Pracodawca prześwietli cię na wylot za pomocą wyspecjalizowanej firmy. Jeżeli wolne dni przyznane z racji zwolnienia chorobowego poświęciłeś na odmalowanie mieszkania, twój szef z pewnością się o tym dowie – straszą media. No cóż...nie do końca.
Na polskim rynki funkcjonuje kilka firm, zajmujących się kontrolą lewych zwolnień. Conperio, HR Solutions, Loyalis czy Centrum EM-PARTNER obiecują, że wyłapią oszustów, którzy zamiast chorować, oddają się błogiemu nieróbstwu lub załatwiają prywatne sprawy.
Ci pierwsi szacują, że średnio 15 proc. zwolnień chorobowych wystawianych jest na lewo. Chwalą się, że sprawdzili do tej pory 85 tys. pracowników w 100 przedsiębiorstwach. Efektem jest skrócenie czasu absencji. W jednej firmie liczba przebywających na zwolnieniu pracowników miała spaść ze 136 do 50. Nic dziwnego, że przedsiębiorstwa są tym zainteresowane. W myśl polskiego prawa państwo bierze na siebie koszty związane z "chorobowym" dopiero po 33. dniach. Wcześniej za nieobecność pracownika płaci jego pracodawca.
W rzeczywistości przyłapanie na gorącym uczynku grozi jednak tylko wyjątkowo nieostrożnym oszustom. – Wszystko odbywa się w granicach prawa – słyszę w firmie Conperio. Co to oznacza? A no to, że „śledczy” nie mogą włamywać się na nasze konta w mediach społecznościowych, albo wpakować z butami do domu. Zweryfikują dokładnie tyle, na ile sami im pozwolimy.
I tak całe facebookowe śledztwo ogranicza się do wejścia na profil. Tak naprawdę wystarczy, że nieuczciwy pracownik powstrzyma się od robienia selfie w centrum handlowym albo oznaczaniu się przy wypadzie poza miasto w trakcie zwolnienia. Choć tak naprawdę i to byłoby przesadą. Albowiem…
– Nasz pracownik nie używa kont kolegów z pracy kontrolowanej osoby, nie może żądać od niej udostępnienia jej własnego konta. Kontrola polega na przejrzeniu publicznie dostępnych informacji – zapewnia przedstawiciel Conperioi.
Dla kontrolowanego to bardzo wygodna sytuacja. Jeżeli nawet jakiś bliżej nieokreślony imperatyw pchnie go do pochwalenia się na Facebooku, że oto właśnie urządza grilla ze znajomymi na warszawskiej plaży (podczas, gdy powinien być przecież obłożnie chory), to wystarczy, że zmieni ustawienia widoczności na „tylko dla znajomych”.
Szczerze mówiąc, medialne informacje o kontrolowaniu Polaków wyobrażałem sobie nieco inaczej. Tymczasem sprawdzenie publicznego profilu jest działaniem, które może wykonać dosłownie każdy.
– Jaka z tego korzyść dla firmy? – pytam.
– Przy 300 pracownikach, pracodawca nie ma czasu na kontrolowanie wszystkich zwolnień – dostaję natychmiastową ripostę. Pytanie tylko, czy wszyscy biorą zwolnienia w tej samej chwili.
Inną kwestią jest rozpoznanie terenowe. Jak ono wygląda? Kontroler przychodzi pod drzwi pracownika, przedstawia się i grzecznie pyta, czy może chwilę porozmawiać. Chodzi o ustalenie, czym zajmuje się osoba przebywająca na zwolnieniu.
– A jeżeli go nie wpuścimy?
– Zaczyna działać według wewnętrznie ustalonych procedur. Kontrolowany pracownik nie ma obowiązku zapraszać go do środka – słyszę w odpowiedzi.
W rzeczywistości korzystanie z usług firm śledczych największy sens ma w momencie, w którym właściciel zmaga się z prawdziwą plagą L4. Na niespodziewane absencje narzeka np. Biedronka, która niedawno podwyższyła nawet premie za 100-proc. frekwencję na przestrzeni miesiąca.
I tu właśnie dotykamy sedna problemu. Korzystanie z usług wyspecjalizowanych firm może przede wszystkim zmniejszyć liczbę prawdziwych absencji chorobowych. Takie przedsiębiorstwa poza kontrolą pracowników, starają się również ustalić przyczynę wzmożonych wniosków o L4. Kontrole są prowadzone przez osoby posiadające wiedzę z zakresu HR i prawa pracy, często wdają się w rolę mediatorów między pracownikami a pracodawcą i ustalić, skąd bierze się duża liczba zwolnień.
A przyczyna nie zawsze musi wynikać z prób oszustwa. – Pojawił nam się kiedyś przypadek firmy, która zamawiała paczki o wadze 10 kg. Pracownicy cierpieli przez nie na problemy z kręgosłupem. Okazało się że wystarczyło zmienić system dostaw na większą liczbę paczek o mniejszej wadze – opowiada przedstawiciel Conperio. Czy do takiej, nie ukrywajmy, dość banalnej konstatacji trzeba było jednak wynajmować zewnętrzną firmę?
– Dużym organizacjom zdarza się działać w bezmyślny sposób. Czasami spojrzenie z zewnątrz bywa więc przydatne – komentuje Łukasz Komuda ekspert ds. rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Ekspert zastrzega, że masowe kontrole nie wpłyną raczej pozytywnie na morale w zespole, z drugiej strony w działaniu polskich firm widzi przejaw zainteresowana pracownikiem. – Firma mogłaby po prostu wyrzucić pracownika z dużą liczbą absencji. Znalezienie powodu nie jest szczególnie dużym problemem. Cześć firm ma jednak nadzieje wykryć problem. Skoro przedsiębiorstwa zaczynają się troszczyć się o pracowników, może to świadczyć o tym, że coraz trudniej ich znaleźć – puentuje Komuda.