To miał być interes życia. Piotr Sobczuk w przypadkowy sposób wszedł w posiadanie unikalnego 5-funtowego banknotu, którego cena na aukcji osiągnęła potem zawrotną sumę 60 tys. funtów (około 300 tys. złotych). Okazało się jednak, że prawdopodobnie padł ofiarą żartu.
Informacja o rekordowej aukcji obiegła kilkanaście dni temu angielskie media. Sobczuk otrzymał 5 funtów reszty. Jak się później okazało, był to polimerowy banknot z numerem seryjnym AA01 444444, wyjątkowo cenionym przez kolekcjonerów. Znalazło to potwierdzenie w końcowym rezultacie aukcji – jeden z licytujących zadeklarował zapłacić za niego aż 60 tys. funtów.
Jak wynika z informacji portalu bankier.pl, zwycięzca aukcji ani myślał zapłacić. Zaczął tłumaczyć, że podczas licytowania wpisał do okienka złą kwotę – chodziło mu bowiem o 60...funtów.
Na domiar złego istnieje ryzyko, że serwis Ebay, na którym odbywała się licytacja, zażąda od naszego rodaka prowizji od zakończonej aukcji. Ta wynosi 250 funtów. Przeliczając to na złotówki, wyjdzie na to, że zamiast 300 tys. zysku, Sobczuk zobaczy rachunek na kwotę ponad tysiąca złotych.
Mężczyzna poinformował już o całej sytuacji serwis aukcyjny, wystawił również banknot po raz drugi. Tym razem zapobiegliwie – pięciofuntówkę można dostać tylko za pomocą opcji „kup teraz”. Oznacza to, że Sobczuk może zobaczyć za nią równe 35 tys. funtów. W tej całej pogmatwanej historii i tak można by to jednak uznać za happy end.