Well, that escalated quickly – chciałoby się rzec. Recepcjonistka jednego z polskich hoteli wysłała maila z ofertą do ponad 200 gości. Pech chciał, że każdy z nich mógł poznać maile wszystkich innych odbiorców. Sprawa znalazła finał w sądzie, który dorzucił swoje 3 grosze i upublicznił jeszcze więcej.
Historia brzmi absurdalnie. W końcu każdemu czasem zdarza się źle zaadresować maila. Wspomniana recepcjonistka powinna była umieścić adresy odbiorców w polu BCC lub UDW, czyli każdy z nich powinien być tzw. ukrytym odbiorcą. W ten sposób widzą tylko swój adres mailowy. Błąd polegał na tym, że pani wkleiła je do pola CC, więc każdy odbiorca mógł zobaczyć adresy wszystkich innych adresatów wiadomości.
Jeden z tych odbiorców poczuł się urażony bardziej, niż inni i sprawa trafiła najpierw do GIODO a później do prokuratury w Nowym Targu. I tu zaczęła prawdziwa komedia. Prokuratura przesłuchała świadków i podejrzaną, zasięgnęła opinii informatyka (policyjnego) i zdecydowała o warunkowym umorzeniu sprawy na rok. Recepcjonistka musiała jedynie wpłacić 500 zł na cele społeczne.
Niestety na tym sprawa się nie zakończyła. Każda z 205 poszkodowanych osób otrzymała od prokuratury pismo, w którym zawarto między innymi imiona i nazwiska wszystkich osób zamieszanych w sprawę oraz wszystkie dane, jakie na temat pani recepcjonistki zgromadziła prokuratura. Dane dość wrażliwe – o rodzinie, dzieciach, stanie majątkowym, braku leczenia psychiatrycznego itp.
W ten sposób jeden błąd, dzięki któremu 205 osób poznało swoje adresy mailowe, przerodził się w sytuację, w której sąd dorzucił im imiona i nazwiska oraz historię życia pechowej recepcjonistki.
Na dobrą sprawę prokuratura i sąd zrobiły to samo, za co ukarały recepcjonistkę, a nawet bardziej. Instytucje podkreslają jednak, że uczyniły to w imię prawa i w zgodzie z nim.