
Reklama.
Pomysłodawcą jest Waldemar Nowakowski, szef PIH-u. Jego zdaniem, takie rozwiązanie jest korzystne dla każdej stron. Żywność z marketów by się nie marnowała, a klientom udostępniono by sieć miejsc, w której można byłoby zjeść dobrze i tanio. Co istotne, menu składałoby się głównie z przysmaków polskiej kuchni. Potencjalny klient mógłby zatem liczyć na bigos, grochówkę, pomidorową czy kotlety mielone.
Nowakowski podkreśla, że nie obejdzie się jednak bez pomocy państwa – czy to w formie dotacji do wynagrodzeń pracowników czy dopłat do wynajęcia lokalu.
Jednak Mieczysław Augustyn, senator PO i pomysłodawca projektu, o pomyśle Nowakowskiego wypowiada się negatywnie. – Umówmy się, że jak wejdzie w prace (nad pomysłem - przyp. red) minister finansów, to projekt zostanie odłożony na nie wiadomo kiedy. Rząd oszczędza teraz na wszystkim. Nie da więc pieniędzy na taką inicjatywę. A już na pewno nie da ich szybko – mówi, cytowany przez serwis „Money”.
Pomysł Nowakowskiego jest odpowiedzią na ustawę, którą chcą przeforsować senatorowie. W myśl jej projektu, sklepy powyżej 250 m. kw. powierzchni będą płacić 10 gr za każdy wyrzucony kilogram żywności. Opłaty objęłyby kilkanaście tysięcy punktów w Polsce.
Bary mleczne radzą sobie coraz gorzej – część zamknięto, a część zrezygnowała z państwowych dotacji, z których było więcej szkody niż pożytku. Natomiast pomysł na jadłodajnie wydaje się godny rozważenia – według danych Eurostat, w Polsce marnuje się około 9 ton żywności.
Źródło: Money
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl