Polski Próchnik, Baby Design Group i Lechpol, a także zagraniczny Espersen, a od niedawna także Jysk - lista firm, które zdecydowały się opuścić Chiny i przenieść swoje zakłady produkcyjne do Polski rośnie z każdym rokiem.
Rok 2009 – Jarosław Tuczko, ówczesny rzecznik Próchnika obwieszcza, że wynosi się z Łodzi i przenosi niemal całość produkcji do Państwa Środka. Rok 2013 – polska firma wraca do kraju. – Gdyby osiem lat temu ktoś mi powiedział, że szycie w kraju będzie konkurencyjne to śmiałbym się do rozpuku. Ale tak właśnie się stało – tłumaczył wówczas prezes Rafał Bauer.
4 lata temu polska firma mogła wydawać się rodzynkiem. W ciągu kolejnych lat na przenosiny zdecydowały się jednak kolejne przedsiębiorstwo, które, co istotne, nie pochodzą z jednej branży. Z Państwa Środka do Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Częstochowie przeprowadził się np. Baby Design Grup, który zaczął produkować w Polsce część wózków dziecięcych. Prezes Marek Puchała nie ukrywał, że liczy na wsparcie w postaci funduszy unijnych, podkreślał równocześnie, że produkowanie w Azji nie jest już tak atrakcyjne jak niegdyś.
– Jesteśmy krajem atrakcyjnym dla inwestorów. Wpływa na to m.in. to, że polska gospodarka jest bardzo duża – opowiada nam Aleksander Łaszek z FOR.
Eksperci upatrują jednak masowych przenosin z Państwa Środka przede wszystkim w płacach, które w ostatnich latach wystrzeliły w Chinach w górę. W 2005 roku przeciętne wynagrodzenie w Chinach wynosiło ok. 2,2 tys. dolarów rocznie. Dzisiaj to już ponad 900 dolarów, ale miesięcznie. Różnica w zarobkach między Polakami a Chińczykami zmieniła się w tym czasie z 400 do 15 proc.
– Chiny stają się drogie, a Polska się tak szybko nie rozwija – potwierdza Konrad Godlewski, sinolog. Ekspert zauważa również, że podczas gdy w Państwo Środka stara się rozwijać wartość dodaną i lansują własne marki, polskie firmy zatrzymały się na etapie konkurowania ceną.
Na inny czynnik zwróciła natomiast uwagę Patrycja Pendrakowska z Centrum Studiów Polska-Azja. – Produkując w Chinach na rynki europejskie, producent ma mniejsze możliwości szybkiej reakcji. Bliskość geograficzna i kulturowa ma znaczenie – opowiadała w rozmowie z Rzeczpospolitą.
Odległość to jeden z czynników, który przekonał ostatniego „uciekiniera”. W maju 2017 roku decyzję o przeniesieniu znacznej części produkcji z Chin do Europy Środkowo-Wschodniej (w tym m.in. do Polski) podjął Lysk. Firma tłumaczyła, że nie bez wpływu na tę decyzję pozostała również zmiana preferencji klientów, którzy są podobno w stanie płacić więcej w zamian za skrócenie czasu dostawy.
W przypadku duńskiego producenta mebli nie jest to jednak zaskakująca decyzja. – Polska jest zagłębiem meblarskim w Europie – zauważa Łaszek. To, a także automatyzacja produkcji, według gazety Berlingske Business, przesądziło ostatecznie o zmianie lokalizacji zakładów..
Sprowadzenie omawianej kwestii wyłącznie do cen (choć stanowią one główny argument) byłoby jednak nieuczciwe. Pokazuje to inny, świeży przykład firmy Jabil. Amerykański koncern zamierza utworzyć na Pomorzu 300 miejsc pracy. – Kandydaci do pracy powinni mieć wykształcenie techniczne, mile widziana jest ukończona edukacja z zakresu elektroniki, automatyki, telekomunikacji lub nauk pokrewnych – tłumaczyła Beata Świderska, human resources manager, Jabil. Koncern szuka więc nad Wisłą przede wszystkim kompetentnych pracowników.
— Międzynarodowym gigantom już nie opłaca się, jak kiedyś, produkować w Chinach. Widać tam kryzys — dolar się umocnił, więc koszty wzrosły, a chińskim spółkom brakuje kapitału obrotowego na zakup surowców. To szansa m.in. dla Polski. Oczywiście warunkiem jest to, by tutejsi producenci byli świetnie zorganizowani — to już wypowiedź Adam Basałaja dla „PB”. Polak jest dyrektorem zarządzającym Espersen Polska, duńskiej firmy zajmującej się przetwórstwem rybnym. Jest przekonany, że w najbliższym czasie takich powrotów czeka nas istna lawina.