Określanie Polski Wschodniej mianem "Polski B" przestaje mieć powoli racjonalne uzasadnienie. Tereny byłego zaboru rosyjskiego tradycyjnie postrzegane jako zacofane pod względem organizacyjnym i infrastrukturalnym cieszą się coraz większym wzięciem wśród inwestorów. Dlaczego? – To dzięki wyjątkowej determinacji – podkreślają nasi rozmówcy.
Ubiegły rok był rekordowy pod względem wartości inwestycji, które napłynęły do Polski Wschodniej – wynika z danych Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. W 2016 zostało zakończonych 8 projektów o wartości niemal 400 mln złotych. Dzięki nim w tzw. „Polsce B” przybyło ponad 2,5 tys. miejsc pracy.
To jednak tylko suche liczby. Odnieśmy je więc do lat poprzednich. W latach 2014-2015 na Wschód napłynęły inwestycje za niespełna 300 mln, dzięki którym zatrudnienie znalazło trochę ponad tysiąc pracowników. – Dziś widzimy, że inwestorzy coraz częściej myślą o działalności w tym makroregionie, zwłaszcza w przypadku reinwestowania wypracowanego kapitału w innym miejscu Polski – zauważył Krzysztof Senger, wiceprezes PAIH ds. inwestycji.
Skąd taki wynik? Na początku wyjaśnijmy, komu nie powinniśmy go przypisywać. Z pewnością nie jest to bezpośredni efekt działania polityków, przynajmniej na szczeblu centralnym. Choć ci bardzo chętnie przypisują sobie zasługi związane z przyciąganiem inwestorów. – Jesteśmy bardzo atrakcyjnym krajem do inwestowania, jeszcze rok temu wieszczono coś zupełnie innego – podkreślił w maju w TVP Mateusz Morawiecki. Czy rzeczywiście?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Decyzja o inwestycji nie jest podejmowana w mgnieniu oka. Nierzadko potrzebne są lata. Dlatego zasługi za inwestycje zrealizowane w 2016 roku nie możemy przypisać obecnemu rządowi.
– Wszystko zależy oczywiście od tego, czy firma ma już zakład na terenie Polski. W przypadku inwestycji greenfield (realizowanych na terenach pozbawionych potrzebnej infrastruktury) przedsiębiorstwo potrzebuje jednak na sfinalizowanie inwestycji około 2-3 lata – opowiada nam Tony Housh, prezes zarządu Amerykańskiej Izby Handlowej. – Podjęcie samej decyzji to często kwestia roku – dodaje.
Źródeł rekordowego 2016 roku powinniśmy więc szukać raczej w latach 2013-2014. Zdanie Housha nie jest zresztą odosobnione.
– Zawsze powtarzam, że czytając informacje o realizacji inwestycji zagranicznych, trzeba brać pod uwagę, że ich początki sięgają 3-4 lat wstecz – podkreśla Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. Choć jednocześnie zauważa, że wszystko zależy od warunków infrastrukturalnych oraz konkretnej branży.
Podane okresy to oczywiście kwestia umowna, na ich podstawie widać jednak jak na dłoni, że między bajki możemy włożyć przechwałki rządu o swoich zasługach w kwestii przyciągania kapitału zagranicznego nad Wisłę.
Sektory, w których lokowane są pieniądze, pozostają z grubsza te same co i w latach wcześniejszych. Dużą rolę odgrywa motoryzacja, branża spożywcza i przemysł drzewny. Na nową gwiazdę regionu wyrosło również lotnictwo. Wszystko dzięki stworzeniu w regionie Rzeszowa Doliny Lotniczej,do której ściągają konsorcja z całego świata. Na Podkarpacie sprowadził się m.in. Prat&Whitney, MTU i Hispano Suiza czy Sikorsky Aircraft Corporation.
Wspomniany klaster jest akurat przykładem kombinacji wykwalifikowanych kadr i niskich kosztów siły roboczej.
Bardzo aktywni na polu pozyskania zagranicznych inwestorów pozostają lokalni urzędnicy. – Samorządy odznaczają się niesamowitą determinacją oraz coraz większym profesjonalizmem działania – nie ma wątpliwości Dionizy Smoleń, dyrektor zespołu ds. Sektora Publicznego w PwC. – Dla mnie sztandarowym przykładem jest to, co dzieje się w województwie lubelskim. Funkcjonuje tam jedna komórka – Biznes Lubelskie – która koordynuje całość wysiłków samorządowych. Wszystko jest także „spięte” z komórkami obsługi inwestora we wszystkich gminach i powiatach. Urząd marszałkowski wprowadził jednolite standardy. Skutecznie działa również wymiana informacji – jeśli inwestor nie znajduje terenów w jednej gminie, to urzędnicy potrafią mu wskazać inną, bardziej optymalną lokalizację – zauważa.
O tym, jak ta determinacja wygląda w praktyce, opowiada natomiast Przemysław Jagiełło z Urzędu Marszałkowski Województwa Lubelskiego w Lublinie.
– Nasz zespół konkurował z trzema silnymi gospodarczo regionami. Po przeprowadzeniu pierwszych rozmów otrzymaliśmy informację, że województwo lubelskie będzie audytowane w późnych godzinach popołudniowych (18:30 – 20:30), jako ostatni wizytowany region – mówi Jagiełło. I dodaje, że piloci inwestycyjni przygotowali wcześniej schemat graficzny wraz z dokładnym opisem, mapami i grafikami przedstawiającymi miejsce spotkania, czas dotarcia oraz drogi, którymi inwestor powinien się poruszać.
– Inwestor o wskazanej godzinie został przejęty z granicy województwa i był pilotowany na każdą ze wskazanych po wcześniejszych ustaleniach lokalizacji, a zespół z Centrum Obsługi Inwestora z Janowa Lubelskiego przygotował oświetlenie granic kilku hektarów terenu przy użyciu zewnętrznego generatora prądu – wspomina Jagiełło. Efekt? To właśnie niedoceniany Janów Lubelski znalazł uznanie wspomnianego inwestora.
Jest więc dobrze, a w najbliższej przyszłości ma być jeszcze lepiej. PAIH chwali się bowiem, że w 2015 roku inwestorzy szczegółowo wypytywali agencję o 26 spośród 157 przedstawionych lokalizacji (czyli tyle samo, ile przez pierwsze półrocze br.). W ubiegłym roku – już o 46, co oznacza, że zainteresowanie wzrosło o prawie 77 proc.