Ktoś nawypisywał o Tobie bzdur w internecie? Po wpisaniu swojego nazwiska w wyszukiwarkę znalazłeś nieprawdziwe albo niewygodne informacje? Od niedawna możesz zażądać ich usunięcia. Ale tylko części i nie definitywnie. Po co komu prawo do bycia zapomnianym?
– W przypadku zastosowania prawa do bycia zapomnianym, prosimy Google’a, by po wpisaniu naszych danych w wyszukiwarkę, te dane nie były widoczne. Oznacza to, że te informacje ciągle będą w internecie, ale ciężej będzie do nich dotrzeć. A więc osoba, która będzie miała link do danej strony, będzie mogła przesłać go dalej, by inni zapoznali się z treścią zawartych na danej stronie informacji – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland adwokat Joanna Worona z kancelarii Gardocki i Partnerzy.
Przepisy regulującego tę kwestię unijnego rozporządzenia wejdą w życie za rok, ale już teraz możemy złożyć wniosek o usunięcie linku zawierającego nasze dane osobowe. Linku a nie informacji.
– Każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie. Nie można więc powiedzieć, że istnieje zestaw czy katalog pewnych sytuacji, w których można zastosować prawo do bycia zapomnianym. Na pewno można je zastosować w przypadku, gdy informacje, które zostały udostępnione, są nieaktualne bądź nieprawdziwe. W takich przypadkach możemy domagać się ich usunięcia. I tu trzeba od razu wskazać, że nie jest to ich całkowite usunięcie z internetu. Te dane tam będą. Możemy jedynie poprosić o ich usunięcie z wyników wyszukiwania – mówi Joanna Worona.
Jak to działa w praktyce? Znane są już przynajmniej dwa wyroki sądów, które nakazały usunięcie danych z wyników wyszukiwania.Pierwsza z nich dotyczyła Hiszpana, którego nieruchomość 15 lat temu została zlicytowana za długi. Po wpisaniu jego imienia i nazwiska wyskakiwała aukcja internetowa jego nieruchomości, sprzed półtorej dekady. W ten sposób każdy mógł się dowiedzieć, że w stosunkowo odległej przeszłości miał poważne kłopoty finansowe, które doprowadziły do utraty domu.
– To była informacja, która bardzo negatywnie wpływała na jego wizerunek i dlatego też Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przyznał mu prawo do usunięcia tego wyniku wyszukiwania. Nie chodzi tu więc o sprawy kryminalne, ale takie, które mogą negatywnie wpływać na nasze obecne życie – mówi pani adwokat.
Niedawno prawo do zapomnienia uzyskał także Polak. To policjant, który zawodowo walczył z korupcją, natomiast wyniki wyszukiwania sugerowały, że brał łapówki.
– Warto przypomnieć, że nie każdy wniosek jest rozpatrywany pozytywnie. Jeśli komuś po prostu nie podobają się jakieś informacje, czy choćby zdjęcia z młodości, uważamy że niekorzystnie na nich wyszliśmy, to nie jest to wystarczająca przesłanka, by zniknąć z wyników wyszukiwania. Do tego muszą zostać spełnione określone okoliczności, czyli muszą być to na przykład informacje nieprawdziwe - tak jak w przypadku wyroku, jaki zapadł w Polsce. Może też chodzić o informacje, które negatywnie wpływają na nasze życie w chwili obecnej. Na przykład o rzeczy, które zdarzyły się 10 czy 15 lat temu i dziś mogą nam przeszkadzać – tłumaczy Worona.
A co ze zdjęciami? Zdaniem pani adwokat prawo może ich dotyczyć, jeśli będą opatrzone imieniem i nazwiskiem albo pozwalają w inny sposób na identyfikcję danej osoby. Nie możemy skarżyć się na zdjęcia, kórych nie możemy go przypisać do konkretnej osoby.
– Oczywiście nie mówimy tu o osobach publicznych. Tu chodzi bardziej o wyszukiwanie linków po imieniu i nazwisku, chociaż nie można wykluczyć, że w przyszłości prawo do zapomnienia będzie mogło być powiązane ze zdjęciami.
Jak uzasadnić swoje prawo do bycia zapomnianym
– To zależy indywidualnie od każdego z przypadków. Można wykazać, że są to informacje nieprawdziwe, że negatywnie wpływają na nasze dobra osobiste. Tak też było w przypadku sprawy w Polsce, gdzie okazało się, że prawa danej osoby zostały naruszone. To jest już pewna wytyczona droga – by wskazać dlaczego konkretne dane powinny zniknąć i jak one – negatywnie – wpływają na nasze życie – radzi Joanna Worona.
Google odmawia usuwania informacji powiązanych z postępowaniem karnym albo o tym, że ktoś zostać skazany.
– W przypadku jeśli ktoś jest osobą prawomocnie skazaną, to Google nie usunie tej informacji, bo jest to informacja publiczna. Chyba, że to stało się na przykład 20 lat temu, gdy mamy już do czynienia z zatarciem wyroku. Jest to odpowiedni argument. Ale w świeżych sprawach Google może odmówić. Musimy po prostu zachować odpowiednią równowagę pomiędzy prawem do prywatności a prawem do informacji publicznej – twierdzi adwokat.
Hurtem nie da rady
Usuwanie linków z wyników wyszukiwania to niestety żmudne zajęcie.
– Podczas wpisywania imienia i nazwiska w wyszukiwarkę wyskakują nam linki prowadzące do stron z konkretnymi informacjami. Każdy pojedynczy link musi być usuwany niestety osobno. To może być problematyczne, bo informacje w internecie dość szybko się rozprzestrzeniają. Nie jesteśmy w stanie na bieżąco kontrolować gdzie i jaki artykuł zostanie przedrukowany czy przepisany – mówi nam Worona.
– Mimo wszystko jest to światełko w tunelu, zwiastun tego, że można w jakiś sposób próbować to kontrolować. Dobrze, że jest taka możliwość „bycia zapomnianym”. Może być to proces czasochłonny, ale być może w przyszłości Google udoskonali tę procedurę. Obecnie każdy wniosek jest rozpatrywany oddzielnie – podsumowuje.