Trzeba robić to, co się lubi. Trzeba ich zmusić, żeby mówili „ach” i „och”. Zdobywaj wiedzę, by wykorzystać ją na swoją korzyść. Słuchaj instynktu. To tylko skromny wybór z rad, które Donald Trump powtórzył w kilkudziesięciu książkach, pod którymi się podpisał. Dla intelektualistów byłyby one świetną pożywką dla kpin, ale rozważania dzisiejszego prezydenta USA o robieniu interesów znalazły na świecie miliony odbiorców, w tym i takich, którzy gotowi byli płacić po kilka czy kilkanaście tysięcy dolarów za uściśnięcie ręki autora.
„Czy powiedziałeś sobie kiedykolwiek: szkoda, że o tym nie pomyślałem? Słyszałem, jak ludzie mówią tak, gdy natkną się na coś bardzo mądrego lub niezwykle fantastycznego. Jedną z metod samodzielnego myślenia jest pytanie samego siebie, o czym powinienem myśleć w tej chwili. Zrób to natychmiast, a wkrótce usłyszysz od innych: szkoda, że o tym nie pomyślałem, co za świetny pomysł! Będziesz zaskoczony, jak wiele świetnych pomysłów mógłbyś mieć, gdybyś dał sobie szansę, by o nich pomyśleć. Myślenie wymaga czasu”.
Tę refleksję można znaleźć na kartach książki „Think Like A Champion. An Informal Education In Business And Life” („Myśl jak czempion. Edukacja nieformalna w biznesie i życiu”). To zaledwie jedna z niemal dwudziestu książek, pod którymi podpisał się Donald Trump. Z nielicznymi wyjątkami – które moglibyśmy nazwać politycznymi manifestami – to poradniki biznesowe.
W większości pisane w pierwszej osobie. „Gdyby ludzie chcieliby się przekonać, jak pracuję, zapewne powiedzieliby: spędza większość czasu, rozmawiając przez telefon. To prawda, nieustannie rozmawiam przez telefon. Tak robię interesy i uważam, że to efektywny sposób ich prowadzenia. To nie są jakieś pogaduszki z przyjaciółmi, ja domykam w ten sposób kontrakty i prowadzę ważne interesy. Wiele udało mi osiągnąć przez telefon. Taki mam styl” – opisuje Trump w książce „Trump 101. The Way To Success” („Trump 101. Droga do sukcesu”).
Taki jest też ten styl pisarski. Jeżeli oczekujecie jakiejś metodologii osiągania sukcesu, albo choćby relacji z pierwszej ręki z sukcesów i porażek milionera – zawiedziecie się. Trump poprzestaje na luźno poklejonych uwagach, górnolotnych frazach i nieskomplikowanych metaforach – których autorami są zresztą ghostwriterzy ściągani każdorazowo do kolejnych książek. Mimo, że nie jest wielką tajemnicą, w jaki sposób powstają te dzieła, to pierwsza książka Trumpa – „The Art of the Deal” („Sztuka zawierania umów”) – przez rok krążyła po liście bestsellerów „The New York Times”.
Recenzenci, którzy przebili się przez wszystkie – a przynajmniej większość – z dzieł prezydenta zauważają, że to z reguły wiodąca sentencja, podbita co najwyżej jakąś anegdotą z amerykańskiego rynku nieruchomości albo z prowadzenia sławetnego programu „The Apprentice” (Kandydat). W tym świecie wystarczy wdrożyć w życie frazę „myślenie wymaga czasu”, przeznaczyć odpowiednio dużo czasu i... cieszyć się sukcesem. Należy drobiazgowo zbadać każdą sprawę przed podjęciem decyzji – i będzie to decyzja trafna. A ludzie dzielą się na tych, którzy z tych rad korzystają i odnoszą sukces za sukcesem, oraz tych, którzy wzruszają ramionami i są wiecznymi przegranymi.
Niewątpliwie, bez „The Art of The Deal” pasja pisarska Trumpa byłaby pewnie nieco słabsza. Książka ta powstała, gdy milioner był u szczytu potęgi i była ukoronowaniem najlepszego pod wieloma względami okresu w jego życiu biznesmena – gdy był niekwestionowanym królem nowojorskiego rynku nieruchomości, budował kolejne obiekty za astronomiczne wówczas kwoty rzędu 200 czy 300 milionów dolarów.
Noga powinęła się biznesmenowi wkrótce później, wraz z początkiem prezydentury Busha-ojca. Gospodarka po prezydenturze Reagana zaczęła hamować, w Nowym Jorku rynek nieruchomości w olbrzymiej mierze zmartwiał, a nowojorski ratusz zaczął blokować kolejne inwestycje magnata. W efekcie Trump Organization nie była w stanie wybrnąć ze spirali długów, osobiste długi Donalda Trumpa sięgały wówczas niemal miliarda.
Trzeba więc oddać dzisiejszemu prezydentowi sprawiedliwość: w długi nie wpędzał się sam, był to zbieg rozmaitych okoliczności i czynników. Pokazał też niewątpliwy talent negocjatorski, układając się z bankami co do spłaty długów, umorzenia części starych pożyczek i zaciągnięcia nowych. O tym warto by przeczytać książkę, jednak tego newralgicznego w swoim życiu okresu Trump wolał w swoich poradnikach nie omawiać, albo wspominać ogólnikowo. Nic dziwnego zresztą, że potem dosyć chętnie przyjął propozycję prowadzenia telewizyjnego show „The Apprentice”: na programie tym zarobił prawdopodobnie 214 mln dolarów, nie ponosząc praktycznie żadnego ryzyka biznesowego, a przy tym świetnie się bawiąc, nakręcając sprzedaż kolejnych książek i osobistą popularność. Kapitał idealnie wykorzystany w ubiegłorocznej kampanii wyborczej.
Polacy do tej pory byli stosunkowo odporni na urok prezydenckich nauk. W polskim tłumaczeniu opublikowano trzy książki, pod którymi podpisał się Trump: „Nigdy się nie poddawaj! Receptura sukcesu”; „Sukces mimo wszystko”; „Dlaczego chcemy, żebyś był bogaty. Dwóch mężczyzn, jedno przesłanie” (napisana razem z popularnym biznesmenem-ekonomistą Robertem T. Kiyosakim).
Trzeba przyznać, że opisy dostarczane przez wydawców niewiele ustępują mocnym frazom „autora” książki. „Jego zasady są proste, jasne i czytelne: jeśli chcesz zdobyć szczyt, musisz walczyć o swoje. Bez liczenia na łut szczęścia i taryfę ulgową. Bez samozadowolenia i lekceważenia przeciwników. Bez zamykania oczu na problemy, ale także bez wiecznego zamartwiania się. Jeśli będziesz pracować z pasją i wytrwale, krok po kroku i dzień po dniu, osiągniesz upragniony cel” – zapewnia autor opisu pierwszej z wymienionych pozycji.
Książka ta – czyli „Nigdy się nie poddawaj!” – doczekała się nad Wisłą dodruku. Zresztą wszystkie te dzieła sprzedają się podobnie. – Zarówno „Nigdy się nie poddawaj!”, jak i „Sukces mimo wszystko” sprzedały się do tej pory w nakładzie około dwóch tysięcy egzemplarzy każda – mówi INN:Poland Michał Janota z wydawnictwa Helion, do którego należy też brand wydawniczy OnePress, wydawca obu pozycji. – Oznacza to, że książki te cieszą się mniej więcej takim zainteresowaniem, jak przeciętna propozycja wydawnicza z kategorii „biznes”. Zatem nie jest to może wielki sukces wydawniczy, ale też i nie wtopa – podkreśla, przyznając, że zainteresowanie książkami Trumpa wzrosło po tym, jak został on prezydentem.
Cóż, książki pomogły wybrnąć – wizerunkowo i finansowo – z bankructwa na rynku nieruchomościowym. Telewizyjne show pozwoliło sprzedawać książki i stworzyło zapotrzebowanie na wykłady. Stworzyło też szeroko rozumianą publiczność, która stała się elektoratem. Jakby więc użyć prezydentury, żeby się nie zmarnowała? Zarezerwujcie czas, żeby sobie to przemyśleć.