Za mało czasu, za mało pieniędzy i warunki nie do przyjęcia dla poważnych projektantów i inwestorów. Rząd chyba nie myśli poważnie o polskim samochodzie elektrycznym, skoro proponuje konkurs dla amatorów zamiast poważnego programu.
Na początku marca spółka ElectroMobility Poland (powołana przez koncerny energetyczne PGE, Energa, Enea oraz Tauron) wraz z Ministerstwem Energii ogłosiły konkurs na polski samochód elektryczny. Jego warunki wzbudziły zdumienie profesjonalnych projektantów.
Konkurs wystartował w poniedziałek 13 marca 2017 roku, ale nie wiadomo, czy ktoś się do niego zgłosi.
Wedle założeń projektanci mają czas do połowy roku na przedstawienie koncepcji nadwozia (wizualizacji). Twórcy pięciu najlepszych projektów dostaną nagrody w wysokości 50 tys. zł. Na wiosnę 2018 roku ma być gotowych kilka prototypów jeżdżących aut, nagrody dla twórców to 100 tys. zł. Po kilku następnych miesiącach auta mają uzyskać homologacje i zostać wyprodukowane w krótkich seriach – do 100 sztuk. Najlepszy model trafi do produkcji seryjnej.
Założenia konkursu są nierealne. Jest za mało czasu a nagroda może co najwyżej pokryć koszt pracy jednego projektanta – mówią eksperci z branży motoryzacyjnej. Firmy lub osoby, które zdecydują się ja udział w konkursie do 15 maja mają czas na to, by przesłać swoje wizualizacje. Jeden z projektantów mówi, że w jego firmie koszt pracy jednej osoby nad podobnym projektem to minimum 200 zł netto za godzinę. Ewentualna nagroda pokryłaby więc jedynie 250 godzin pracy. Tymczasem na takimi projektami pracują całe zespoły ludzi, i to nie tygodniami a miesiącami.
Na dodatek owe 50 tys. zł ma stanowić również zapłatę za wszelkie prawa autorskie do projektu samochodu. W Polsce trudno będzie znaleźć firmę, która skusi się na warunki konkursu. Tym bardziej, że projekt powinien uwzględniać normy homologacyjne, by samochód mógł zostać dopuszczony do ruchu w krajach UE. Arrinera, nad którą prace trwają już od kilku lat do tej pory takiej homologacji nie uzyskała i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle ją dostanie.
To samo jest z projektami wskrzeszenia legendarnej Syreny. Z kilku projektów realizacji doczekał się jeden – Meluzyna R. Auto kosztuje ponad 260 tys. zł i nie ma homologacji drogowej. Inne wersje, w tym elektryczna, są na razie jedynie konceptami.
Do konkursu na polską Teslę nie staną raczej koncerny motoryzacyjne, bo same opracowują projekty swoich pojazdów i zajmują się ich produkcją. Nie wiadomo też kto miałby się zająć produkcją prototypów, jeśli jakieś projekty zostaną skierowane do tego etapu ani gdzie i za czyje pieniądze. Rząd deklaruje zainwestowanie najwyżej 49 proc. sumy potrzebnej do produkcji seryjnej.