Ustawienie automatów z wodą i kawą czy maszyn z batonikami na korporacyjnych korytarzach wydaje się najprostszym i najbardziej dochodowym biznesem pod słońcem. Pracownicy goniący na co dzień od deadline'u do deadline'u nie mają przecież czasu jeździć w kółko windą i biegać co chwilę do sklepu. Przekąski i napoje muszą mieć tu i teraz. Ale to właśnie na tym zarabia białostocka firma Ideal Group. Na wygodnictwie białych kołnierzyków.
Wrzucasz do maszyny dwa złote, a w zamian po chwili wyskakuje ci puszka coli. Idea wydaje się błaha, ale pieniądze są jak najbardziej poważne. Tylko w ubiegłym roku przychody Ideal Group poszły w górę o 70 proc. osiągając pułap 50 mln złotych. Wcześniej w latach 2013-2015 jej obroty wzrosły o 147 proc. Dzięki temu działający od 13 lat na rynku białostocczanie są jedną z największych firm vendingowych w Polsce.
Jak wygląda zarabianie na automatach? Na początku dogadujemy się z zarządcą miejsca. Ten w zależności od lokalizacji może zgodzić się na ustawienie maszyny za darmo, a może zażądać za to nawet i 1000 zł. – Średnio możemy powiedzieć, że ustawienie jednego automatu to koszt ok. 200 zł – opowiada nam założyciel Ideal Group Andrzej Nartowicz. Reszta zależy już od klientów i szybkości serwisu, który zaopatruje maszynę. Z jednego automatu (a Ideal Group ma ich w całej Polsce tysiące) przy sprzyjających wiatrach można wyciągnąć nawet 2 tys. miesięcznie.
Ustawienie maszyny z batonikami nie jest jednak żadną filozofią. Może to zrobić dosłownie każdy – w internecie możemy nawet znaleźć poradniki w jaki sposób może się do tego zabrać start-up, który nie dysponuje żadnymi środkami. – Dynamika wzrostu nad Wisłą wciąż pozostaje na poziomie 4-6 proc. To zdecydowanie więcej niż w krajach Europy Zachodniej – opowiada Aleksander Wąsik z Polskiego Stowarzyszenia Vendingu. Od razu jednak studzi nastroje.
– Dzisiaj najbardziej uczęszczane miejsca są już szczelnie obstawione automatami. Andrzej Nartowicz zauważa, że na początku tego wieku było jednak niewiele lepiej. A rynek vendingowy opiera się na jakości obsługi. Jeżeli firma wzorowo współpracuje ze swoim klientem, to szanse na to, że ten zrezygnuje z jego usług są niewielkie. – Choć oczywiście wciąż część klientów nastawionych jest wyłącznie na cenę – zastrzega Wąsik. Jak więc Ideal Group udało się przebić do elity?
– Na początku naturalnym pomysłem było wejście w lokalizacje publiczne takie jak uczelnie, szpitalem, dworce i lotniska. – opowiada Nartowicz. W kolejnym etapie maszyny polskiej firmy zaczęły pojawiać się w biurach. Ale najpierw należało z nich wyprzeć konkurentów.
– Szukaliśmy przewagi konkurencyjnej. Postawiliśmy na projekt kawowy. Oferowaliśmy w urządzeniach kawę ziarnistą, świeżo mieloną – taką jaką znamy z kawiarni. W tym czasie inne podmioty oferowały zwykłą – rozpuszczalną – opowiada białostocki przedsiębiorca.
Tą drogą IG przetarła sobie drogę również do międzynarodowych korporacji. Polacy stawiają automaty z wodą, maszyny z batonikami i wypożyczają automaty do kawy w międzynarodowych przedsiębiorstwach takich jak Mediacom, General Motors, Neckermann, Ferrero, Stadler czy Scania.
Polska firma do samych korporacji się oczywiście nie ogranicza. Swoje maszyny ustawia na każdym skrawku przestrzeni, obok którego przewija się duża liczba osób. Jej automaty z wodą pojawiły się w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości, Szpitalu Bielańskim w Warszawie (pierwsza tak duża inwestycja w branży medycznej w Polsce), przychodniach i aptekach. Idąc za ciosem udało jej się wejść również do kolejnej „budżetowej” instytucji – PFRON-owi, a także przekonać do siebie szkoły. Jak? Rozkręcając akcję „Zdrowe Kieszonkowe” i wskakując na falę krytyki złego odżywiania się dzieci.
– W naszych automatach uczniowie mogą zaopatrywać się w zdrową żywność. Co więcej kontrolę nad tym co kupują, mają ich rodzice – podkreśla Nartowicz.
Aby osiągnąć ten efekt prezes IG postawił na małą-wielką innowację. Do swoich automatów wprowadził autorską technologię Pay2Vend, jak opowiada, rzecz w pewnym zakresie unikalną w skali całego świata. Rozwiązanie wykorzystuje karty, breloki płatnicze i telefony komórkowe, które są powiązane z systemem płatności, który wcześniej możemy doładować. Coś w rodzaju elektronicznej portmonetki. Dzięki temu klient nie musi posiadać przy sobie gotówki, może również wcześniej zaplanować ile zamierza wydać.
Przedsiębiorca przekonuje, że to właśnie w tej technologii leży przyszłość całej branży. – Dzisiejsze rozwiązania zaspokajają potrzebę impulsywną. Mamy ochotę na kawę – automat jest pod ręką – opowiada. I dodaje, że w ciągu 13 lat istnienia jego firmy przedsiębiorstwom vendingowym wyrosła poważna konkurencja. Po co szukać automatu, skoro na każdym rogu stoi Żabka lub Biedronka? Trzeba więc sięgać dalej i sprawić, by korzystanie z automatów nie było już tylko doraźnym, ale jak najbardziej zaplanowanym wcześniej wyborem. – Stawiamy obecnie na rozwiązanie, które zmieni sposób działania vendingu – zauważa Nartowicz.