
Ministerstwo Infrastruktury w obliczu groźby wakacyjnych korków przed bramkami na autostradach zdecydowało, że szlabany zostaną podniesione, gdy oczekiwanie na przejazd będzie trwało więcej, niż 45 minut. W takim czasie auto jadące po autostradzie może przejechać 97,5 km.
REKLAMA
Rząd Beaty Szydło zapowiadał, że skończy z podnoszeniem bramek na zakorkowanych autostradach. Przyczyn tych deklaracji było kilka. Po pierwsze, jest to dość kosztowne. Budżet stracił z tego tytułu ok. 70 mln złotych w latach 2014 – 2015. Po drugie tradycję tę zapoczątkowały rządy Donalda Tuska i Ewy Kopacz.
Największy problem jest latem z autostradą A1, czyli wiodącą do Trójmiasta. Zarządcą północnego jej odcinka jest firma GTC, która pobiera od Skarbu Państwa tzw. opłatę za dostępność, jednak wysokość stawek określa Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa. I ono może też zdecydować o tymczasowym otwarciu bramek.
Problem korków pojawił się już kilka lat temu. Aby mu zaradzić, kolejne rządy decydowały o zwalnianiu kierowców z opłat, by udrożnić zjazdy. W 2014 roku bramki były otwarte w każdy sierpniowy weekend, rok później – również w lipcu. W 2016 roku rząd również podejmował decyzje o podniesieniu szlabanów, ale okazjonalnie, w zależności od natężenia ruchu.
Teraz Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa zarządziło, że aby uniknąć korków opłata za przejazd zostanie podniesiona z 29,90 zł do 30 zł (krócej wydaje się resztę) i że pobór opłat zostanie zawieszony na 30 minut, gdy średni czas oczekiwania na bramkach w punktach poboru w Nowej Wsi lub w Rusocinie przekroczy 45 minut. To niezbyt duże ułatwienie, w sytuacji, gdy przejazd autostradą z Warszawy do Gdańska zajmuje 3 – 3,5 godziny.
Do podnoszenia szlabanów szykuje się też GDDKiA, może to robić na zarządzanych przez siebie dwóch odcinkach: A2 między Koninem a Strykowem oraz A4 między Wrocławiem a Gliwicami.
