Opis zawodu brzmi wyjątkowo odstręczająco. Praca na świeżym powietrzu bez względu na warunki atmosferyczne, konieczność wstawania o 4 rano i nieustanna samotność. W zamian tylko bardzo przeciętna pensja. Mimo to, na kurs przygotowujący do pracy w charakterze bacy i juhasa zgłosiło się 121 osób. Już na jesieni część z nich ruszy na hale.
Małopolska Szkoła Gościnności w Myślenicach poinformowała właśnie, że pierwsi bacowie i juhasi zakończyli już teoretyczną część kursu finansowanego przez samorząd województwa małopolskiego. Na początku na szkolenie zgłosiło się 121 chętnych. Grzegorz Lipiec z Zarządu Województwa Małopolskiego, opowiadał wówczas, że zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania, a w ostatnich dniach rekrutacji blokowały się nawet skrzynki elektroniczne, na które wpływały dokumenty.
Warto dodać, że do pracy na podhalańskich halach zgłaszali się nie tylko Polacy, kandydatury spływały także z Rumunii i Wielkiej Brytanii. Teraz najbardziej wytrwałych (a zostało ich 58) czeka 160 godzin zajęć praktycznych na bacówce w sezonie wypasów.
Kandydatów nie odstraszyły nawet wyjątkowo wymagające warunki pracy. O specyfice zawodu opowiadał „Gazecie Wyborczej” Wojciech Czabanowski. Doktorant filozofii UJ chciał tylko pożytecznie spędzić wakacje. – To się może tylko z daleka wydawać, że opiekowanie się stadem owiec to łatwa robota. Tak naprawdę to jest ciężka robota, do której niejeden miastowy nie jest przyzwyczajony – tłumaczył. I narzekał, że najciężej było przyzwyczaić się do wstawania każdego dnia o czwartej rano.
To oczywiście nie wszystkie uciążliwości. Mężczyzna narzekał również na brak towarzystwa kobiet i podejrzliwe traktowanie ze strony miejscowych. – Poszedłem raz na halę, zgadałem do jednego górala. Dziwnie się na mnie spojrzał, myślał, że żartuję albo naigrywam się z niego – wspominał.
Co dostajemy w zamian? Według portalu ile-zarabia.eu, juhas może liczyć na 3450 zł netto (na umowie o pracę byłoby to 4856 zł). Czyli niewiele więcej, niż wynosi obecnie średnia krajowa.