
Zakład Ubezpieczeń Społecznych zatrudnił prawie 600 doradców emerytalnych, którzy będą czekać na klientów w placówkach. Przeszkolone osoby będą m.in. wyliczać wysokość emerytury, co ma ułatwić Polakom decyzję o momencie rezygnacji z pracy. Deklaracja rzecznika ZUS nie pozostawia jednak wątpliwości. W zakładzie wszyscy modlą się o to, żeby wysokość składek zniechęciła nas do przechodzenia na emeryturę.
REKLAMA
– Na pewno opłaca się, jeśli stan zdrowia nam na to pozwala, przedłużyć aktywność zawodową i otrzymać wyższe świadczenie – rzucił ni stąd, ni zowąd w rozmowie z IAR rzecznik ZUS Wojciech Andrusiewicz.
Deklaracja zdaje się niechcący zdradzać motywacje stojące za najnowszym programem ZUS. W październiku w życie wejdą przepisy obniżające wiek emerytalny kobiet do 60 lat i mężczyzn do lat 65. Daje to możliwość przejścia na zasłużony odpoczynek dodatkowym 331 tys. Polaków. W ubiegłym roku sondaż CBOS pokazał, że za obniżką wieku emerytalnego było aż 84 proc. ankietowanych. Doradcy mają prawdopodobnie uświadomić im ten błąd, wyliczając prognozowaną wysokość świadczenia. A średnia emerytura nad Wisłą to nieco ponad 2 tys. złotych brutto.
Poza „straszeniem” doradcy mają również za zadanie przekazanie informacji o aspektach technicznych – wskazania jakich dokumentów potrzebujemy do uzyskania emerytury i wyjaśnienia w jaki sposób będzie obliczana jej wysokość.
Do wprowadzenia sztabu doradców zachęciły ZUS wyniki programu pilotażowego prowadzonego w Zabrzu i w Warszawie. W dwóch oddziałach z usług doradców skorzystało 6,5 tys. osób.
źródło: Głos Pomorza/IAR
