Od kilku dni koncerny farmaceutyczne publikują dane dotyczące sponsorowania lekarzy. Na specjalne listy trafiają tylko ci, którzy wyrazili na to zgodę. Średnio dostali po ponad 2,8 tys. zł na udział w konferencjach, wykładach i za publikacje. Za swoją otwartość zyskują teraz łatkę łapówkarzy. Prawie 80 proc. lekarzy nie zgodziło się na ujawnianie swoich danych.
W zeszłym roku lekarze, pielęgniarki i farmaceuci dostali od koncernów farmaceutycznych wsparcie o wartości łącznie ponad 124 mln złotych. I nie są to prezenty czy zagraniczne wczasy. Koncerny sponsorowały im głównie wyjazdy na konferencje naukowe, służące pogłębianiu wiedzy. To 80 proc. wydatków. Pozostałe to m.in. wynagrodzenia na publikacje naukowe zamawiane przez firmy.
Koncerny farmaceutyczne finansowały nie tylko edukację konkretnych lekarzy. Sumą ponad 166 mln zł wsparły organizacje ochrony zdrowia a ponad 444 mln zł wydały na działalność badawczo-rozwojową.
Publikacja danych to efekt podpisania przez farmaceutyczne koncerny kodeksu dobrych praktyk zwanego Kodeksem Przejrzystości. Program wprowadziło w dwa lata temu kilkadziesiąt firm w Polsce, w tym właśnie światowi giganci: Pfizer, Bayer, GlaxoSmithKline (GSK) czy Roche. Kodeks jest inicjatywa ogólnoeuropejską, implementowaną w krajach członkowskich. Forma i zasady publikacji danych są jednolite we wszystkich krajach i zgodne z zapisami Kodeksu.
Z raportów poszczególnych firm wynika, że np. Roche Polska, specjalizująca się w produkcji leków onkologicznych, w ubiegłym roku wydała na współpracę z lekarzem z warszawskiego Centrum Onkologii 27 tys. zł. Zaś firma Sanofi Avensis sponsorowała pojedynczym lekarzom ze szpitali powiatowych wyjazdy i zakwaterowanie na konferencjach w kwotach ok. 1,5 tys. zł.
Część firm, np GlaxoSmithKline, zrezygnowała z finansowania wyjazdów lekarzom. 90 proc. indywidualnych osób i organizacji, które otrzymały wynagrodzenie za współpracę z GSK, zgodziło się na upublicznienie swoich indywidualnych danych. GSK w 2015 r. zapłaciło pojedynczemu lekarzowi od 1,5 do 3 tys. zł za wyświadczone prze niego usługi konsultacyjne.
Lekarze, którzy nie mieli problemu z transparentnością, w świadomości wielu osób dorabiają się łatki "sprzedajnych". Również w swoim środowisku uważani są za dziwnych. Wbrew pozorom w sponsorowanych wyjazdach naukowych nie ma nic złego, tego typu konferencje służą pogłębianiu wiedzy i dzieleniu się doświadczeniem. Nierzadko udział w nich jest bardzo drogi, dlatego też niewielu lekarzy może sobie pozwolić na wykupienie uczestnictwa czy biletów lotniczych.
– Młodzi lekarze nie mają problemu z taką transparentnością. Zaś starsi nie do końca rozumieją dlaczego mają upubliczniać część swych zarobków i pewną sferę swej prywatności. Obawiają się, że staną się przez to obiektem krytyki np. ze strony pacjentów – mówi Romuald Krajewski, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej w rozmowie z Rzeczpospsolitą.
Ciekawe ilu lekarzy udzieli zgody na upubliczenie swoich danych w przyszłorocznym raporcie.