Andrzej Nartowicz, prezes Ideal Group
Andrzej Nartowicz, prezes Ideal Group Przemysław Skrzydło/Agencja Gazeta; mat.pras.
Reklama.
Wrzucasz do maszyny dwa złote, a w zamian po chwili wyskakuje ci puszka coli. Idea wydaje się błaha, ale pieniądze są jak najbardziej poważne. Tylko w ubiegłym roku przychody Ideal Group poszły w górę o 70 proc. osiągając pułap 50 mln złotych. Wcześniej w latach 2013-2015 jej obroty wzrosły o 147 proc. Dzięki temu działający od 13 lat na rynku białostocczanie są jedną z największych firm vendingowych w Polsce.
Jak wygląda zarabianie na automatach? Na początku dogadujemy się z zarządcą miejsca. Ten w zależności od lokalizacji może zgodzić się na ustawienie maszyny za darmo, a może zażądać za to nawet i 1000 zł. – Średnio możemy powiedzieć, że ustawienie jednego automatu to koszt ok. 200 zł – opowiada nam założyciel Ideal Group Andrzej Nartowicz. Reszta zależy już od klientów i szybkości serwisu, który zaopatruje maszynę. Z jednego automatu (a Ideal Group ma ich w całej Polsce tysiące) przy sprzyjających wiatrach można wyciągnąć nawet 2 tys. miesięcznie.
Ustawienie maszyny z batonikami nie jest jednak żadną filozofią. Może to zrobić dosłownie każdy – w internecie możemy nawet znaleźć poradniki w jaki sposób może się do tego zabrać start-up, który nie dysponuje żadnymi środkami. – Dynamika wzrostu nad Wisłą wciąż pozostaje na poziomie 4-6 proc. To zdecydowanie więcej niż w krajach Europy Zachodniej – opowiada Aleksander Wąsik z Polskiego Stowarzyszenia Vendingu. Od razu jednak studzi nastroje.
logo
W automatach możemy znaleźć coraz więcej produktów Tomasz Stańczak/Agencja Gazeta
– Dzisiaj najbardziej uczęszczane miejsca są już szczelnie obstawione automatami. Andrzej Nartowicz zauważa, że na początku tego wieku było jednak niewiele lepiej. A rynek vendingowy opiera się na jakości obsługi. Jeżeli firma wzorowo współpracuje ze swoim klientem, to szanse na to, że ten zrezygnuje z jego usług są niewielkie. – Choć oczywiście wciąż część klientów nastawionych jest wyłącznie na cenę – zastrzega Wąsik. Jak więc Ideal Group udało się przebić do elity?
– Na początku naturalnym pomysłem było wejście w lokalizacje publiczne takie jak uczelnie, szpitalem, dworce i lotniska. – opowiada Nartowicz. W kolejnym etapie maszyny polskiej firmy zaczęły pojawiać się w biurach. Ale najpierw należało z nich wyprzeć konkurentów.
– Szukaliśmy przewagi konkurencyjnej. Postawiliśmy na projekt kawowy. Oferowaliśmy w urządzeniach kawę ziarnistą, świeżo mieloną – taką jaką znamy z kawiarni. W tym czasie inne podmioty oferowały zwykłą – rozpuszczalną – opowiada białostocki przedsiębiorca.
Tą drogą IG przetarła sobie drogę również do międzynarodowych korporacji. Polacy stawiają automaty z wodą, maszyny z batonikami i wypożyczają automaty do kawy w międzynarodowych przedsiębiorstwach takich jak Mediacom, General Motors, Neckermann, Ferrero, Stadler czy Scania.
logo
– W naszych automatach uczniowie mogą zaopatrywać się w zdrową żywność. Co więcej kontrolę nad tym co kupują mają ich rodzice – podkreśla Nartowicz. mat. pras.
Polska firma do samych korporacji się oczywiście nie ogranicza. Swoje maszyny ustawia na każdym skrawku przestrzeni, obok którego przewija się duża liczba osób. Jej automaty z wodą pojawiły się w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości, Szpitalu Bielańskim w Warszawie (pierwsza tak duża inwestycja w branży medycznej w Polsce), przychodniach i aptekach. Idąc za ciosem udało jej się wejść również do kolejnej „budżetowej” instytucji – PFRON-owi, a także przekonać do siebie szkoły. Jak? Rozkręcając akcję „Zdrowe Kieszonkowe” i wskakując na falę krytyki złego odżywiania się dzieci.
– W naszych automatach uczniowie mogą zaopatrywać się w zdrową żywność. Co więcej kontrolę nad tym co kupują, mają ich rodzice – podkreśla Nartowicz.
Aby osiągnąć ten efekt prezes IG postawił na małą-wielką innowację. Do swoich automatów wprowadził autorską technologię Pay2Vend, jak opowiada, rzecz w pewnym zakresie unikalną w skali całego świata. Rozwiązanie wykorzystuje karty, breloki płatnicze i telefony komórkowe, które są powiązane z systemem płatności, który wcześniej możemy doładować. Coś w rodzaju elektronicznej portmonetki. Dzięki temu klient nie musi posiadać przy sobie gotówki, może również wcześniej zaplanować ile zamierza wydać.
Przedsiębiorca przekonuje, że to właśnie w tej technologii leży przyszłość całej branży. – Dzisiejsze rozwiązania zaspokajają potrzebę impulsywną. Mamy ochotę na kawę – automat jest pod ręką – opowiada. I dodaje, że w ciągu 13 lat istnienia jego firmy przedsiębiorstwom vendingowym wyrosła poważna konkurencja. Po co szukać automatu, skoro na każdym rogu stoi Żabka lub Biedronka? Trzeba więc sięgać dalej i sprawić, by korzystanie z automatów nie było już tylko doraźnym, ale jak najbardziej zaplanowanym wcześniej wyborem. – Stawiamy obecnie na rozwiązanie, które zmieni sposób działania vendingu – zauważa Nartowicz.