Japońskie stowarzyszenie chodzących emerytów rekomenduje wykonanie 10 tys. kroków dziennie. To wysiłek, który jest w stanie uratować ludzi od niechybnej degradacji fizycznej.
Znam 50-letniego prezesa firmy, który licznikowi kroków i rekomendacji Japończyków podporządkował harmonogram dnia. Jeśli po zarobieniu kilku milionów na giełdzie stwierdza wieczorem, że brakuje mu jeszcze kilku tysięcy, porzuca biznes i idzie na spacer. Kiedyś wessało go do parku na 4 godziny, bo była awaria Google Fit i nie zaliczało mu kroków do zegarka.
Ja też liczę. Dzięki elektrycznej deskorolce Kawasaki udało mi się pobić wszelkie rekordy lenistwa. Nawet z najbardziej leniwe dni nie zdołałem wykonać mniej niż 3000 kroków. Wynik na deskorolce Kawasaki 237 kroków w ciągu dnia.
W tym miejscu powinienem płynnie przejść do opisania wspaniałego wynalazku, jakim są napędzane elektryczne deski na kółkach, a następnie jednego z najbardziej wypasionych modeli wśród nich – Kawasaki Scooter Balance, który jest pięknie wykonany, ma wspaniałe osiągi, a jadowity zielony kolor motocyklowej marki pozwoli wam się wyróżnić z tłumu przechodniów. Najpierw przypomnę, że właściciel firmy Segway, brytyjski milioner Jimi Heselden (nie mylić z wynalazcą pojazdu) poniósł śmierć spadając do rzeki z 10 metrowego urwiska na swoim pojeździe. Pierwszy śmiałek testu po odważnym starcie spod drzwi powrócił do redakcji w stanie jak po spotkaniu z Apaczem, skalpującym skórę na łokciach i kolanach.
Czego więc nie zrobicie na elektrycznej deskorolce, a o czym już bredzą w internecie twórcy opinii, którzy nawet nie wsiedli na to urządzenie.
1. Nie pojedziecie na zakupy do centrum handlowego Galeria Mokotów, Wola Park, Arkadia – powstrzyma was każdy ochroniarz, pokazując tamtejszy regulamin, który wyraźnie zabrania jazdy na rolkach, hulajnogach i innych pojazdach na terenie centrum.
2. Nie pojedziecie po bułki do Biedronki, Lidla itd. Zatrzyma was pierwszy krawężnik wyższy niż 5 centymetrów. Trzeba zejść z Kawasaki i przenieść urządzenie. To samo na schodach, chodnikach mniej równych niż te ułożone z polbruku. Polskie miasta usiane są takimi barierami. W sklepie patrz punkt 1.
3. Nie wybierzecie się z dzieckiem na wspólną przejażdżkę. Raz, że po stanięciu na 20-centymetrowej platformie, aby złapać pociechę za rączkę trzeba się schylać jak Roman Giertych do ucha prezesa Kaczyńskiego. Dwa, 6-latek na rowerku jest szybszy. Po pierwszych wyścigach z prędkością maksymalną udało mi się rozładować urządzenie na dystansie 2 km ścieżki rowerowej. Z deklarowanego zasięgu 20 km skorzystają tylko osoby o figurze uczestnika TOP Model. Ciężsi niż 80 kg szybciej rozładują akumulator.
Co można zrobić na Kawasaki Scooter, który jest obłędnie wyglądającym gadżetem, wyróżniającym was z tłumu, mającym wspaniałe osiągi?
1. Wyjść z domu, dojechać do metra, nim do centrum i dalej jako tako poruszać się po śródmieściu Warszawy.
2. Przybić piątkę ze startupowcami z warszawskich biur coworkingowych. Kawasaki bardzo im się podobał.
3. Jeździć po biurze z papierami pod pachą, wyprzedzić innych w wyścigu do "pana kanapki". Kręcić piruety marnując czas w pracy.
4. Wjechać pod stromą górkę ulicy Tamka w Warszawie, nie sapiąc jak inni przechodnie na nogach. Jechać do parku i "spacerować" – tylko po co, skoro dla zdrowia lepiej na nogach.
5. Zadziwić sąsiadkę i sąsiada w wieku 50+. "Panie Tomku, jakie to łatwe, na tym jeździć". To prawda, bo system stabilizacji działa wzorowo i w ciągu 2 godzin można opanować sprawne poruszanie się na Kawasaki (który bardzo mi się podoba). Sterowanie poprzez nacisk stóp i balans ciałem jest odruchowe.
Przez dwa tygodnie testowania zastanawiałem się, kto byłby najlepszym adresatem tego produktu. Od czasu ogłoszonej przez Segway globalnej rewolucji transportowej dla ludzi mija już 15 lat. Jakoś jednak centra miast nie zapełniły się elektrycznymi hulajnogami, hoverboardami itd. Kto, no kto mógłby naprawdę zrewolucjonizować swoje życie wsiadając na ten pojazd? Wtedy przypomniało mi się zdjęcie z centrum hurtowego w Wólce Kosowskiej. Aby dotrzeć z zaplecza do sklepu, Wietnamczycy poruszają się tam na hulajnogach z naręczami sukienek i garniturów, furą pudełek z butami w rękach. To oni byliby beneficjentami elektrycznej rewolucji. Druga – ponad 100 tysięczna rzesza potencjalnych klientów – to ochroniarze, zwłaszcza ci pilnujący powierzchni gładkich jak stół. Ci jednak zazwyczaj zarabiają miesięcznie mniej niż wynosi cena urządzenia.
Podsumowując. Jeśli nie jesteście startupowcem, który codziennie musi udowodnić, że jest influencerem, i uczestnikiem najnowszych trendów, ani właścicielem biznesu w Wólce Kosowskiej, stróżem w hali o powierzchni jednego hektar to hoverboard znudzi się wam po kilku tygodniach. A tyłek… rośnie.
Jeśli macie wolne 1900 złotych, to najlepiej oszczędzić jeszcze trzy razy tyle, kupić rower z elektrycznym wspomaganiem. Dopiero wówczas otwierają się naprawdę duże możliwości podróżowania dla miastowych. Właściciel sklepu z rowerami elektrycznymi przy Dworcu Zachodnim PKP w Warszawie przysięgał mi, że mając przeciętną wydolność popedałował na takim rowerze obejrzeć Wisłę w Wyszogrodzie. Doładował akumulator podczas obiadu w Czersku. Po czym wrócił z wycieczki całkiem jeszcze niezmęczony. Najdalej zaś wybrał się do Włocławka.
Największy z dostępnych modeli Kawasaki to KX-PRO10.0A kosztuje 1899 zł. Ma większe od konkurentów koła o średnicy 10 cali. Ułatwiają podjazdy pod małe krawężniki. Może, choć wymaga to wprawy, jeździć po trawie, pokonuje też podjazdy o stromiźnie 30 stopni. Napędzany jest silnikiem o mocy 700W (2 x 350W), rozpędza się do 20 km/h. Zasięg 20 kilometrów w praktyce zależy od wagi i stylu jazdy użytkownika. Waga urządzenia wynosi 12 kg. Poczujecie ją, jeśli rozładuje się bateria i trzeba przenieść "jeździk" do samochodu.