Agencja S&P Global Ratings potwierdziła rating Polski na poziomie BBB+. Stało się tak, jak światowe instytucje, od Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, po inną ze światowych agencji ratingowych – Moody's – w ostatnich tygodniach wyrażały się o stanie i perspektywach polskiej gospodarki coraz cieplej. Tymczasem Standard & Poor's najwyraźniej postawiła na konsekwencję i utrzymała dotychczasowy, relatywnie słaby na tle innych agencji, rating na poziomie BBB+.
Jeszcze na dzień przed ogłoszeniem ratingu Standard & Poor's opublikowała listę prognozowanych wskaźników dla Polski. Trudno było z nich wyciągnąć jakieś definitywne wnioski: agencja nieco podniosła swoją ocenę wzrostu PKB w bieżącym roku – z 3,2 na 3,3 proc. (przy podtrzymaniu wcześniejszych prognoz dla lat kolejnych), obniżając też poziom spodziewanego deficytu sektora finansów publicznych z 3,1 do 3 proc. Z drugiej strony jednak, według nowej prognozy dług sektora finansów publicznych ma wzrosnąć: z 52,5 do 53,8 proc. Również wzrost wskaźnika CPI (consumer price index), czyli de facto wskaźnik inflacji, podniesiono z poziomu 1,5 do 1,8 proc.
Zmiany nie są zatem wstrząsające, jak się wydaje całościowa ocena polskiej gospodarki nie zmienia się w diametralny sposób. Nie ulega wątpliwości, że bieżący rok będzie lepszy od zeszłego – np. Bank Światowy w czwartek podał, że wzrost gospodarki sięgnie poziomu 3,3 proc. i stabilnego 3,2 proc. w latahc następnych. Przypływ optymizmu jeszcze jaskrawiej widać w prognozach agencji Moody's, która zweryfikowała pod koniec marca prognozę wzrostu dla Polski z wcześniejszego 2,9 do 3,2 proc.
Jak to wszystko tłumaczyć? Najprostsze wytłumaczenie jest takie: rusza absorpcja środków unijnych, dane GUS nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że zaczęliśmy na potęgę konsumować, drgnęło w inwestycjach i produkcji przemysłowej. Nastroje są relatywnie niezłe, co sprawia, że wszystkie te zjawiska nie powinny zgasnąć za miesiąc czy dwa. To pozwala przypuszczać, że ten rok będzie lepszy niż zapowiadano. A jednocześnie, żaden z graczy nie spodziewa się wielkiej rewolucji – prognozy sięgające poza 2017 rok w zasadzie nie podlegają żadnej zmianie. W tym kontekście wyjątkowe znacznie mają też ratingi – to one są brane pod uwagę, zwłaszcza przez firmy podejmujące decyzje o inwestycjach zagranicą.
Dla kontrastu, niemalże rewolucji oczekuje wicepremier Morawiecki. – Poprawa perspektyw ma w naszej ocenie charakter trwały i strukturalny – komentował niedawno, po ogłoszeniu ratingu Moody's. - Naszym zdaniem, ocena perpsktyw polskiej gospodarki jest zbyt ostrożna. Oczekujemy, że wzrost gospodarczy osiągnie poziom zakładany w dokumentach rządowych – kwitował. Czyli, bagatela, 3,6 proc. PKB. Ba, NBP w swoich dokumentach celuje nawet w 3,7 proc. Dobre pół punktu wyżej niż agencje ratingowe i instytucje międzynarodowe. Oby końcowy wynik wypadł przynajmniej pośrodku między oczekiwaniami obu stron.