Polskie biura podróży zacierają ręce. Rok 2017 może okazać się dla nich rekordowy pod kątem przychodów. Największy touroperator nad Wisłą, firma ITAKA, odnotował wzrost sprzedaży wakacyjnych wycieczek na poziomie 40 proc, Rainbows Tours liczy na 25 proc. Na wyższe przychody czeka również m.in Neckermann (z 240 na 300 mln) i Grecos (z 400 na 500 mln). Rynek może więc wręcz eksplodować. – Wyjazd wakacyjny przez coraz większą liczbę osób nie jest już uważany za dobro luksusowe, lecz za jedną z życiowych potrzeb – komentuje Marzena Markowska, rzecznik prasowy Polskiej Izby Turystyki.
Zadłużenie biur podróży rośnie. Niedawno pisaliśmy o tym, że zalegają z płatnościami na kwotę 3,5 mln złotych – to o pół miliona złotych więcej niż w 2016 roku. Środków brakuje m.in. na spłatę kredytów czy opłat za produkty ubezpieczeniowe. Polaków takie wiadomości jednak nie odstraszają.
I słusznie. Stabilność branży oceniana jest bowiem poprzez porównanie funduszy własnych touroperatora do wielkości jego przychodów. Jak podaje Travel-Data wskaźnik ten osiągnął historyczny poziom 9,6 proc, gdy jeszcze w 2012 było to tylko 1,8 proc.
Zdaniem Markowskiej za rekordowe wyniki odpowiada coraz większa profesjonalizacja usług przez touroperatorów, wzrost zaufania klientów do branży oraz wzrost realnych dochodów w gospodarstwach domowych Polaków. Pod tym ostatnim kryje się, poza wzrostem wynagrodzeń, rządowy program 500+. Jego efekty branża turystyczna odczuła już w ubiegłym roku, kiedy przez kieszenie Polaków przetransferowanych zostało ponad 17 mld złotych. W tym, jak szacuje Ministerstwo Finansów, będzie to już około 25 mld.
Ale to nie wszystko. Zdaniem cytowanego przez „Forbesa” Andrzeja Betleja z Travel-Data biura nie doceniły tegorocznej rozrzutności Polaków. Efekt? Popyt przekroczył podaż, co przełożyło się na wzrosty cen wycieczek. Na wiosnę 2017 roku średnie ceny rezerwacji okazały się więc wyższe od ubiegłorocznych o ponad 200 złotych.
Markowska zwraca również uwagę na coraz bardziej racjonalne zarządzanie poprzez biura przez rezerwacjami linii lotniczych i hoteli. – Ponieważ zmieniła się ostatnio rzeczywistość geopolityczna, touroperatorzy musieli postawić na większą elastyczność swojej oferty – zauważa.
Gdzie najchętniej jeździmy? Z informacji Polskiego Związku Organizatorów (który bazuje na jednym z najpopularniejszych systemów rezerwacji używanych przez biura turystyczne) Turystyki. Wśród destynacji zagranicznych prym wiodą Grecja, Hiszpania i Bułgaria. Na osobę wydajemy w ten sposób od 2 do 3 tys. złotych.
Za wzrosty w branży turystycznej nie odpowiada jednak wyłącznie pęd Polaków ku zagranicznym wycieczkom. Polskie biura podróży coraz więcej zarabiają bowiem także na obcokrajowcach, którzy decydują się na odpoczynek nad Wisłą.
– Przewidujemy znaczny wzrost. Wiąże się to z tym, że wiele krajów zostało „wyłączonych” jako baza przyjazdowa dla turystyki, mam tu na myśli np. Turcję, Egipt i Tunezję. Z takich wyjazdów rezygnują np. Amerykanie, którzy obawiają się o swoje bezpieczeństwo w tamtym regionie – tłumaczy nam Ryszard Cetnarski prezes biura podróży Holiday Travel.
Jak opowiada Cetnarski największym zainteresowaniem cieszy się „tradycyjny trójkąt” Kraków- Wrocław-Warszawa. Popularność, dzięki akcjom reklamowym zdobywa również Gdańsk, a także całe Pomorze i Mazury. Poza obywatelami USA najczęściej zaglądają do nas turyści z krajów sąsiednich (Niemcy, Litwini, Łotysze i Czesi) Skandynawowie, Brytyjczycy, Włosi i Francuzi.
– Dużo jest również Holendrów, ale oni jeżdżą indywidualnie i zatrzymują się zazwyczaj w gospodarstwach agroturystycznych albo w małych hotelikach. To oszczędny naród – dodaje Cetnarski. W ubiegłym roku do Polski przyjechało rekordowe 17,5 mln turystów (dane Ministerstwa Sportu i Turystyki). W tym, zdaniem eksperta, powinno być jeszcze lepiej.
Horyzont biur podróży nie powinien się jednak ograniczać tylko do bieżącego sezonu. Co stanie się później? – Z pewnością polski rynek ma ogromny potencjał wzrostu. W naszym kraju odsetek osób wyjeżdżających na wakacje jest niższy niż w innych krajach rozwiniętych. Wszystko wskazuje więc na to, że rynek będzie się dalej rozwijał, o ile oczywiście utrzyma się ogólna pozytywna koniunktura gospodarcza w Polsce – tłumaczy Markowska.