Nigeryjczycy śpią w polskich domach, a polskie firmy śnią “African dream”. Strach przed nieznanym wynagradzają zyski
Karolina Pałys
09 maja 2017, 09:05·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 maja 2017, 09:05
- W nowoczesnym, globalnym świecie to nie odległość decyduje o bliskości - takim stwierdzeniem Jan Kulczyk zamykał usta niedowiarkom, którzy jego inwestycje w Afryce kwitowali jednoznacznym uśmiechem - politowania. Kilka lat później, powody do śmiechu miał polski miliarder oraz ci, którzy zaufali jego instynktom. Odrzucenie stereotypów pod tytułem “Afryka dzika” kosztuje sporo odwagi, ale stopa zwrotu z takiej inwestycji jest, jak się okazuje, bajeczna.
Reklama.
- W Polsce deweloper zarabia 30 proc. i bardzo się z tego cieszy. W Nigerii minimalnie 100 proc.- twierdzi Paweł Włodarczyk, prezes firmy Polhouse, który właśnie w tym kraju buduje osiedla domków jednorodzinnych - z polskich materiałów, polskimi rękami i, jak zapewnia Włodarczyk - w podobnym do polskiego standardzie. Okazało się, że to właśnie jakość wykonania, czyli coś, do czego zgodnie z kolejnym stereotypem, w Afryce raczej nie przywiązuje się wagi, zdecydowało o sukcesie jego firmy.
- W Nigerii nadal panuje gigantyczny podział na biednych i bogatych, ale klasa średnia tworzy się bardzo dynamicznie. Na przestrzeni ubiegłego roku urosła o 34 proc. I to właśnie do nich kieruję swoją ofertę - tłumaczy Włodarczyk, który w 22-milionowej stolicy - Lagos, buduje już piąte osiedle. - Deficyt mieszkaniowy Nigerii szacuje się na 17 mln domów. Liczba potencjalnych konsumentów jest więc gigantyczna - dodaje.
O tym, że “African dream” nie ziści się jeśli inwestor nie wykaże się odpowiednim podejściem wiedział już Jan Kulczyk. Zakładając konsorcjum, wydobywające w delcie Nigru ropę zapewniał, że nie będzie patrzył na Nigeryjczyków okiem “XIX wiecznego kapitalisty”. Obietnicy dotrzymał: zyski z wydobycia ropy dzielił z nigeryjskim rządem, dwójką współpracowników i pracownikami zakładów.
Włodarczyk potwierdza, że dzisiaj na gospodarczą “kolonizację” Afryki nie ma szans. - Bez miejscowego zaufanego partnera biznesowego nic się nie zdziała. Tamtejsze przepisy są jasne - jako nie-rezydent nie mogę otworzyć firmy, nie założę konta bankowego - tłumaczy. Zyski z budowy osiedli Włodarczyk dzieli więc z nigeryjskim partnerem, na którego barki spada również ciężar wszelkiego rodzaju negocjacji. - Gdybym sam pojawił się na spotkaniu w sprawie zakupu ziemi dostałbym cenę kilka razy wyższą, niż mój partner - tłumaczy.
Na pytanie, czy to nie względy bezpieczeństwa decydują o tym, że na rozmowy biznesowe wysyła współpracownika, Włodarczyk kategorycznie zaprzecza. - Wydaje mi się, że dzisiaj to Europa ma wyższą średnią zamachów, niż Nigeria. Przemieszczając się po Lagos nie potrzebuję ochrony - zapewnia i dodaje, że dzisiejsza Afryka to już nie ten sam kontynent, który jeszcze kilkanaście lat temu na wyścigi chcieli uratować wszyscy - począwszy od polityków po gwiazdki pop i miss świata. Kraje takie jak Nigeria nie potrzebują już pomocy humanitarnej, tylko inwestorów z otwartymi głowami.
- Bez pewnej dozy tolerancji nic się tu nie zdziała - przyznaje Włodarczyk. Przykład? Domów w Nigerii nie kupuje się na metry, tylko na pokoje. Do tego każdy pokój musi mieć osobną łazienkę. - Tego typu niuanse trzeba po prostu przyjąć do wiadomości. Jeśli je zaakceptujemy - wyjdzie nam każdy biznes - przekonuje Włodarczyk.
Patrząc na portfolio polskich firm, które to właśnie w Afryce rozwijają skrzydła, można się z tą tezą zgodzić. Polskie ciągniki marki Ursus już niedługo równie często co na naszych polach, będzie można spotkać w Zambii - kolejnym po Etiopii i Tanzanii afrykańskim kraju, z którym koncern podpisał umowę na eksport i montaż maszyn. W Algierii leki produkuje polska Polpharma, gotowe posiłki Pamapolu można kupić właściwie na całym wschodnim wybrzeżu, a kawy Mokate napić się zarówno w RPA, jak i w Algierii.
Włodarczyk również stara się w pełni wykorzystać potencjał regionu i na deweloperce nie poprzestaje. Ostatnio przeniósł do Nigerii produkcję dachówek betonowych Martens. - U nas klienci wolą już dachówkę ceramiczną. Ale w Nigerii ta linia produkcyjna zyskała drugie życie. Jestem tam jedynym producentem dachówki betonowej - tłumaczy polski przedsiębiorca, dodając że podobnych biznesowych nisz jest na kontynencie sporo.
Artykuł powstał we współpracy z Great Private Equity.