Jeżeli ktoś nie potrafi spędzać czasu na "nicnierobieniu", jest pewnym kandydatem do wypalenia.
Jeżeli ktoś nie potrafi spędzać czasu na "nicnierobieniu", jest pewnym kandydatem do wypalenia. Fot. 123rf.com
REKLAMA
Tydzień miał pozwolić menedżerowi na to, by choć trochę się „zresetować”: wstawać późno, przeczytać jakąś książkę, obejrzeć „Grę o tron”. Ale już po kilkudziesięciu godzinach plan kolejnych dni Elliota był tak naszpikowany spotkaniami z przyjaciółmi w nowych modnych barach, wystawami i koncertami, których „nie można przegapić”, lekcjami hiszpańskiego, siłownią oraz długo odkładanymi rzeczami, które trzeba zrobić w domu, że Elliot zaczął czuć się bardziej zaharowany niż gdy siedział po kilkanaście godzin w pracy.
Kandydat do wypalenia – pisze dziś o nim psychoanalityk. To właśnie ta niemożność do całkowitego nieróbstwa, ten kłujący wyrzut sumienia – że czas spędzony wyłącznie na snuciu się bez celu byłby zmarnowany – czyni z Elliota niemal pewnego przyszłego pacjenta na kozetce.
- Wypalenie wiąże się z utratą umiejętności rzeczywistego relaksowania się, „nicnierobienia” - dowodzi Cohen. - Uniemożliwia czerpanie przyjemności z codziennych przyjemności: snu, długich kąpieli, celebrowanych posiłków, długich rozmów. Nie ma sensu mówić „odpocznij” ludziom, którzy nie potrafią właśnie tego jednego: zrelaksować się – dodaje.
Cohen uważa, że w przypadkach nieco lżejszego kalibru można się ograniczyć do wprowadzania pewnych, stosunkowo lekkich „poprawek” do życia – na tyle, na ile to możliwe zmniejszyć liczbę godzin pracy, zwiększyć czas spędzany np. na medytacji czy jodze. Przeznaczyć więcej czasu na przebywanie z samym sobą. Ale prawdziwy problem pojawia się, gdy wypalenie jest nie tylko skutkiem zewnętrznych czynników – jak długookresowa, ponadprzeciętnie wymagająca praca – lecz także czynników wewnętrznych.
Pacjent lądujący na kozetce musi do nich właśnie dotrzeć. Już sama sesja jest – według eksperta – dobrym doświadczeniem: przez określony czas pacjent ma szansę milczeć, labo rozmawiać bez określonego celu i tematu. W końcu można też dotrzeć do głębszych przyczyn wypalenia – tak było w przypadku Elliota. W trakcie sesji z tym pacjentem okazało się, że w rodzinnym domu menedżera, każda minuta spędzona na pogaduszkach była uważana za czas bezpowrotnie stracony: nawet rodzinne posiłki były spożywane w pośpiechu, a rodzice Elliota natychmiast po skończeniu jedzenia ruszali zajmować się swoimi sprawami – oglądanie telewizji, książki czy rozmowy do nich nie należały. Okazało się to być nieuświadomionym, ale w gruncie rzeczy kluczowym kłopotem menedżera.
- Badanie tego typu może być pomocne, by uporać się z bezwiednie przyswojonym przyzwyczajeniem pracy oraz z dogmatami, jakie kształtują nasze „produktywne” spędzanie czasu – kwituje Cohen. - Zachęca nas do myślenia, jaki rodzaj stylu życia byłby dla nas wartościowy, bardziej od tego życia, w którym, jak sądzimy, utknęliśmy – dorzuca.
Źródło: 1843magazine