkolenie wojskowe z czarnej taktyki to zarówno techniki MOUT (operacje w terenie zurbanizowanym), CQB (walka w przestrzeniach zamkniętych), oraz Counter Terrorist Operations (operacje antyterrorystyczne).
Te ostatnie najczęściej prowadzone są przez wyspecjalizowane jednostki policyjne w danym kraju. Cena danego szkolenia jest dobierana indywidualnie do potrzeb grupy. Co ciekawe, ta druga oferta jest właściwie niedostępna dla cywili. Oferta dla cywili jest zależna od długości szkolenia – militarny survival, trwający 25 godzin, kosztuje około 250 złotych od osoby.
Jak widać, wymagania dla potencjalnych żołnierzy jednostek GROM są spore. Pytanie tylko, czy widok przełożonego z nadwagą nie spowoduje odpływu kadr, o którym wspomniał były minister.