Raport Deutsche Banku „Mapping World's Prices” nie pozostawia większych wątpliwości: Polska jest krajem paradoksów. Polacy kupują iPhone'y w cenach dalece przewyższających te, które musi zapłacić przeciętny obywatel kraju zachodniego. Tymczasem pensje u nas są znacznie niższe – w Europie Zachodniej gorzej zarabiają wyłącznie Portugalczycy, a i tak chodzi o średnią pensję w stolicy, gdyby uwzględnić mieszkańców pozostałych miast, być może wyprzedziliby nas również oni.
Nasza rada dla tych, którzy trafią do Zurychu, jest prosta: ożeń się młodo. I pod żadnym pozorem nie idź tam do fryzjera – pół-żartem, pół-serio doradzają autorzy raportu. Nic dziwnego, Zurych pozostaje liderem światowych rankingów, jeżeli chodzi o koszty i poziom życia. Szwajcarskie miasto zdecydowanie przebija konkurencję pod względem poziomu cen, choć po pietach depczą mu Tokio oraz trzy skandynawskie stolice: Oslo, Kopenhaga i Sztokholm.
Patrząc na misternie poukładane przez ekspertów DB rankingi można by uznać, że Polska jest globalnym średniakiem (choć autorzy raportu koncentrują się na krajach rozwiniętych oraz czołówce krajów rozwijających się, gdyby uwzględnili np. wszystkie kraje Afryki czy Azji, moglibyśmy określić się jako „globalną czołówkę”).
Gdyby patrzeć na suche liczby, okazało by się, że mieszkańcy Warszawy cieszą się wyższą jakością życia niż rezydenci Brukseli, Nowego Jorku czy Mediolanu – a nawet wspomnianego już Tokio.
W ogóle nie jest nam źle, np. cena wynajmu mieszkania jest w Polsce znacznie niższa niż w innych państwach europejskich. Tyle że zestawieniu stawek za wynajem towarzyszy inne zestawienie: kwoty, jaka pozostaje nam w portfelach po dokonaniu opłat. I jest ona cokolwiek skromna – nie tylko w porównaniu do osób mieszkających w Zurychu, ale nawet w malezyjskim Kuala Lumpur, indyjskim Bangalore czy pobliskiej Pradze.
I na dodatek szybko się rozejdzie – eksperci DB przyjrzeli się np. cenom iPhone'ów. Okazuje się, że iPhone 7 oraz iPhone 6S są nad Wisłą niemal najdroższe w Europie – za kultowego smartfona więcej zapłacą tylko Grecy, a poza Unią Europejską Turcy, Rosjanie i Brazylijczycy. Polacy płacą 123 proc. średniej ceny „siódemki”. Również pod względem stawki za wynajem samochodu należymy do globalnej czołówki – uśredniona dzienna stawka w Warszawie to 115 dolarów, drożej niż we Frankfurcie, Mediolanie, Pradze, Lizbonie czy Moskwie. Dwa razy więcej niż w australijskim Sydney!
Cóż, na szczęście, iPhone'y i wynajęte auta nie decydują o wszystkim – inne wskaźniki, jak np. ceny butów czy dwulitrowej coca-coli, łagodzą ten efekt. Wyjąwszy wspomniany już wyżej paradoks: w kraju, w którym zarabia się mniej, za wiele towarów i usług płaci się więcej.