Swoją karierę zaczynała od produkcji nakładek na konsole, swego czasu jej odtwarzacze miał w domu co drugi Polak. Dzisiaj stanowi rozwiązanie dla Polaków, którzy na sprzęt elektroniczny nie chcą wydawać fortuny. Manta to firma, która mimo wejścia do Polski światowych koncernów, cieszy się wśród naszych rodaków coraz większą popularnością.
Starszym czytelnikom Manta może kojarzyć się z gatunkiem egzotycznej ryby albo samochodem, produkowanym przez zakłady Opla między 1970 a 1988 rokiem. Jednak nazwę tę dzierży również polska firma, która jest obecna na krajowym rynku od 1998 roku. Najpierw podbiła go swoimi odtwarzaczami DVD i dekoderami. Kilka lat temu do swojej ofert dołączyła również smartfony. Ale jej portfolio jest znacznie większe i, co istotne, część swoich sprzętów składa w polskich fabrykach, które później lądują na półkach sklepowych kilkunastu krajów.
Zaczęło się podobnie jak w przypadku innych firm, które powstawały w naszym kraju w latach 90. – od dystrybucji zagranicznych urządzeń na polski rynek. Manta wystartowała w 1998 roku jako firma kilku zapaleńców, którzy zafascynowali się technologiami oraz cyfrową rozgrywką.
– Pierwsze nasze biuro (i magazyn w jednym) to 20 m2 w wynajętej kawalerce. Pracowaliśmy tam razem z kolegą - mówi INN:Poland Bogdan Wiciński, prezes Manty. Po pierwszych 5 miesiącach dwóch pionierów musiało się jednak przenieść na Ursynów, gdzie obok biura mieli zapewniony również prowizoryczny magazyn. Ten okazał się za mały już po pierwszej dostawie. – Towar z kontenera po prostu nie zmieścił się do środka – śmieje się Wiciński.
Pierwszym produktem, który trafił do sprzedaży, był PRO ACTION REPLAY. Dla niezaznajomionych z arkanami technologii rodem z zeszłego wieku, to nakłada na konsolę Playstation. Pozwalała ona ingerować w parametry gier, co ułatwiało rozgrywkę graczom.
W kolejnych latach Manta rozwijała swoją ofertę, sprzedając akcesoria do konsol i kasety VHS z filmami Anime. Przyszedł jednak czas, by zacząć produkować pod własnym szyldem. Tak w 2001 roku wprowadzono na rynek serię głośników z logo warszawskiej firmy. Pierwszym sporem sukcesem Manty okazały się jednak nośniki danych HAWK, z którymi firma zdobyła ponad 50 proc. udziału w rynku. Jeśli ktoś „wypalał” płytę CD w Polsce, szansa, że ktoś wykorzystał produkt z Polski wynosiła ponad 1 do 2.
Sukcesy zaczęły się piętrzyć z każdym rokiem. W 2003 postanowiono wejść na kolejny sektor – tym razem odtwarzaczy DVD. – Sprzedaliśmy ich swego czasu prawie 6 mln. Można więc powiedzieć, że w co drugim polskim domu filmy oglądało się na naszych odtwarzaczach – opowiada Wiciński.
Już wtedy przedsiębiorstwo czuło pismo nosem i później do oferty dołączyły dekodery telewizji naziemnej DVB-T, które rozeszły się w dwóch milionach egzemplarzy.
Jednak Manta nie skupiała się tylko na elektronice związanej z telewizorami. Postawiła sobie ambitniejszy cel. W 2004 roku wypuściła na rynek Mantę MOB60 – pierwszy polski telefon komórkowy. Zgodnie z ówczesnymi trendami, było to urządzenie z klapką i obłym designie. Nie miała może aparatu, ale z drugiej strony czas czuwania telefonu wynosił ponad 6 dni – to były czasy, kiedy nie trzeba było pamiętać, by zapakować power bank przy wyjściu z domu lub pracy na kilka godzin.
Czas mijał, a Manta dalej inwestowała w rozwój – zaczęły pojawiać się produkty z linii małego AGD, odtwarzacze formatu MP4, discmany, telewizory CRT (te z dużym pudłem za ekranem, w którym był kineskop - dla urodzonych po 2000 roku), ale sprzedawano również urządzenia z ekranem ciekłokrystalicznym. To wszystko działo się jeszcze w połowie zeszłej dekady.
Istotny krok podjęto w 2011 roku – wtedy Manta zaczęła produkcję telewizorów LED 3D. Co istotne, w tym samym roku podpisano umowę na produkcję telewizorów w polskich fabrykach. A konkretnie w łódzkiej Flextronics – urządzeń, które zjechały z tamtej taśmy sprzedano w 2013 roku 100 tysięcy sztuk.
Warszawskie przedsiębiorstwo nie porzuciło jednak rynku telefonów. W swojej ofercie ma tradycyjne model (we współczesnym żargonie określane mianem „dumb phone'ów”), urządzenia dla seniorów, a od 2013 roku również smartfony.
Te ostatnie należą głównie do segmentu B, czyli budżetowego. Można jednak zauważyć, że różnią się innymi – przede wszystkim model MSP94501, który wydano w kolorze złota i z funkcją easy selfie, która ułatwiała robienie zdjęć przednią kamerą. Cena za urządzenie z aparatem 12 Mpix z tyłu i 5 Mpix z przodu to 249 zł brutto. Niewygórowana, jak za smarfton, który wyróżnia się na tle budżetowej konkurencji.
Pisząc o tym, co jeszcze ma do zaoferowania Manta, można by poświęcić sporych rozmiarów esej. Tablety, hoverboardy czy głośniki bezprzewodowe – co jest modne na Zachodzie, szybko zostaje zaimplementowane przez polską firmę. Oczywiście z uwzględnieniem niezbyt przepastnych kieszeni Polaków. I nie tylko ich, bo swoje produkty Manta dystrybuuje na obszarze całej Europy.
Co dalej? W ciągu ostatnich trzech lat firma zwiększyła obroty ze 100 do 200 mln złotych, ale Bogdan Wiciński zachowuje w tym temacie daleko posuniętą skromność. – Chcemy pokonkurować na rynku co najmniej przez kolejne kilka, kilkanaście lat i zwiększyć przychody. Największym moim sukcesem będzie to, że za rok czy dwa będę mógł wciąż mówić o Mancie i tym, jaka przyszłość przed nią stoi – puentuje.