15 milionów złotych – tyle wydały w ciągu ostatniego roku ministerstwa (a i tak danych nie udostępniły wszystkie resorty) na premie dla swoich pracowników. Nagradzano m.in. punktualne przychodzenie do pracy oraz samodzielną realizację zadań. Ale ujawnione w Sejmie bonusy dla urzędników to zaledwie wierzchołek góry lodowej – w ostatnich tygodniach i miesiącach w aparacie państwa i zależnych od niego firmach nagradzano na potęgę.
6 z wspomnianych 15 milionów wydano w resorcie Witolda Waszczykowskiego – zapewne analogicznie do sukcesów na scenie międzynarodowej, jakie odnosi dyplomacja pod wodzą krewkiego ministra. Najskromniej na tym tle wypada zaś ministerstwo edukacji, gdzie minister Anna Zalewska zaakceptowała na ten cel zaledwie 36 tysięcy złotych. Danych na ten temat nie ujawniło ministerstwo spraw wewnetrznych oraz resort sportu i turystyki.
Stosunkowo hojny dla swoich współpracowników jest też minister rozwoju Mateusz Morawiecki – w jego resorcie wysokość premii „w zależności od zajmowanego stanowiska wynosi 60 proc. dla kierownika kancelarii głównej, kierownika archiwum oraz eksperta, a dla pozostałych stanowisk 50 proc.” - jak można przeczytać w informacji, jaką w tej sprawie przygotowali podwładni wicepremiera Morawieckiego.
Ministerstwa podzieliły się informacjami na ten temat po interpelacji posłów Pawła Kobylińskiego i Pawła Pudłowskiego z Nowoczesnej.
Cóż, przykład idzie z góry, można by rzec. Z końcem ubiegłego roku premier Beata Szydło zdecydowała o nagrodzeniu swoich ministerów – premie otrzymać mieli wszyscy szefowie resortów, choć z informacji KPRM nie wynika jasno, czy wszyscy otrzymali po 7500 złotych. Niewątpliwie, stawka ta dotyczyła tych, którzy wyjątkowo dzielnie stawali w politycznych i resortowych bojach. - Staramy się, żeby w Polsce energii nie brakowało, żeby było bezpieczeństwo energetyczne. Ufają nam górnicy, jest wiele rzeczy pozytywnych – odpowiedział nagabywany o nagrody minister energii Krzysztof Tchórzewski. - Uważam, że nam się to należy – ucinał. No cóż, kwoty nie są zbyt wielkie, o czym za chwilę.
Zeszły rok dobrze powinni wspominać też urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak twierdzą – nie przepadający za urzędnikami NFZ i ZUS – tabloidy, w Funduszu na nagrody dla pracowników wydano 5,5 mln złotych (czyli niewiele gorzej niż w MSZ). Olbrzymią większość tej puli wydano w centrali – premię otrzymało 418 na 419 zatrudnionych. W oddziałach regionalnych nagroda trafiła na rachunek co trzeciego zatrudnionego.
A skoro o zaufaniu górników wspomnieliśmy – ekstra premię za dobre wyniki w wysokości 1200 złotych otrzymają wszyscy pracownicy Polskiej Grupy Górniczej. Pieniądze powinny trafić na ich konta 27 marca. Na szczęście, cała operacja zostanie przeprowadzona przed finalizacją procesu wcielenia do PGG Katowickiego Goldingu Węglowego. Po tej fuzji cała firma zatrudniać będzie 43 tysiące osób. Gdyby chcieć dać po 1200 złotych takiej armii, firma musiałaby wysupłać 51,6 miliona złotych.
Choć dobry zarząd przedsiębiorstwa państwowego uporałby się i z taką górą pieniędzy. Weźmy informacje z takiego Orlenu: prezes Wojciech Jasiński zarobił w 2016 roku 1,715 mln złotych, a do tego dorzuci sobie premię rzędu 1,56 mln złotych. Pensja wiceprezesa Dariusza Krawca jest niewiele niższa (1,696 mln zł), więc i premia symbolicznie oddaje tę nierównowagę: 1,49 mln zł. W sumie, w ubiegłym roku na premie członków zarządu firma wydała ciut ponad 5 mln złotych.