Od momentu pozyskania związku SEL24 w grudniu 2008 roku do podania go pierwszemu pacjentowi w marcu 2017 roku upłynęło prawie dziewięć lat. – W projekt zainwestowane zostały lata pracy najlepszych chemików obliczeniowych, medycznych oraz biologów wielu specjalności – opowiada INN:Poland Krzysztof Brzózka, wiceprezes firmy Selvita, w której narodził się rewolucyjny lek na ostrą formę białaczki. – Specjaliści Selvity opracowali 1300 cząsteczek związków, zanim udało się stworzyć cząsteczkę, która została wprowadzona do badań klinicznych – dodaje. Rewolucja była może pełzająca, ale dla polskiej medycyny może się okazać mocnym impulsem.
Największa w naszym regionie Europy spółka powstała w 2007 roku. Stworzyli ją Paweł Przewięźlikowski oraz Bogusław Sieczkowski – dziś odpowiednio prezes oraz wiceprezes i dyrektor zarządzający Selvity – którzy wówczas pracowali dla Comarchu. – Zgodnie doszli do wniosku, że w ich życiu zawodowym nadszedł moment, by „pójść na swoje” – mówi nam Brzózka. – Przyjęli trzy znamienne założenia: zostać w Krakowie, pracować z mądrymi ludźmi i generować nie tylko długoterminowe zyski, ale także coś, co faktycznie przyda się ludziom – dodaje.
W Selvitę zaangażowane zostały na początku prywatne środki założycieli. Obaj świeżo upieczeni menedżerowie własnej firmy dekadę temu dostrzegli to, co dziś wydaje się być oczywistością: że nad Wisłą coraz chętniej tworzy się ośrodki badawczo-rozwojowe, do czego zachęca świetna kadra naukowa i rzesze dobrze wykształconych studentów co roku opuszczających mury uczelni.
Żeby jednak móc rozwijać firmę i projekty tak ambitne, jak poszukiwanie panaceum na białaczkę, Przewięźlikowski i Sieczkowski musieli mieć bieżące dochody. Dlatego Selvita działała dwutorowo: jednocześnie budowano ofertę usługową dla jednostek badawczo-rozwojowych i nawiązywano współpracę z badaczami, próbując rozwijać innowacyjne terapie.
Imperium nauki
Dziś Selvita to naukowa potęga: ponad 380 zatrudnionych naukowców, w tym ponad setka doktorów. Nie zawsze jednak tak było. – Kiedy Selvita powstawała, w Polsce można było znaleźć zaledwie kilka firm bądź instytucji, w których prowadzono badania o potencjale komercyjnym. Nigdy nie brakowało nam zdolnych naukowców, ale projekty, które rozwijano na uczelniach zazwyczaj sprowadzały się do publikacji ich wyników, a następnie odłożenia ich do szuflady – podkreśla Brzózka, pełniący dziś w Selvicie funkcję dyrektora naukowego.
Jak wspomina, nie dbano wówczas o zabezpieczenia praw własności intelektualnej, co uniemożliwiało komercjalizację. – Jedynymi przedstawicielami przemysłu farmaceutycznego w kraju były firmy generyczne, a więc pracujące nad związkami, które zostały już wymyślone przez inne firmy, i na które najczęściej kończyły się patenty, co umożliwiało wejście na rynek z zamiennikami – mówi. Konsekwencją był eksodus tych naukowców, którym marzyła się komercjalizacja ich odkryć.
Selvita poszła pod prąd tego trendu – założycielom zależało na tym, by ich pracownicy i współpracownicy mieli swobodę badań, a także, by nie trafiały one do szuflady. – Dajemy bardzo duże możliwości rozwoju naukowego naszym pracownikom – zastrzega Brzózka. – Mają oni zarówno możliwość bycia autorami patentów, publikacji wyników naukowych i uczestnictwa w prestiżowych międzynarodowych konferencjach naukowych, jak i np. możliwość realizacji programu studiów doktoranckich w oparciu o wyniki badań prowadzonych w naszej spółce – dorzuca.
– Jedyne, co mogliśmy zaoferować w 2007 roku, to były wizje i marzenia – kwituje dyrektor naukowy Selvity. – Z czasem to się zmieniło, ale jednocześnie rosnąć zaczęła konkurencja wśród pracodawców. Poza aspektami czysto materialnymi, takimi jak konkurencyjne wynagrodzenie podstawowe czy atrakcyjny schemat premiowy, oferujemy naszym pracownikom szkolenia wewnętrzne i zewnętrzne, wysokiej klasy nowoczesne wyposażenie stanowisk pracy, dobre warunki socjalne, a dla najlepszych – również możliwość uczestniczenia w programie akcjonariatu pracowniczego – opisuje Brzózka.
380 milionów
Ta cierpliwość i dbałość jednak popłaca, czego najlepszym dowodem mogą być ostatnie tygodnie – kiedy zaczęły się badania kliniczne związku SEL24, a jednocześnie firma podpisała niezwykle lukratywny kontrakt z partnerami z Niemiec, katapultując w ten sposób notowania giełdowe zarówno własne, jak i całej branży biomedycznej.
– Proces odkrywania i rozwoju nowego leku jest bardzo czasochłonnym procesem, który naznaczony jest bardzo dużym ryzykiem – tłumaczy wiceprezes Brzózka. – To nauka na najwyższym poziomie, gdzie nie wszystko, a wręcz niewiele, da się zaplanować. Proces rozwoju flagowego na ten moment projektu Selvity – SEL24 – zajął niemal dziewięć lat. W projekt zainwestowane zostały lata pracy najlepszych chemików obliczeniowych, medycznych oraz biologów wielu specjalności. Specjaliści Selvity opracowali 1300 cząsteczek związków, zanim udało się stworzyć cząsteczkę, która został wprowadzona do badań klinicznych – opowiada.
Nie tylko o upływ czasu chodzi: proces poszukiwania właściwej cząsteczki pochłonął kwotę rzędu niemal 30 mln złotych. – Nie ma prostego przepisu na opracowanie potencjalnego leku, ale jeśli mielibyśmy podsumować to, czego się dowiedzieliśmy w tym czasie, to byłoby to tak: trzeba mieć dobry pomysł na start, zastępy mądrych, kreatywnych i zdeterminowanych ludzi oraz... dużo szczęścia – mówi Brzózka. I cytuje dane: związki, które trafiają do pierwszej fazy badań klinicznych, mają 11 proc. szans na stanie się lekami. W onkologii prawdopodobieństwo rośnie do 18 proc. – A dla związków będących inhibitorami kinaz, jak SEL24, jest aż 47 proc. szans na wejście na rynek – liczy.
Czy gra jest warta świeczki? Owszem, nie minęły nawet dwa tygodnie od pierwszych testów klinicznych SEL24, jak Selvita sfinalizowała gigantyczny kontrakt z niemiecką firmą Berlin-Chemie AG, spółką-córką włoskiej Grupy Menarini. Całkowita kwota, jaką polska firma może uzyskać, udzielając niemieckim partnerom wyłączności na dalsze badania, rozwój, wytwarzanie i komercjalizację SEL24, może sięgnąć ponad 89 mln euro – czyli niemal 380 mln złotych, kilkunastokrotnie więcej niż pochłonęły badania.
Przełom dla medycyny i nauki
Menarini to 39. na świecie firma farmaceutyczna pod względem wielkości – przypomina Brzózka. – Ta spółka ma 15 centrów produkcyjnych oraz sześć centrów badawczo-rozwojowych, jak i stałą obecność komercyjną w całej Europie, Azji, Afryce oraz Ameryce Środkowej i Południowej. Ponadto ma również znaczne doświadczenie w rozwoju leków w obszarze ostrej białaczki szpikowej. Mam przekonanie, że z tym partnerem mamy dużą szansę na komercjalizację SEL24, potencjalnego leku z zastosowaniem w ostrej białaczce szpikowej – dodaje.
Zdaniem dyrektora naukowego Selvity, wprowadzanie leku na rynek przy udziale Włochów to przełom zarówno dla medycyny, jak i polskiej nauki. – Zwiększyłoby to na pewno istotnie naszą wiarygodność w oczach potencjalnych partnerów. Jestem też przekonany, że ułatwiłoby to komercjalizację innych projektów rozwijanych w polskich laboratoriach – podsumowuje.
I najwyraźniej inwestorzy podzielają te nadzieję. W momencie ogłoszenia komunikatu o umowie z Berlin-Chemie AG notowania firmy na warszawskim parkiecie poszybowały w górę o 65 proc., do poziomu 75 zł za akcję – aż do poziomu, przy którym Giełda zdecydowała o czasowym wstrzymaniu handlu akcjami spółki. Dziś kurs się ustabilizował, mniej więcej na poziomie 55 zł za akcję, ale dobre wrażenie pozostało i – co więcej – dotyczy wszystkich polskich firm biomedycznych, jakie są na GPW.
Brzózka powściągliwie komentuje giełdowe wstrząsy. – Cała branża się rozwija i kolejni przedsiębiorcy chcą iść w nasze ślady, pozyskując od giełdowych inwestorów środki na rozwój swoich innowacyjnych projektów – mówi. – Liczba firm biotechnologicznych na warszawskiej giełdzie będzie więc pewnie w najbliższym czasie rosnąć. Na pewno na skalę międzynarodową działają już Adamed, Mabion, Oncoarendi i Celon Pharma, a także nasza spółka-córka Ardigen. Wkrótce dołączą do nich na pewno kolejne przedsiębiorstwa – zapowiada.