Marka stworzona przez Michaela Korsa, nowojorczyka z Long Island, znalazła się w poważnych tarapatach finansowych. Z dużym rozmachem otworzyła na całym świecie prawie tysiąc sklepów z torebkami i akcesoriami. Teraz musi zamknąć od 100 do 125 z nich.
W ciągu ostatnich kilku lat sprzedaż torebek i akcesoriów poleciała na łeb na szyję. W IV kwartale finansowym, zakończonym 1 kwietnia 2017 r. spadła o ponad 11 proc., w samych sklepach stacjonarnych o ponad 14 proc. Firma straciła w tym kwartale 26,8 miliona dolarów w porównaniu do zysku netto na poziomie 177 milionów dolarów rok wcześniej.
Perspektywy na przyszłość są równie ponure, dlatego zarząd firmy zdecydował o zamknięciu od 100 do 125 sklepów na całym świecie. Wydaje się, że wyjątkiem będą rynki azjatyckie, które akurat notują dobre wyniki sprzedaży. Prawdopodobnie ocaleją też polskie sklepy, jest ich kilka.
– Na pewno się nie zamykamy, aktualnie zapraszamy na wyprzedaż, ale sezonową, a nie totalną – dowiedzieliśmy się zarówno u oficjalnego przedstawiciela marki w Polsce, jak i dwóch warszawskich sklepach amerykańskiej firmy, zlokalizowanych w Galerii Mokotów i CH Klif.
Analitycy wskazują, że prawdopodobną przyczyną kłopotów Korsa jest zbyt agresywna polityka sprzedażowa, która doprowadziła do szybkiego otwarcia prawie tysiąca sklepów na całym świecie i związane z tym koszty.
– Gdy marka sprzedawała się tylko w domach towarowych, wszystko szło fenomenalnie. Zmieniło się na gorsze, kiedy postanowili stać się niezależnym sprzedawcą – mówi cytowana przez NYPost Farla Efros, prezes HRC Advisory.
W tym roku akcje firmy spadły już niemal o jedną czwartą. Uszczuplenie sieci sprzedaży pozwoli jej zaoszczędzić ok. 60 milionów dolarów.