Uber budzi skrajne emocje
Uber budzi skrajne emocje Facebook.com/AntiUberPoland
Reklama.
Na początku XIX wieku w Wielkiej Brytanii kwitł antytechnologiczny ruch zwany luddyzmem. W jego ramach brytyjscy rzemieślnicy i robotnicy masowo niszczyli zdobycze rewolucji przemysłowej, które ich zdaniem, odbierały im pracę. Zdaniem Adriana Furgalskiego najnowsza propozycja Ministerstwa Infrastruktury nieomal cofa nas w tamte czasy. – Dla mnie to pachnie przysłowiowym średniowieczem. Z paleniem warsztatów po wynalezieniu krosna. To cios w zdobycze technologii – opowiada.
Zdaniem eksperta rząd powinien sobie zadać pytanie, czy Polska chce iść śladem „krajów socjalistycznych jak Francja”, które traktują działanie takich platformy jak przestępstwo, czy uwzględnić rozwój technologii.
Propozycja MIB zakłada m.in. ustanowienie licencji na pośrednictwo w przewozie osób i obowiązek zlecania przewozów przez pośrednika podmiotowi posiadającemu licencję. Czyli w praktyce uderza w model biznesowy Ubera, opierający się na współpracy z kierowcami, którzy dorabiają sobie, wożąc od czasu do czasu klientów.
logo
Kontrola Inspekcji Transportu Drogowego Jakub Ociepa/Agencja Gazeta
Polska centrala Ubera nie chce komentować propozycji resortu. Tłumaczy, że czeka na etap konsultacji społecznych. Jeżeli planowanych przepisów nie uda się jednak złagodzić, będzie to prawdopodobnie oznaczało konieczność wycofania się platformy z Polski.
Ciężko sobie bowiem wyobrazić, żeby właściciele amerykańskiego start-upu byli w stanie zmusić swoich współpracowników do wyrabiania wspomnianych licencji. Kurs plus egzamin to w zależności od miasta około 700 do prawie 1000 zł. Do tego dochodzą oczywiście kosztowne badania lekarskie i obowiązek zarejestrowania własnej działalności gospodarczej. Tymczasem według danych Ubera aż 70 proc. kierowców to osoby jeżdżące okazjonalnie, które mają inne źródło dochodów.
O tym, jak może skończyć się takie naciskanie na Amerykanów, przekonali się już Duńczycy. Od 18 kwietnia 2017 roku Uber zakończył swoją działalność w tym kraju. Wszystko przez wprowadzenie przez miejscowy rząd przepisów, które nakazywały kierowcom świadczącym usługi przewozowe obowiązek posiadania w samochodzie taksometru, czujników wagi siedzenia każdego pasażera oraz kamery.
W swojej argumentacji ministerstwo powołuje się chęć stworzenia równych szans w branży przewozów. Nie przekonuje to jednak Adriana Furgalskiego. – W miastach, w których Uber działa, licencji przybywa od 2013 roku w tempie od kilkunastu do 20 procent. Wynika z tego, że działalność Ubera nie jest przyczynkiem do likwidacji zawodu taksówkarza, tylko poszerzeniem rynku – tłumaczy. I dodaje, że z podobnym przypadkiem mieliśmy do czynienia, gdy do Polski wszedł Wizzair i Ryanair. Tanie linie lotnicze nie tyle odebrały klientów liniom rejsowym, co przejęły tych, których na latanie i tak nie było wcześniej stać.
– Kierując się tą logiką, ministerstwo powinno też przyjąć ustawę o zakazie car-share'ingu. Miasta wprawdzie zachęcają mieszkańców do współużytkowania samochodu, odkorkowywania centrów miast, ale to pod względem cenowym stanowi konkurencję dla taksówkarzy – ironizuje.
Zwolennicy Bla Bla Car mogą jednak na razie spać spokojnie.
logo
Centrum Ubera w Krakowie Łukasz Krajewski/Agencja Gazeta
Michał Pawelec, Country Manager BlaBlaCar, tłumaczy, że ciężko na tym etapie odnosić się do propozycji MIB, ale podobna propozycja wysunięta wcześniej przez "Nowoczesną" dotyczyła przewoźników zarobkowo zajmujących się przewozem osób. – BlaBlaCar to serwis społecznościowy łączący kierowców z pasażerami podróżującymi w tym samym kierunku, którzy dzielą się ze sobą kosztami przejazdu. Kierowcy zabierają pasażerów przy okazji swoich prywatnych podróży i - zgodnie z regulaminem platformy - nie osiągają zysków – uspokaja.
Z decyzji powinny być zadowolone władze Krakowa, które z brakiem licencji u kierowców Ubera walczą już od miesięcy. Niedawno informowaliśmy nawet, że kilku z nich udało się „przechrzcić” na taksówkarzy. Wiesław Szanduła z Wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców ma jednak wątpliwości, czy nowe prawo będzie egzekwowane.
– Już obowiązujące przepisy są klarowne i czytelne i nie budzą żadnych wątpliwości, o czym świadczy osiem dotychczasowych wyroków sądowych z identyczną linią orzecznictwa (słynne, jedyne postanowienie sądu o umorzeniu postępowania dotyczy tylko sporu kompetencyjnego, tj. czy Prezydent Miasta może być oskarżycielem publicznym) i liczne prawomocne decyzję administracyjne ITD o nałożeniu kar pieniężnych. Także „instrumenty” kontrolne są w miarę wystarczające, lecz w małym stopniu wykorzystywane – zauważa w rozmowie z INN:Poland.
Jedno jest pewne. Jeżeli Ministerstwo infrastruktury w jakikolwiek sposób „uprzykrzy” życie Uberowi, będzie to kolejna deska do trumny amerykańskiego start-upu. W 2016 roku platforma straciła na swojej działalności 2,8 mld dolarów, a biorąc pod uwagę 2015 – aż 5,3 mld. Nie tylko w Polsce nad Uberem zbierają się więc czarne chmury.