mat. pras.; youtube.com/Tabletradar / Smart-Test
Reklama.
Starszym czytelnikom Manta może kojarzyć się z gatunkiem egzotycznej ryby albo samochodem, produkowanym przez zakłady Opla między 1970 a 1988 rokiem. Jednak nazwę tę dzierży również polska firma, która jest obecna na krajowym rynku od 1998 roku. Najpierw podbiła go swoimi odtwarzaczami DVD i dekoderami. Kilka lat temu do swojej ofert dołączyła również smartfony. Ale jej portfolio jest znacznie większe i, co istotne, część swoich sprzętów składa w polskich fabrykach, które później lądują na półkach sklepowych kilkunastu krajów.
Zaczęło się podobnie jak w przypadku innych firm, które powstawały w naszym kraju w latach 90. – od dystrybucji zagranicznych urządzeń na polski rynek. Manta wystartowała w 1998 roku jako firma kilku zapaleńców, którzy zafascynowali się technologiami oraz cyfrową rozgrywką.
– Pierwsze nasze biuro (i magazyn w jednym) to 20 m2 w wynajętej kawalerce. Pracowaliśmy tam razem z kolegą - mówi INN:Poland Bogdan Wiciński, prezes Manty. Po pierwszych 5 miesiącach dwóch pionierów musiało się jednak przenieść na Ursynów, gdzie obok biura mieli zapewniony również prowizoryczny magazyn. Ten okazał się za mały już po pierwszej dostawie. – Towar z kontenera po prostu nie zmieścił się do środka – śmieje się Wiciński.
Pierwszym produktem, który trafił do sprzedaży, był PRO ACTION REPLAY. Dla niezaznajomionych z arkanami technologii rodem z zeszłego wieku, to nakłada na konsolę Playstation. Pozwalała ona ingerować w parametry gier, co ułatwiało rozgrywkę graczom.
logo
facebook.com/Manta
W kolejnych latach Manta rozwijała swoją ofertę, sprzedając akcesoria do konsol i kasety VHS z filmami Anime. Przyszedł jednak czas, by zacząć produkować pod własnym szyldem. Tak w 2001 roku wprowadzono na rynek serię głośników z logo warszawskiej firmy. Pierwszym sporem sukcesem Manty okazały się jednak nośniki danych HAWK, z którymi firma zdobyła ponad 50 proc. udziału w rynku. Jeśli ktoś „wypalał” płytę CD w Polsce, szansa, że ktoś wykorzystał produkt z Polski wynosiła ponad 1 do 2.
Sukcesy zaczęły się piętrzyć z każdym rokiem. W 2003 postanowiono wejść na kolejny sektor – tym razem odtwarzaczy DVD. – Sprzedaliśmy ich swego czasu prawie 6 mln. Można więc powiedzieć, że w co drugim polskim domu filmy oglądało się na naszych odtwarzaczach – opowiada Wiciński.
Już wtedy przedsiębiorstwo czuło pismo nosem i później do oferty dołączyły dekodery telewizji naziemnej DVB-T, które rozeszły się w dwóch milionach egzemplarzy.
Jednak Manta nie skupiała się tylko na elektronice związanej z telewizorami. Postawiła sobie ambitniejszy cel. W 2004 roku wypuściła na rynek Mantę MOB60 – pierwszy polski telefon komórkowy. Zgodnie z ówczesnymi trendami, było to urządzenie z klapką i obłym designie. Nie miała może aparatu, ale z drugiej strony czas czuwania telefonu wynosił ponad 6 dni – to były czasy, kiedy nie trzeba było pamiętać, by zapakować power bank przy wyjściu z domu lub pracy na kilka godzin.
Czas mijał, a Manta dalej inwestowała w rozwój – zaczęły pojawiać się produkty z linii małego AGD, odtwarzacze formatu MP4, discmany, telewizory CRT (te z dużym pudłem za ekranem, w którym był kineskop - dla urodzonych po 2000 roku), ale sprzedawano również urządzenia z ekranem ciekłokrystalicznym. To wszystko działo się jeszcze w połowie zeszłej dekady.
logo
Stoisko Manty na targach IFA w Berlinie facebook.com/Manta
Istotny krok podjęto w 2011 roku – wtedy Manta zaczęła produkcję telewizorów LED 3D. Co istotne, w tym samym roku podpisano umowę na produkcję telewizorów w polskich fabrykach. A konkretnie w łódzkiej Flextronics – urządzeń, które zjechały z tamtej taśmy sprzedano w 2013 roku 100 tysięcy sztuk.
Warszawskie przedsiębiorstwo nie porzuciło jednak rynku telefonów. W swojej ofercie ma tradycyjne model (we współczesnym żargonie określane mianem „dumb phone'ów”), urządzenia dla seniorów, a od 2013 roku również smartfony.
Te ostatnie należą głównie do segmentu B, czyli budżetowego. Można jednak zauważyć, że różnią się innymi – przede wszystkim model MSP94501, który wydano w kolorze złota i z funkcją easy selfie, która ułatwiała robienie zdjęć przednią kamerą. Cena za urządzenie z aparatem 12 Mpix z tyłu i 5 Mpix z przodu to 249 zł brutto. Niewygórowana, jak za smarfton, który wyróżnia się na tle budżetowej konkurencji.
Pisząc o tym, co jeszcze ma do zaoferowania Manta, można by poświęcić sporych rozmiarów esej. Tablety, hoverboardy czy głośniki bezprzewodowe – co jest modne na Zachodzie, szybko zostaje zaimplementowane przez polską firmę. Oczywiście z uwzględnieniem niezbyt przepastnych kieszeni Polaków. I nie tylko ich, bo swoje produkty Manta dystrybuuje na obszarze całej Europy.
Co dalej? W ciągu ostatnich trzech lat firma zwiększyła obroty ze 100 do 200 mln złotych, ale Bogdan Wiciński zachowuje w tym temacie daleko posuniętą skromność. – Chcemy pokonkurować na rynku co najmniej przez kolejne kilka, kilkanaście lat i zwiększyć przychody. Największym moim sukcesem będzie to, że za rok czy dwa będę mógł wciąż mówić o Mancie i tym, jaka przyszłość przed nią stoi – puentuje.