Smartfony i gry już nam się przejadły. Elektroniczne gadżety, które mają usprawniać nasze życie otaczają nas z każdej strony dlatego przedsiębiorcy z firmy FLASH Robotics stworzyli robota, który zanim przejdzie do rzeczy ma się z nami...zaprzyjaźnić. A gdy już zwiążemy się z nim emocjonalnie – nauczyć podstaw języków obcych. Dokładnie angielskiego i hiszpańskiego, ale twórcy zapowiadają, że chcą EMYSA nauczyć również francuskiego, mandaryńskiego czy japońskiego.
Polska ma w ostatnim czasie szczęście do robotów rewolucjonizujących system nauczania. Najpierw świat dowiedział się o Photonie – maszynie, która za kilka miesięcy pojawi się w szkołach i nauczy podstaw programowania nawet kilkulatka. Teraz na swój czas czeka natomiast nowe urządzenie, dzięki któremu przyswojenie języka obcego przez kilkulatka stanie się prostsze niż kiedykolwiek.
Na imię mu EMYS. Niepozorny robot stworzony i zaprogramowany przez grupę inżynierów z firmy FLASH Robotics ma zmieść z rynku nudne gry interaktywne i zastąpić drogie korepetycje. Mówi, porusza się, rozpoznaje twarze. Ba, okazuje nawet emocje, co jak przekonuje autor, ma nieoceniony wpływ na szybkość nawiązywania relacji z dzieckiem i, co za tym idzie, postępy w nauce.
– Dążymy do tego, by nasz robot nie był kolejnym gadżetem. Ma stać się kimś w rodzaju przyjaciela, urządzeniem, z którym można się identyfikować – opowiada nam jeden z twórców EMYSA, Michał Dziergwa.
Zwraca jednocześnie uwagę na to, że w dzisiejszym świecie podobne urządzenia muszą konkurować z całą masą elektroniki. Emocje, które pojawiają się na twarzy polskiego robota mają jednak sprawić, że zajmie w tej całej technologicznej stawce uprzywilejowane miejsce.
Uwagę udało nam się już przyciągnąć, co w przypadku 3-7 latka nie jest prostą sprawą. Co dalej? – Głównym kanałem komunikacji jest czytnik RFID. Rozpoznaje tagi w kształcie okrągłych naklejek wklejonych wewnątrz plastikowych wycinanek z postaciami z bajek, kolorami. Dzięki nim robot jest w stanie rozpoznać, co dziecko do niego przytyka. W przeciwieństwie do mowy, która w przypadku małych dzieci nie zawsze jest zrozumiała nawet dla ludzi – podkreśla Dziergwa.
Robot może więc pytać dziecko o ulubione kolory, prosić o pokazanie konkretnych „tagów” i uczyć słów poprzez opisywanie postaci z bajek. A w przerwach dać się pogłaskać, mrużąc przy tym oczy niczym kot.
Projekt ma swoje korzenie na Politechnice Wrocławskiej. Narodził się w jej murach w 2008 roku w ramach projektu unijnego. W międzynarodowym programie, w którym brało udział 9 podmiotów, polska uczelnia odpowiadała za budowę samego urządzenia. Wtedy właśnie powstał EMYS (w ten sposób ochrzczona została głowa) i FLASH, czyli kompletny robot o wysokości około 1,5 metra. Ten drugi powstał tylko w jednym egzemplarzu i znajduje się obecnie w posiadaniu Politechniki Wrocławskiej.
– Przeprowadzaliśmy badania na dworcu wrocławskim badając jak wchodzi w interakcję w ludźmi. Chodzi o to, by był w stanie wyrażać łatwo identyfikowalne emocje, wchodzić z nami w interakcję – opowiada. I tak właśnie narodził się społeczny robot.
W 2016 roku z powstał FLASH Robotics, który wydzielił się z uczelni jako spółka typu spin-off. Start-up liczy obecnie tylko dwie osoby – poza Michałem Dziergwą nad robotem pracuje jeszcze Jan Kędzierski. Mężczyźni ściśle współpracują z Krzysztofem Kubaskiem z ASP, ekspertem wzornictwa przemysłowego, oraz nauczycielami języków obcych. Na etapie badań zespół współpracował również ze sztabem psychologów.
Wraz z wyodrębnieniem własnej firmy, Polacy zaczęli poszukiwać również środków na komercjalizację. Dostali się także do jednego z najbardziej prestiżowych akceleratorów – HAX. Praca ze specjalistami w ramach szkolenia wymagała od nich przeprowadzki do Chin. Przypadkowa zmiana lokalizacji okazała się nieoczekiwanym błogosławieństwem.
– Okazało się, że szybkość prototypowania jest nieporównywalna z tym, czego doświadczyliśmy w Polsce. Tydzień w Shenzhen, to jak miesiąc nad Wisłą. W ciągu dwóch dni dostaliśmy wszystkie elementy potrzebne do stworzenia robota. Całe morze maszyn i ludzi tylko czeka tam na klienta – tłumaczy Dziergwa.
Budowa EMYSA jest obecnie na etapie prototypu. Wrocławianie szukają inwestora, który sfinansuje jego budowę. Docelowo ma kosztować 800 dolarów. Cena wygórowana jak na polską kieszeń, twórcy nie ukrywają jednak, że celują przede wszystkich w rynki zagraniczne. Na początku do wszelkiej maści placówek dydaktycznych, a następnie – do indywidualnych nabywców.