Białostocka firma SoftwareHut jest jedną z najszybciej rozwijających się spółek IT w Polsce. Tempo okazało się jednak tak duże, że pracownicy przestali orientować się, gdzie siedzą ich współpracownicy, a nawet – gdzie sami powinni usiąść. Wszechobecny bałagan zaczął dezorganizować codzienną pracę. Spółka zaprzęgła więc do roboty programistów, którzy stworzyli na jej potrzeby...system GPS. Teraz po to rozwiązanie zagraniczne firmy ustawiają się w kolejce.
– Za 100 metrów skręć w lewo – charakterystyczna, chropowata komenda Krzysztofa Hołowczyca znana z nawigacji samochodowych, to pierwsze co przyszło mi na myśl, gdy usłyszałem, że jedna z polskich firm wzięła się za nawigowanie swoich pracowników. Aplikacja OfficeApp tak drobiazgowa co prawda nie jest, co nie przeszkadza firmom z całego świata dobijać się te o rozwiązanie.
Zaczęło się jednak od naprawdę poważnego problemu związanego ze...zbyt szybkim rozwojem SoftwareHut. Spółka działa na rynku od połowy 2015 roku. Tylko w trakcie ubiegłego roku zwiększyła swoje przychody o 523 proc. Wraz z pieniędzmi pojawiło się jednak więcej pracowników. W ślad za nimi przybyło również przestrzeni biurowej. Dzisiaj siedziba białostockiej firmy liczy 750 m2. Wiceprezes TenderHut (czyli grupy, w której zrzeszona jest SoftwareHut), Robert Strzelecki korytarzami pokonywał więc kilometry dziennie. Marnotrawił czas na szukanie wolnych sal konferencyjnych albo próbach znalezienia pracownika, który akurat przesiadł się z dotychczasowego miejsca pracy.
– W pewnym momencie Mateusz Andrzejewski, CTO SoftwareHut, powiedział: „Panowie, spójrzcie na stół. Oprócz kubka kawy przed każdym z nas leży smartfon. Smartfon jest najważniejszy. Tam musi być nasze rozwiązanie”. Pomyślałem, że może nie być łatwo – ale jazda samochodem po obcym mieście też kiedyś budziła dezorientację… a potem powstał GPS – opowiada nam o początkach Robert Strzelecki.
W ciągu kilku tygodni pomysł przekuł się w aplikację nazwaną roboczo OfficeApp. Dzisiaj za pomocą smartfona pracownik białostockiego przedsiębiorstwa może sprawdzić, w którym miejscu siedzi kolega, z którym powinien coś omówić i jak znaleźć drogę do pani z działu kadr. Aplikacja nakieruje go również na drukarkę albo dostępną salę konferencyjną. Tę ostatnią pracownik może „zaklepać” w systemie. Jeżeli jednak nie pojawi się w środku, umieszczony tam czujnik to wychwyci i anuluje rezerwację. Aplikacja jest pobierana za pomocą kodów QR porozklejanych w biurze albo za pomocą Office'a 365.
– Zmianę odczuły przede wszystkim moje nogi. Dzisiaj pokonują dziennie o połowę krótszy dystans – śmieje się Strzelecki.
Wynalazkiem SoftwareHut szybko zainteresowali się zagraniczni partnerzy. Wcześniej Polacy nie myśleli o jej komercyjnym wykorzystaniu. Poza usprawnieniem pracy, służyła raczej jako „pokazówka” – demonstracja możliwości technologicznych. Tak było do momentu, w którym w drzwiach firmy nie pojawili się przedstawiciele Thermo Fisher Scientific – międzynarodowego producenta oprogramowania laboratoryjnego, który zatrudnia ponad 50 000 pracowników w 50 krajach na całym świecie. Wyszli zachwyceni.
– Stwierdzili, że chcą taką aplikację u siebie. To otworzyło nam oczy. Zobaczyliśmy, że ten produkt można sprzedać – wspomina Strzelecki.
Dalsze zamówienia poszły jak lawina. Pogłoska o rozwiązaniu Polaków rozniosła się pocztą pantoflową. Wdrożenia aplikacji zaczęły domagać się kolejne koncerny. Czasami w celu rozwiązania dość nietypowych problemów.
– Jedna z agencji marketingowych w Londynie poprosiła nas, żeby skrócić czas, jaki pracownicy poświęcają na szukanie wolnych toalet. Na 8 piętrach pracuje tam łącznie 800 osób, które mają do dyspozycji po 4 ubikacje na kondygnację. Kończyło się to tym, że biegali po piętrach w poszukiwaniu wolnych kabin – opowiada Strzelecki. Polacy zamontowali więc czujniki IoT, które informują pracowników, które toalety są aktualnie „occupied”.
Wiceprezes TenderHut zastrzega jednocześnie, że program nie pozwala na śledzenie konkretnych użytkowników. Jedyny sposób na namierzenie pracownika, to sprawdzenie w którym miejscu powinien aktualnie pracować. – W przyszłości chcemy wprowadzić funkcję, która pozwoli wysłać komunikat: „Szukam Cię” – dodaje Strzelecki.
Białostocczanie wdrożyli swoje rozwiązanie również w jednej ze sztokholmskich firm. Są także w trakcie rozmów z kilkoma przedsiębiorstwami z rożnych części świata, zainteresowanie zgłosił nawet jeden z gminnych urzędów. – Jest właśnie w trakcie reorganizacji. Program pilotażowy pokaże, czy dzięki naszemu programowi urzędnikom będzie łatwiej odnaleźć się w nowej przestrzeni, a klientom – znaleźć właściwy pokój np. do złożenia wniosku o dowód osobisty – tłumaczy Strzelecki.
Wiceprezes TenderHut opowiada, że korzystanie z aplikacji wiąże się z groszowymi wydatkami. – To 1,5 euro od osoby. Przy 100 pracownikach daje nam to trochę ponad 600 zł miesięcznie – mówi. Do tego trzeba oczywiście doliczyć inwestycję w infrastrukturę – m.in. instalację czujników.
Prace jednak cały czas trwają. W planach jest m.in. wprowadzenie możliwość otwierania drzwi za pomocą telefonu. Dzisiaj pracownicy robią to za pomocą kart magnetycznych, dzięki OfficeApp wystarczyłby im sam ekran smartfona. Nad OfficeApp pracuje już na stałe 15 osób, które tworzą wewnątrz firmy coś w rodzaju „wewnętrznego start-upu”. – Dzięki temu co kilka tygodni w aplikacji pojawiają się nowe funkcje – puentuje Strzelecki.